Krach na złocie. W chwilę cena uncji spadła o prawie 100 dolarów
Nerwy posiadaczy większej ilości złota zostały w ostatnich godzinach wystawione na wielką próbę. Już dawno nie obserwowaliśmy tak nagłego załamania cen kruszcu. Rynkowi eksperci taką sytuację nazywają "flash crash".
Mniej więcej od połowy czerwca ceny złota na światowych giełdach utrzymywały się w okolicach 1800 dolarów za uncję. Dla inwestorów, którzy włożyli pieniądze w kruszec, był to czas wyczekiwania na jakiś impuls do wzrostu. Stało się odwrotnie.
Najpierw w piątek wieczorem wyceny obsunęły się o około 40 dolarów do 1760 dolarów. Mogło się wydawać, że przez weekend sytuacja się ustabilizuje, ale w poniedziałek zaraz po wznowieniu notowań giełdowych przecena złota przyspieszyła. W najgorszym momencie wycena uncji spadła do 1672 dolarów - najniższego poziomu od ponad roku.
Można mówić o "flash crash", czyli błyskawicznym spadku wycen, które raz na jakiś czas zdarzają się na rynkach finansowych. Czasem przez przypadek, a czasem w wyniku rynkowej paniki. Na rynku złota z taką sytuacją już dawno nie mieliśmy do czynienia.
Polski Ład. Premier złożył nową propozycję przedsiębiorcom. "Poprzemy reformę tylko pod takimi warunkami"
Z perspektywy polskich inwestorów krach ten oznaczał, że w ciągu chwili wycena każdych 31 gram złota spadła o blisko 350 zł.
Załamanie to jednak nie trwało długo.
Tak jak błyskawicznie zanurkowały ceny złota, tak szybko duża część strat została odrobiona. W południe uncja kosztowała już ponad 1740 dolarów, choć oczywiście jest to wyraźnie mniej niż w ubiegłym tygodniu.
Za wyprzedażą złota i spadkiem jego wartości stoi konkretne wydarzenie. Analitycy wskazują na piątkowe dane z rynku pracy w USA, które mogą mieć duże znaczenie dla polityki pieniężnej. A to przekłada się też na popyt na złoto.
Czytaj więcej: Rosja wyprzedaje diamenty. Będzie duża aukcja we wrześniu
- Perspektywa szybszej normalizacji polityki monetarnej po lepszych od oczekiwań piątkowych danych z amerykańskiego rynku pracy wsparła dolara i rentowności w USA, co z kolei doprowadziło do małego trzęsienia ziemi na rynku metali szlachetnych - wskazuje Rafał Sadoch z biura maklerskiego mBanku.
Złoto w piątek straciło blisko 50 dolarów, a dziś po otwarciu handlu bardzo szybko zanurkowało o kolejne 80 dolarów. Równie duże wahania pojawiły się na rynku srebra - zauważa.
- W pewnym momencie notowania złota spadły nawet poniżej 1700 dolarów za uncję, schodząc do najniższych poziomów w bieżącym roku. Warto jednak zaznaczyć, że ruch ten nastąpił przy relatywnie niewielkiej aktywności inwestorów, wynikającej ze święta w Japonii oraz Singapurze - tłumaczy Dorota Sierakowska, eksperta domu maklerskiego BOŚ.
Dodaje, że w późniejszych godzinach złoto odrobiło większość strat, jednak nadal nie można mówić o optymizmie.
- Ceny złota znajdują się pod wyraźną presją podaży, a obecnie walczą o powrót ponad poziom 1750 dolarów za uncję. Wiele jednak będzie zależeć od retoryki członków Rezerwy Federalnej, którzy w tym tygodniu także mają zaplanowanych wiele publicznych wystąpień - podkreśla.
Sugeruje, że im większa szansa na zaostrzanie polityki pieniężnej w USA, tym gorzej dla cen złota.