Indeksom nie udało się pogrążyć i zejść poniżej styczniowych poziomów. Uważajmy jednak na papierowe wzrosty.
WIG20 zyskał dziś 1,7 proc., a WIG 1,14 procent. Indeksom udało się oddalić od styczniowych poziomów, których przełamanie oznaczałoby dalsze znaczne spadki. Nie obyło się to jednak bez problemów - dzisiejsza sesja nie należała do spokojnych.
Z pewnością rodzimym inwestorom pomogły dane o sprzedaży detalicznej w USA, która w maju wzrosła o cały procent (najwięcej od 6 miesięcy). Możliwe, że to pakiet pomocy prezydenta Busha zaczyna pomału oddziaływać na zachowania tamtejszych konsumentów.
Co jednak ważniejsze, spadły nieco ceny ropy (135 dol. na giełdzie w Londynie).
Jednak dotarcie indeksów niżej od marca tego roku i prawie na równi ze styczniowymi świadczy o słabości rynku. Dzisiejszy wzrost, który nie był okraszony dużymi obrotami (niecały miliard złotych), jeszcze niczego nie przesądza.
Do pełni szczęścia potrzeba będzie większego spadku cen ropy (czyli tym samym presji inflacyjnej) oraz powrotu kapitału, szczególnie rodzimego, na rynek. Obydwa czynnika na razie zawodzą.
ZOBACZ TAKŻE: