Poniedziałek 18 stycznia jest dniem oficjalnego startu akcji "otwieraMY", choć – co warto zaznaczyć – niektóre lokale wznowiły aktywność już ponad tydzień temu. Na interaktywnej mapie Polski widać kilkadziesiąt działających punktów – restauracji, barów, pubów, kawiarni, hotelu i siłowni. Czy to dużo? Mając na uwadze to, że w całej Polsce jest ok. 70 tys. lokali gastronomicznych, ciężko mówić tu o fali otwarć. Inicjatorzy akcji tłumaczą jednak, że to dopiero początek.
- Dokładnych danych panu nie podam, bo sytuacja jest dynamiczna, ale myślę, że w tym momencie możemy mówić nawet o setkach lokali gastronomicznych, które się otworzyły. Po prostu, nie wszyscy chcą rozgłosu i nie wszyscy chcą być na mapie – mówi money.pl Michał Wojciechowski, przewodniczący struktur ogólnopolskich Strajku Przedsiębiorców.
- Ludzie muszą jakoś funkcjonować, opłacać raty i leasingi. A obostrzenia są nielegalne. Kto to widział, aby zamykać działalności? Cieszę się, że ludzie w końcu poszli po rozum do głowy. To jest machina, której nic nie zatrzyma – dodaje.
Jednym ze "zbuntowanych" jest Damian Klinicki, właściciel kawiarni "Kafejeto" w Białymstoku. - Otworzyliśmy się o 8:00. Działamy normalnie. Oficjalnie jako zebranie partyjne. Wszystkie produkty można pobrać na wynos. Już trochę osób zdążyło nas odwiedzić. Wśród odwiedzających nie było jeszcze nikogo z policji i sanepidu, ale jak coś, to jesteśmy przygotowani na taką wizytę – mówi właściciel kawiarni.
Jak dokładnie? Klinicki twierdzi, że prawo jest po "ich stronie", "ich" czyli przedsiębiorców. Nasz rozmówca tłumaczy, że nie ma podstawy prawnej do ukarania go mandatem, a jeśli policja zdecyduje się wystawić mandat, to właściciel kawiarni nie ma zamiaru go przyjmować. W rozmowie z money.pl. tłumaczy, że nie ma wyjścia i musiał otworzyć kawiarnię.
Ruszają hotele, pensjonaty, stoki. Ujawniamy skalę
- Nie możemy dłużej patrzeć na to, co się dzieje. Lockdown za bardzo się przedłuża. Nie ma jasnej odpowiedzi, do kiedy on potrwa. Jeśli do kwietnia, to pewne jest, że naszej kawiarni już do tego czasu nie będzie. Mamy 1/5 utargu co zwykłe, a koszty nie zmieniły się. Co miesiąc musimy wydać 100 tys. na utrzymanie lokalu – wyjaśnia Damian Klinicki.
- Pieniędzy jest coraz mniej. Rozważamy skorzystanie z tarczy finansowej 2.0. Pomoże nam to w jakimś stopniu uregulować bieżące zobowiązania, ale na pewno nie pozwoli wyjść na prostą – podsumowuje.
Przypomnijmy, tarcza finansowa, której operatorem jest Polski Fundusz Rozwoju, to wsparcie celowego dla firm, aby utrzymali zatrudnienie. Skala pomocy wynosi 13 mld zł. Szacuje się, że skorzysta z nich kilkadziesiąt tysięcy firm. Przedstawiciele rządu zapowiedzieli, że te firmy, które otworzą się pomimo zakazu, na pomoc nie będą mogły liczyć. Szef kancelarii premiera Michał Dworczyk wyraził jednak zdanie, że wierzy w rozsądek i samodyscyplinę rodaków.
- Bunt? Jaki bunt? – pyta retorycznie Grzegorz Kuźniar, właściciel klubu muzycznego z Kostrzyna nad Odrą. - Przecież to jest nasze prawo, aby się móc się otworzyć, handlować i działać. Nie ma na to ustawy, która by tego zabraniała – wyjaśnił. Przedsiębiorca podkreślił, że z uwagi na rodzaj działalności jego lokal jest nieczynny w poniedziałek, za to w najbliższy weekend klienci będą mogli wpaść, napić się czegoś i posłuchać muzyki.
Swoje niezadowolenie wyrazili także przedsiębiorcy z Podhala i Śląska. Chodzi zarówno o właścicieli hoteli czy pensjonatów, jak i stoków narciarskich. Okazuje się jednak, że nie trzeba jechać na południe Polski, aby skorzystać z zimowej atrakcji. Swoją działalność wznawia także Stacja Narciarska "Kazimierz" z Kazimierza Dolnego.
"Już we wtorek zapraszamy na nasz obiekt. Od tego dnia będzie możliwość uczestnictwa w edukacyjnych zajęciach sportowych dla dzieci i dorosłych. We wtorek otwieramy gastronomię ze sprzedażą wyłącznie na wynos" – czytamy w poście w mediach społecznościowych.
- Czekaliśmy cały czas, jak sytuacja będzie się rozwijać. Zgłosił się do nas powiat, który chce zorganizować zajęcia, więc zgodziliśmy się – tłumaczy money.pl właściciel obiektu.
Jak dodaje, wyciąg zarabiał dotychczas dzięki turystom "jednodniowym" z miejscowości na Lubelszczyźnie, którzy przyjeżdżali, aby spędzić trochę czasu na świeżym powietrzu, a potem wracali do swoich domów. Takie wizyty stanowiły 95 proc. przychodów firmy. Dziś przychody wynoszą zero.
- Płacimy raty za wyciąg i ratrak. Jest wypożyczalnia sprzętu, stacja oraz gastronomia i wszystko to stoi teraz. Nawet nie chce mi się liczyć, ile wynoszą nasze straty. W poprzednim sezonie była słaba zima. Mieliśmy nadzieje, że w tym roku uda nam się trochę odrobić, a wszystko potoczyło się inaczej. Nasza sytuacja jest dramatyczna – podsumowuje nasz rozmówca.
Premier Mateusz Morawiecki już skomentował tzw. bunt przedsiębiorców. Podkreślał, że niektóre branże musiały zostać zamknięte ze względu na roznoszenie się koronawirusa. - Tych, którzy łamią przepisy, czekają kary do 30 tys. zł. W przypadku wielu przedsiębiorców zadziałało to, jak kubeł zimnej wody. Poprzez Sanepid będziemy realizować plan kontroli i egzekwować przepisy. Musimy utrzymywać te rygory, aby wirus nie rozlał się po całym społeczeństwie - mówił premier.