Najnowsze dane o inflacji w Polsce okazały się sporym zaskoczeniem. Ceny w lipcu były średnio o 5 proc. wyższe w porównaniu z lipcem ubiegłego roku - podał w piątek Główny Urząd Statystyczny.
Inflacja nie tylko przebiła oczekiwania ekonomistów, którzy spodziewali się odczytu w okolicach 4,7 proc., ale też okazała się najwyższa od maja 2011 roku, czyli od dekady.
Z kolei wzrost cen powyżej 5 proc. w skali roku ostatni raz widzieliśmy dwadzieścia lat temu, w 2001 roku. I wiele wskazuje na to, że możemy zobaczyć go ponownie w kolejnych miesiącach. Zdaniem ekonomistów, poziom 5 proc. nie wyznacza bowiem maksymalnej inflacji w tym roku.
Czytaj też: Inflacja – co warto o niej wiedzieć?
Do najnowszych danych o inflacji odniósł się na Twitterze Donald Tusk, a temat "drożyzny" staje się dla rządu problemem politycznym. Sam premier Morawiecki także piątek przyznał, że podwyżka cen przyjmuje już "niepokojący" rozmiar.
O to, aby ceny w Polsce nie rosły zbyt szybko, powinien dbać Narodowy Bank Polski. Prawie zerowe stopy procentowe, jakie mamy obecnie w Polsce, cieszą spłacających kredyty, gdyż obniżają wysokość raty. Ale jednocześnie mogą napędzać wzrost cen w kraju.
Banki centralne w Czechach i na Węgrzech, aby walczyć z inflacją, podnoszą stopy procentowe. Nasuwa się pytanie, dlaczego NBP zwleka z taką decyzją, mimo że inflacja w Polsce od kilku miesięcy jest znacznie powyżej poziomu 3,5 proc., czyli górnej granicy odchylenia od celu inflacyjnego, jaki wyznaczył sam NBP?
Po pierwsze, jak powiedział w lipcu prezes banku centralnego Adama Glapiński, NBP oraz Rada Polityki Pieniężnej nie powinny się spieszyć się z podwyżką stóp. Stopy zostały obniżone prawie do zera, aby walczyć z kryzysem i pobudzić gospodarkę. Zdaniem Gapińskiego, nie można zakłócać postpandemicznego ożywienia.
Co więcej, po majowym odczycie, który pokazał 4,7 proc. w skali roku szef banku centralnego stwierdził, że szczyt inflacji mamy już za sobą. Taki pogląd mógł nawet wydawać się słuszny po czerwcowych danych, które pokazały 4,4 proc. w skali roku. Jednak w lipcu inflacja zaskoczyła.
"Zadowolenie RPP ze spadku czerwcowego przedwczesne. Przed nami presja kosztowa i popytowa, w warunkach, kiedy PKB oparte na konsumpcji, a inwestycje słabe od lat, to recepta na długi okres podwyższonej inflacji” – napisali na Twitterze ekonomiści ING Banku Śląskiego.
Aby pokazać, jak rosną ceny, na które bank centralny ma wpływ, NBP wylicza wskaźnik inflacji bazowej, z wyłączeniem cen żywności i energii. Jednak inflacja bazowa również jest podwyższona. W czerwcu wyniosła 3,5 proc. w skali roku, a w lipcu – jak prognozują ekonomiści – wyniesie 3,6-3,7 proc. (dane za lipiec poznamy w połowie sierpnia).
Co zrobi RPP?
Czy zaskakująco wysoki odczyt inflacji w lipcu zrobi na Radzie Polityki Pieniężnej jakiekolwiek wrażenie? Może przyspieszyć podwyżkę stóp, chociaż zdania ekonomistów są podzielone.
"Po dzisiejszym odczycie rośnie jednak prawdopodobieństwo, że Rada nawet wcześniej (może już we wrześniu br.) zmieni retorykę, przygotowując rynki finansowe na zmiany w polityce monetarnej” – ocenia Monika Kurtek.
"Podwyżki stóp procentowych, o ile Rada nie zmieni dotychczasowego zdania, nastąpią w 2022 roku, ale dzisiejszy odczyt wskaźnika CPI zwiększa prawdopodobieństwo, że pierwszy ruch RPP nastąpi w tym zakresie w I kwartale 2022 roku, a nie dopiero w połowie 2022 roku" - dodaje.
Natomiast według ekonomistów ING Banku Śląskiego, wysoka inflacja wspiera scenariusz podwyżki w listopadzie. "Rada podała warunki do podwyżki, naszym zdaniem większość będzie spełniona w IV kwartale 2021, nie można wiecznie czekać na efekty pandemii" - oceniają.
Dlaczego inflacja w Polsce przyspieszyła?
Piątkowe dane GUS to wstępny odczyt. Dokładniejsze dane - co i o ile zdrożało poznamy za dwa tygodnie. Trzeba też pamiętać, że wynik 5 proc. odnosi się do średniego wzrostu cen, który dla poszczególnych kategorii towarów i usług mógł być znacznie większy lub mniejszy.
Jednak ekonomiści już teraz wskazują, że inflację w Polsce napędzają droższe paliwa oraz żywność. Jak wstępnie szacuje GUS, żywność drożała w lipcu średnio o 3,1 proc. w skali roku, energia o 5,3 proc., a paliwa a o 30 proc.
Z kolei jeśli porównamy ceny z lipca z czerwcem to okazuje się, że żywność staniała o 0,4 proc. energia zdrożała o 0,1 proc., a paliwa zdrożały o 4,4 proc. Natomiast średni poziom cen dla wszystkich kategorii dóbr i usług wzrósł o 0,4 proc.
Wprawdzie w lipcu ceny żywności obniżyły się w porównaniu z czerwcem, ale zaledwie o 0,4 proc. i ten spadek był mniejszy, niż wynikałoby ze wzorca sezonowego. "Naszym zdaniem stały za tym wyższe ceny drobiu, importowanych owoców oraz włoszczyzny" - oceniają ekonomiści PKO BP.
Jednocześnie nadal rosły ceny nośników energii oraz paliw. Wśród wszystkich kategorii w lipcu najprawdopodobniej spadły jeszcze w porównaniu z czerwcem tylko ceny odzieży i obuwia (z powodu sezonowych wyprzedaży). „W pozostałych kategoriach natomiast musiały mieć miejsce wzrosty cen i wygląda na to, że były one spore” – ocenia Monika Kurtek, główny ekonomista Banku Pocztowego.
Pod koniec roku nawet 5,5 proc.
Ekonomiści nie mają wątpliwości – inflacja w Polsce nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa. Po dzisiejszych danych wielu analityków ocenia, że inflacja pozostanie na poziomie 5 proc. do końca 2020, a pod koniec roku może jeszcze przyspieszyć. Zdaniem Moniki Kurtek w grudniu może wynieść nawet do 5,5 proc.
"Urząd Regulacji Energetyki (URE) zatwierdził podwyżkę cen gazu dla gospodarstw domowych – szacujemy, że decyzja podniesie CPI o około 0,15 pkt. Mocniej rosnąć będą też ceny żywności. Równocześnie dynamika cen paliw będzie spowalniać" - ocenia Marcin Klucznik, analityk z zespołu makroekonomii PIE.