Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Damian Szymański
Damian Szymański
|
aktualizacja

Czechy już przebierają nogami. Zaraz pozbędą się problemu. Co z Polską?

253
Podziel się:

W Czechach walczą z inflacją inaczej niż w Polsce. Tam rząd ogranicza wydatki, u nas zwiększa. Bank centralny w Pradze powtarza, że nie zamierza obniżać stóp procentowych. U nas NBP działa na odwrót. Jedna rzecz jest wspólna — silny rynek pracy. To on najbardziej niepokoi Czechów. Nas też powinien.

Czechy już przebierają nogami. Zaraz pozbędą się problemu. Co z Polską?
Ekspansywna polityka fiskalna wraz z silnym rynkiem pracy mogą w Polsce utrudnić walkę z inflacją — uważają ekonomiści (PAP, Radek Pietruszka)

W Czechach inflacja w lipcu spadła do 8,8 proc. W czerwcu z kolei wynosiła 9,7 proc., co oznacza, że nasi południowi sąsiedzi już drugi miesiąc z rzędu notują jednocyfrowy wzrost cen. Tamtejszy bank centralny daleki jest jednak od triumfalizmu.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zobacz także: Inflacja jednocyfrowa jeszcze w tym roku. Członek RPP: martwi nas inny odczyt

Zdaniem Czechów debata na temat możliwych obniżek stóp procentowych może rozpocząć się jesienią, ale z zastrzeżeniem, że walka z inflacją jeszcze się nie zakończyła (bank skłania ku temu, aby nie obniżać stóp do końca bieżącego roku). Rynek spodziewa się pierwszych ruchów w tym zakresie w I kw. 2024 r. W Polsce batalia o ujarzmienie cen wygląda inaczej — zarówno pod względem polityki prowadzonej przez Prawo i Sprawiedliwość, jak i sam Narodowy Bank Polski.

Jak Czesi walczą z inflacją, a jak Polacy?

Od dobrych kilku miesięcy prezes czeskiego banku centralnego Aleš Michl apelował do rządu o pomoc w walce z inflacją, obniżając deficyt. To przyniosło efekt. Politycy właśnie forsują pakiet zmian, które w 2024 r. mają pomóc zmniejszyć dziurę w finansach publicznych do poziomu 1,8 proc. PKB. U nas, wg części ekonomistów, jej rozmiar ma zbliżyć się do 5 proc.

Jak piszą analitycy mBanku, jedną z najbardziej kontrowersyjnych zmian jest ta dotycząca systemu emerytalnego. Zakłada ona bowiem zmianę metody wyliczania waloryzacji świadczeń emerytalnych, które w ostatnich latach rosły wyraźnie powyżej średniego wzrostu wynagrodzeń. Teraz ma się to zmienić. "Słowem, polityka emerytalna dokładała swoją cegiełkę do budowania presji cenowej w kraju" — wyjaśniają.

Zmiany ograniczą konsumpcję prywatną oraz zasilenie gospodarki dodatkowym pieniądzem, o co od miesięcy apelował Narodowy Bank Czech (CNB z ang. Czech National Bank). Wraz z konserwatywną polityką monetarną banku centralnego (bank obniży stopy, kiedy będzie miał pewność, że inflacja nie jest uporczywa) ma to pomóc w sprowadzeniu inflacji w okolice celu wynoszącego 2 proc. w połowie przyszłego roku.

NBP kontra CNB

W Polsce wygląda to zgoła odmiennie. Prezes NBP prof. Adam Glapiński chce obniżki stóp już po wakacjach, kiedy inflacja zejdzie poniżej 10 proc., choć raport samego banku mówi, że celu inflacyjnego wyznaczonego przez NBP na 2,5 proc. nie osiągniemy nawet pod koniec 2025 r. Za takie postawienie sprawy i ofiarowanie prezentu rządowi przed wyborami szef polskiego banku centralnego jest krytykowany przez gros komentatorów rynkowych.

Czesi wyjaśniają także dokładnie, jakie jest źródło spadku inflacji w ich kraju (nie należy porównywać inflacji czeskiej i polskiej, ponieważ jest ona liczona inaczej przez urzędy statystyczne – przyp. red.). U nas pojawił się baner, poprzez który NBP chwali się stabilizacją cen w ostatnich miesiącach. Akcja zostało ostro skrytykowana przez ekonomistów.

Ceny przestały rosnąć, ponieważ załamała się konsumpcja. Polek i Polaków stać na coraz mniej i coraz mniej kupują. Zmniejsza się wyraźnie popyt, a przy takich okolicznościach ceny zaczynają spadać. Ceny też nie rosną, ponieważ stabilizuje się sytuacja na światowych giełdach – ceny paliw, żywności, energii wracają do poziomów sprzed wybuchu wojny i nie ma w tym ani grosza zasługi NBP – uważa Mariusz Zielonka, ekonomista Konfederacji Lewiatan.

Silny rynek pracy

Jest jednak coś, co łączy Polskę i Czechy. To bardzo silny rynek pracy, który generuje solidne podwyżki płac. U nas szef NBP mówi o tym w superlatywach, podkreślając, że Polacy w końcu zaczną zarabiać więcej, niż wynosi inflacja. Zupełnie inaczej wygląda to nad Wełtawą. Tam jest to powód do niepokoju, gdyż może oznaczać wzrost cen na wyższym poziomie.

Specjaliści mBanku wskazują, że Czesi obawiają się przegrzewania ich rynku pracy. Jak piszą, według czeskiego banku centralnego spadki dynamiki płac będą na tyle lekkie, że tempo nominalnych przeciętnych wynagrodzeń nie wróci w okolice długookresowego trendu (+/- 5 proc. w ujęciu rok do roku).

Zatrudnienie do końca roku ma rosnąć, przyszły rok ma przynieść jedynie niewielkie wzrosty stopy bezrobocia. Ciasny rynek pracy to problem, z którym czeska gospodarka boryka się już od dawna, jedynym okresem wytchnienia był tylko czas pandemii i zbliżający się coraz bliżej końca okres restrykcyjnej polityki pieniężnej. Nic dziwnego, że w takich warunkach, wśród ryzyka dla inflacji bank przeszedł z podkreślania roli polityki fiskalnej na zagrożenia związane z ewentualną spiralą płacowo-cenową – podsumowują.

Podobną sytuację mamy w Polsce. Niskie bezrobocie i brak wykwalifikowanych pracowników oznacza, że koszty w firmach rosną. Innymi słowy, pracodawcy muszą walczyć o siłę roboczą wyższymi płacami. Szczególnie dotkliwa dla niektórych branż jest bardzo silna podwyżka płacy minimalnej (o 19,4 proc. w przyszłym roku – przyp. red.). NBP w lipcu podniósł szacunki jednostkowych kosztów pracy oraz wynagrodzeń na ten i przyszły rok, a to one mogą wpływać zaraz na ścieżkę wzrostu cen nad Wisłą (o czym pisaliśmy TUTAJ). Glebę pod uporczywość inflacji będzie nawoził także wzrost gospodarczy, który ma wynieść między 2-3 proc.

Prof. Tyrowicz: Nic nie sugeruje, żebyśmy zbiegli do celu 2,5 proc.

Dlatego też zdaniem Joanny Tyrowicz, członkini Rady Polityki Pieniężnej, polski bank centralny powinien zmniejszyć "temperaturę na rynku pracy".

Popyt na pracę przestał rosnąć, przynajmniej w sektorze przedsiębiorstw. Płace za to rosną w ujęciu realnym już od ponad kwartału. Obecna dynamika płac nie jest spójna ze średniookresowym celem inflacyjnym, a z pięciu kolejnych projekcji, w każdej kolejnej dynamika płac jest wyższa w 2024 i 2025 r. - wskazuje ekonomistka.

W opinii prof. Tyrowicz problemem na dziś nie jest więc to, czy inflacja będzie na koniec roku jednocyfrowa. – To w ogóle nie jest punkt odniesienia. Jest nim jedynie, podkreślam jedynie, 2,5 proc. celu inflacyjnego – zauważa. Niestety, nie sięgniemy tego celu w przewidywalnym terminie, a wynagrodzenia są w tym kontekście zagrożeniem, które może to skutecznie utrudnić, przed czym ostrzega członkini RPP. Prof. Tyrowicz w wielu wystąpieniach wyjaśniała, że w Polsce nie ma co straszyć ludzi masowym wzrostem bezrobocia, bo nie ma ku temu podstaw.

– Problemem na teraz jest to, czy inflacja – tak w Polsce, jak i wszędzie na świecie – w ogóle zbiegnie do celu. Ona się obniża i będzie obniżać. Ale nic na rynku pracy i w procesach cenotwórczych nie sugeruje, że cel jest na dziś w zasięgu. Tą przesłanką kierują się w USA i w strefie euro. I nic nie usprawiedliwia lekceważenie takiego ryzyka — podsumowuje ekonomistka.

Nieco innego zdania są specjaliści z Credit Agricole. W ich opinii w kolejnych kwartałach wzrost wynagrodzeń będzie nieznacznie opadał.

Głównym czynnikiem oddziałującym w kierunku obniżenia nominalnego tempa wzrostu płac w kolejnych kwartałach będzie oczekiwany przez nas silny spadek inflacji i związane z nim zmniejszenie presji płacowej w przedsiębiorstwach – uważają analitycy francuskiego banku.

Jak więc potoczą się losy naszych portfeli? "Polska polityka gospodarcza podąża innym kursem niż ta zagraniczna (nie tylko w Czechach). O tym, kto miał rację, dowiemy się rzecz jasna ex-post, co samo w sobie będzie ciekawą lekcją na przyszłość" - piszą z kolei analitycy mBanku.

Damian Szymański, wiceszef i dziennikarz money.pl

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(253)
polak
8 miesięcy temu
niedługo miliony dzieki pisowi zarabiać będziemy a bułka będzie kosztować sto tysiecy-niech żyje pis i liliput też
djom
8 miesięcy temu
Widzę, że ekonomistów boli realny wzrost płacy Polaków. Jak długo mamy być biedakami Europy?
Polak
8 miesięcy temu
PiS to porażka w skali świata
Jjsh
9 miesięcy temu
Stronniczość tego portalu jest wręcz nieprawdopodobna!!!
ythbxb cm
9 miesięcy temu
W strefie euro mieli mniejszą inflację lecz spada tam ona bardzo wolno. Dużo wolniej niż u nas. Oczywiście priorytetem w strefie euro była inflacja, a nie gospodarka jak w Czechach i Polsce. Dla Czech i dla Polski najcenniejszym atutem była własna waluta dająca więcej swobody w działaniu. Euro się skompromitowało bo TA SAMA waluta miała i ma inną inflację w poszczególnych państwach. Dowodzi to słabości tej waluty, jej niestabilności. Niestety Polska i Czechy to różne organizmy państwowe więc i sposób na inflacje musi być różny. Nawet światłe umysły mylą się. Kryzysy za rządów PO-PSL również najechały na minę. Był moment, że pieniądze z prywatyzowanych przedsiębiorstw 57mld, z OFE 150mld i gigantyczny deficyt budżetowy nie wystarczył by nie wywołać inflacji.
...
Następna strona