Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Przemysław Ciszak
Przemysław Ciszak
|
aktualizacja

Europa przełamała szantaż Putina. Ujawnił się jednak inny problem

Podziel się:

Europie za sprawą zwiększonych dostaw skroplonego LNG oraz redukcji zużycia zarówno w gospodarkach, jak i domach Europejczyków, udało się w dużej mierze uzupełnić rezerwy gazu ziemnego na zimę. Dodatkowo pomaga wciąż utrzymująca się wysoka temperatura. To w oczywisty sposób krzyżuje plany Rosji liczącej na destabilizację Zachodu. Kłopot w tym, że nadpodaż gazu ujawniła kolejny poważny problem - liczne wąskie gardła.

Europa przełamała szantaż Putina. Ujawnił się jednak inny problem
Europa przełamała szantaż Putina (Getty Images, Contributor#8523328)

Rosyjska strategia destabilizacji Zachodu poprzez szantaż gazowy przestaje być skuteczna. Z dużym trudem, ale Europa zbilansowała straty wynikające z odcięcia i redukcji dopływu błękitnego paliwa z Rosji. Kolejne kontrakty na skroplony gaz LNG ze świata, umowy gazowe z kierunków innych niż rosyjski, a także redukcja zużycia w UE już przyniosły efekty.

- Rzeczywiście Europie udało się doprowadzić do sytuacji, w której mamy nadwyżkę gazu LNG. Mechanizmy zarządzające dostawami sprawdziły się. W tej chwili dostawy są wyższe, niż wynika to z zapotrzebowania. Trzeba jednak mieć na uwadze, że ma to również związek z korzystnymi warunkami atmosferycznymi, cieplejszej niż zakładano jesieni i ograniczenia konsumpcji zarówno w przedsiębiorstwach, jak i gospodarstwach domowych - zauważa w rozmowie z money.pl prof. Robert Zajdler, ekspert Instytutu Sobieskiego.

Jak podkreśla, to dobry prognostyk.

Jeśli trend w zakresie konsumpcji i dostaw się utrzyma i nie będzie potrzeby pozyskiwania dodatkowych ilości gazu z magazynów do końca roku kalendarzowego, to powinniśmy bezpiecznie przejść przez obecny sezon jesienno-zimowy - szacuje ostrożnie.

Jednak, aby odtrąbić sukces i zwycięstwo w wojnie gazowej z Rosją jest jeszcze zdecydowanie za wcześnie. Obecna sytuacja daje Europie co prawda chwilę wytchnienia, ale to wciąż stan niestabilny.

Jak bardzo? Wystarczy spojrzeć, jak reaguje giełda choćby na prognozy pogody. Przez ostatnie tygodnie cena gazu spadała. Pod koniec września stopniała poniżej 100 euro za megawatogodzinę. Jednak już we wtorek notowania oscylowały wokół 120 euro, cena wzrastała wraz z zapowiedzią ochłodzenia.

Spadająca temperatura będzie powodować wzrost zużycia gazu, a co za tym idzie wzrost zapotrzebowania na surowiec. Dzisiejsza nadwyżka może więc szybko zacząć topnieć i zaczną się problemy z uzupełnieniem dostaw.

- Kluczowe tutaj będzie sprawdzenie, na ile mechanizmy rynkowe i obostrzenia regulacyjne wspólnie zadziałają w efektywny sposób, aby zrównoważyć popyt z podażą i nie spowodować ryzyka braku ciągłości dostaw w dosadnych cenach - tłumaczy Robert Zajdler.

Zatory w portach LNG

W skali całej Europy na rozładunek LNG czeka około 60 gazowców - podsumowuje portal investing.com. Część tych dostaw zakupiono jeszcze latem. Mogłoby się wydawać, że płynąca do Europy flota gazowców zabezpiecza Stary Kontynent. W czym więc problem? W kolejnym kroku - możliwościach dystrybucji pozyskanego gazu do całej Wspólnoty.

W Europie mamy obecnie 37 terminali LNG, z czego 26 znajduje się w państwach UE. Jednak głównym hubem regazyfikującym skroplony surowiec jest Półwysep Iberyjski, a przede wszystkim Hiszpania, która ma aż sześć terminali LNG.

Hiszpański operator sieci gazowej Enagas od tygodni ostrzega o wąskich gardłach w infrastrukturze. Zmuszony był do ograniczenia rozładunku gazu, którego nie jest w stanie szeroko dystrybuować do całej Europy, a magazyny gazu w regionie są już niemal w pełni wypełnione. W efekcie u południowo-zachodniego wybrzeża Hiszpanii cumowało niedawno aż siedem gazowców wypełnionych LNG, o czym donosił Bloomberg.

Podobny problem pojawił się w Grecji, gdzie docierają dostawy dla Europy Południowo-Wschodniej. Obsługuje je jedyny grecki terminal znajdujący się na wyspie Revitus pod Atenami, który przyjmuje między sześć a osiem gazowców miesięcznie.

Tylko w tym roku dostawy do tego gazoportu, według danych operatora gazowego systemu przesyłowego DESFA, wzrosły aż o 63 proc. w stosunku do tych przed rokiem - informował o tym portal RIA Nowosti.

Obecna sytuacja geopolityczna pokazała, jak cenna jest infrastruktura LNG. Nie na darmo Niemcy, którzy do tej pory nie posiadali własnych gazoportów, teraz spieszą się z ich budową. Większa liczba punktów regazyfikacyjnych spotęguje bezpieczeństwo energetyczne Europy - mówi Janusz Steinhoff, były wicepremier i minister gospodarki, ekspert ds. energetycznych BCC.

Jego zdaniem rozwój infrastruktury LNG to kierunek, w którym Europa musi się rozwinąć.

Niedrożność europejskiej sieci

Jednak nie tylko liczba gazoportów jest problemem. Obecny kryzys pokazał podstawowy problem zjednoczonej Europy. To kwestia połączeń gazowych między kolejnymi krajami UE i prowadzona przez nie polityka.

Rynek jest fragmentaryczny, a nacjonalistyczne polityki kolejnych krajów członkowskich doprowadziły do sytuacji, w której skuteczne rozprowadzenie gazu po UE jest trudne ze względu na ograniczenia infrastruktury. Liczne wąskie gardła w postaci braku połączeń transgranicznych powodują, że choć w części europejskich gazoportów statki z LNG czekają na rozładunek, a rynek danego kraju jest zasycony, to przesłanie surowca dalej jest trudne, co prowadzi do zadławienia europejskiego systemu - tłumaczy Robert Zajdler.

Jak pisaliśmy już w money.pl, większość połączeń między krajami UE wciąż jest jednokierunkowa i przystosowana do transportu gazu ze wschodu na zachód. Wywołana przez Rosję wojna i jej konsekwencje sprawiły, że kierunek dostaw się zmienił, a Europa nie jest na niego gotowa. To na wewnętrznych kolektorach gazowych powinien opierać się europejski rynek gazu, wspólne zakupy i wspólne magazyny, które postuluje Bruksela.

Obecnie funkcjonuje to w ograniczonym zakresie. Za sprawą dyrektyw unijnych kraje UE mają wspomagać się wewnętrznie, przesyłając sobie gaz w razie potrzeby. Polska korzystała w ten sposób z tzw. rewersu, czyli połączenia zwrotnego z Niemcami. Gaz, który trafiał przez Polskę do Niemiec, w momencie zakręcenia kurka przez Putina był przesyłany z Niemiec do Polski. Podobnych zewnętrznych połączeń umożliwiających przepływ gazu w obie strony mamy mieć w sumie siedem (mamy je już z Niemcami, Czechami, Ukrainą, a w trakcie realizacji są połączenia z Danią i Słowacją).

Jednak nie wszystkie kraje UE mają te połączenia rozbudowane. - Włosi nie są w stanie podać gazu do Francji, bo od lat nie porozumieli się w sprawie połączenia gazowego i nie mają interkonektora. Nie obsłużą też Austrii, bowiem interkonektory nie mają rewersu, więc gaz może płynąć tylko w jedną, przeciwną stronę. Podobnie wyglądają połączenia przez Szwajcarię, które są jednokierunkowe z Niemiec do Szwajcarii - wyjaśniał nam prof. Mariusz Ruszel, prezes Instytutu Polityki Energetycznej im. Ignacego Łukasiewicza.

Podobnie trudno jest rozesłać gazociągami gaz z przeładowanej LNG Hiszpanii do wymagającej dużych dostaw gospodarki Niemiec. Hiszpanie mają tylko jedno połączenie z Francją interkonektorem w Pirenejach, ale to również wąskie gardło.

To zauważalny problem, który wymaga "przepracowania" w całej UE. Wynika on w dużej mierze z polityki skupionej na interesie narodowym, ochronie własnego rynku, budowaniu samowystarczalności kosztem mechanizmów solidarności europejskiej. Poszczególne kraje same blokują możliwości stworzenia wspólnego rynku. Przykładem może być choćby brak zgody Francji na budowę nowego połączenia przez Pireneje, które umożliwiłoby transport gazu z Hiszpanii do Niemiec - przypomina prof. Zajdler.

Chodzi o interkonektor MidCat w Pirenejach, który miał pomóc w przesłaniu gazu z Półwyspu Iberyjskiego do centralnej Europy. Ostatecznie nowy gazociąg łączący ten region z Francją będzie linią podmorską. Dalej gaz będzie mógł być podawany przez nowopowstałe interkonektory między Francją a Niemcami.

Jednak nie tylko braki w infrastrukturze są problemem. Zmiany wymaga również wewnętrzna polityka UE. Jak wspomnieliśmy, Polska posiada dwustronne połączenie z Niemcami, mało tego, już z niego korzystała. Mimo tego do tej pory nie zdecydowała się na wzajemne gwarancje wsparcia energetycznego, jakie Berlin zdążył już podpisać z Francją, Danią i Austrią.

Bez faktycznej solidarności Europy wspartej o drożny system przesyłu i magazynowania gazu Unia Europejska wciąż pozostaje zagrożona energetycznie. Gospodarka Wspólnoty działa na zasadzie naczyń połączonych, co oznacza, że będzie tak silna i odporna na szantaż energetyczny, jak najsłabsze jej ogniwo. Dlatego tak ważny jest wspólny rynek energii oparty na zasadach solidarności, a nie wsobnej polityki poszczególnych krajów.

To się będzie musiało zmienić, jeśli Europa chce uzyskać bezpieczeństwo energetyczne. Obecny kryzys to lekcja, z której musimy wyciągnąć wnioski. Połączenia transgraniczne (interkonektory) muszą być rozbudowywane, a współpraca między państwami UE pogłębiana. Dyrektywa SOS (określająca procedurę dzielenia się zapasami gazu w razie kryzysu - przyp. red.) już wprowadza część mechanizmów, które mają zabezpieczać interesy całej Wspólnoty. Warto w tych mechanizmach uczestniczyć - konkluduje prof. Zajdler.

Przemysław Ciszak, dziennikarz money.pl

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
energetyka
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl