Unia Europejska sprowadza najwięcej ubrań z Chin (29 proc. importu), Bangladeszu (19 proc.), Turcji (11 proc.), a także Indii, Wietnamu i Kambodży, wynika z najnowszych danych Eurostatu za 2019 rok. W ubiegłym roku całkowita wartość importu ubrań z krajów nienależących do UE wyniosła 80 mld euro. Z kolei największymi eksporterami poza UE są Włochy, Niemcy oraz Hiszpania.
Polacy, podobnie jak mieszkańcy innych europejskich krajów, często kupują ubrania wyprodukowane w fabrykach w Azji.
Polski gigant LPP, właściciel obecnych w galeriach handlowych marek Reserved, House, Cropp i Mohito, nie posiada własnych fabryk. Szycie zaprojektowanych kolekcji zleca firmom zewnętrznym, głównie azjatyckim. W 2018 roku, firma aż 43 proc. swoich zamówień złożyła w Chinach. W Polsce wyprodukowano jedynie 3,9 proc. zamówień.
Udział procentowy zakupów LPP na poszczególnych rynkach
Polskie szwalnie
Import ubrań z Azji od wielu lat jest bolączką polskich producentów odzieży. Jednak mimo ostrej konkurencji, w ostatnich latach sektor stabilnie się rozwijał, a na terenie kraju istnieje wiele szwalni.
W połowie kwietnia rząd ogłosił projekt "Polska Szwalnia”, w ramach którego ponad 200 zakładów z całego kraju będzie szyło maseczki. Wicepremier Jadwiga Emilewicz powiedziała wtedy, że Polska to ostatni kraj w Unii Europejskiej, na terenie którego znajdują się szwalnie.
- Nie powiedziałabym, że jesteśmy ostatnim krajem, w którym są szwalnie, ale jednym z niewielu. Tak naprawdę zagłębie szwalni znajduje się w Europie Środkowo-Wschodniej. Większość liczących się marek włoskich czy francuskich przeniosło produkcję na rynek azjatycki i utraciło swój potencjał wytwórczy - mówi Aleksandra Krysiak, dyrektor Związku Pracodawców Przemysłu Odzieżowego i Tekstylnego (PIOT).
- Nam udało się to uratować. Jesteśmy w tej chwili trzecią potęgą europejską jeżeli chodzi o zatrudnienie w sektorze i czwartą jeśli chodzi o ilość działających w tej branży przedsiębiorstw – dodaje.
Ocenia też, że program "Polska Szwalnia” jest próbą podania ręki przedsiębiorstwom. Nie pokryje jednak wynagrodzeń ani kosztów stałych firm. Po prostu jest to kwestia dania jakiejkolwiek pracy.
Krajowy sektor odzieżowo–tekstylny to głównie mikro, małe i średnie, często rodzinne przedsiębiorstwa. W ramach działalności wytwórczej zatrudniają ponad 120 tysięcy pracowników.
Polscy producenci a koronawirus
Zapaść w polskim przemyśle odzieżowym pojawiła się w latach ‘90. Od tamtego czasu sektor próbuje się odbudować. I choć osiągnięcie dawnej pozycji w chwili obecnej wydaje się niemożliwe, w ostatnim czasie widoczny był stabilny rozwój.
W 2019 roku polskie firmy wyprodukowały odzież o wartości 7,8 mld zł oraz tekstylia o wartości 14,7 mld zł, co łącznie daje 22,5 mld zł, wynika z danych GUS. W tym samym roku 43 proc. przychodów ze sprzedaży ubrań pochodziła z eksportu. W przypadku tekstyliów było to 62 proc.
Dokąd eksportujemy? Największym odbiorcą są Niemcy, ale również kraje Beneluksu, Francja i Włochy. Polskie ubrania i tekstylia trafiają też na rynek rosyjski i ukraiński, chociaż nie w takiej ilości jak kiedyś.
Około 40 proc. całej polskiej produkcji odzieży stanowi odzież korporacyjna. Polskie firmy robią stroje służbowe dla linii lotniczych, banków czy spółek komunikacyjnych, a także wytwarzają ubrania ochronne oraz mundury.
Zobacz też: Świat nie kończy się na Chinach. Koronawirus pokazał, że gospodarce potrzebny jest "plan B"
Teraz jednak polscy producenci boją się o przyszłość, chociaż zmiany spowodowane pandemią koronawirusa mogą przynieść też pewne korzyści. - Odzież azjatycka jest wszechobecna na naszym rynku. Jednak obserwujemy, że od 2-3 lat import jest trochę mniejszy. Z powodu epidemii ta tendencja może się nasilić z uwagi na problemy logistyczne – mówi Aleksandra Krysiak.
Wyjaśnia też, że biorąc pod uwagę zmieniające się trendy w modzie, na rynku liczy się szybkość reakcji i natychmiastowe dostosowanie do potrzeb klienta. Rynki azjatyckie, choćby ze względu na czas i logistykę dostaw, nie są w stanie tego zapewnić w takim stopniu jak producenci krajowi.
Pozostaje jeszcze kwestia przekonania Polaków przyzwyczajonych do tanich azjatyckich ubrań do rodzimych marek. – Polska produkcja jest dużo ciekawsza wzorniczo, z lepszych materiałów. Jest grupa klientów, która już się przekonała do polskich ubrań. Są na rynku polskie marki, które przez ostatnie lata świetnie sobie radziły – mówi Aleksandra Krysiak.
Nie ma jednak wątpliwości, że polskich producentów odzieży i tekstyliów czeka trudny okres. Aż 27 proc. z nich z powodu pandemii straciło wszystkie zamówienia, zarówno krajowe, jak i zagraniczne, wynika z ankiety przeprowadzonej wśród przedsiębiorców przez Związek Pracodawców PIOT. Z kolei połowa ankietowanych wskazała, że wprawdzie mają jeszcze zamówienia, ale ich liczba spadła o ponad 50 proc.
Przedsiębiorstwa oszacowały również poziom wykorzystania mocy produkcyjnych w najbliższym kwartale. Brak spadku deklaruje zaledwie 4 proc., a aż 16,5 proc. zapowiada całkowite wstrzymanie produkcji.
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie.
Masz newsa, zdjęcie, filmik? Wyślij go nam na #dziejesie