Trwa ładowanie...
Przejdź na
Gospodarka Rosji dopiero wejdzie w tryb wojenny. I może iść na dno
Karolina Wysota
Karolina Wysota
|
WP magazyn

Gospodarka Rosji dopiero wejdzie w tryb wojenny. I może iść na dno

(Getty Images, Contributor#8523328)

Plany budżetowe Rosji wskazują, że Władimir Putin w imię wojny jest w stanie poświęcić gospodarkę swojego kraju. Już pogrąża się ona w kryzysie, a największy cios dopiero otrzyma.

Właśnie mija 268. dzień wojny Rosji w Ukrainie. Od września, czyli od początku ukraińskiej kontrofensywy, Moskwa wysyła sygnały o gotowości rozpoczęcia rozmów z Kijowem. Zdaniem ekspertów powody są dwa. Po pierwsze: sukcesy Ukraińców na polu walki. Po drugie: pogarszający się stan rosyjskiej gospodarki.

Rosję stać na wojnę

Ale zdaniem Iwony Wiśniewskiej z Ośrodka Studiów Wschodnich (OSW) Kreml wciąż ma pieniądze na wojnę i jest gotów zwiększać wydatki budżetowe na ten cel kosztem społeczeństwa i gospodarki.

Putin kieruje się swoją logiką i nie przyjmuje argumentów, które się w nią nie wpisują. Jego priorytetem jest wojna bez względu na straty - przekonuje w rozmowie z Money.pl Wiśniewska.

Putin udowodnił to wielokrotnie, m.in. uporem w sprawie Chersonia.

11 listopada oddziały ukraińskie bez walk wkroczyły do położonej nad Dnieprem stolicy obwodu chersońskiego. Gospodarczo nie jest to jeden z kluczowych obwodów dla zaatakowanego kraju - według danych dotyczących produktu regionalnego brutto z 2019 r. (nie ma bardziej aktualnych danych na ten temat) był na piątym miejscu od końca. Zdecydowanie ważniejszym ośrodkiem gospodarczym nad Dnieprem jest miasto Dniepr i obwód dniepropietrowski - plasuje się na drugim miejscu po Kijowie.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zobacz także: Greenpact - rozmowa z Piotrem Soroczyńskim

Według ekspertki OSW w Rosji od dawna pojawiały się głosy, że z Chersonia - jedynego zajętego w trakcie obecnej rosyjskiej inwazji miasta obwodowego Ukrainy - należy się wycofać, bo to region trudny do utrzymania ze względów logistycznych. Putin się na to nie zgadzał. W efekcie przez kilka dni patrzył bezsilnie na ukraińskich żołnierzy przejmujących kontrolę nad terenami opuszczanymi przez wojska rosyjskie.

Rosji obecnie zależy przede wszystkim na czasie, który mogłaby wykorzystać na dozbrojenie się oraz przeszkolenie zmobilizowanych żołnierzy - zaznacza Iwona Wiśniewska z OSW.

Podobnie uważa nasz inny rozmówca. Serhii Druchyn, ekspert z Polskiego Instytutu Ekonomicznego (PIE), w rozmowie z money.pl zaznacza, że w Rosji jeszcze nie było pełnej mobilizacji gospodarki do wojny. Co należy przez to rozumieć?

- Kreml wciąż nie wydał na cele wojenne relatywnie dużo pieniędzy z budżetu federalnego. W 2023 r. Rosja planuje przeznaczyć na ten cel równowartość 4 proc. PKB albo 19,1 proc. budżetu federalnego (ok. 5 bln rubli - przyp. red.). Dla porównania Ukraina na cele obronne w analogicznym okresie zamierza wydać odpowiednio 18,2 proc. albo 43 proc. (ok. 1,18 bln hrywien - przyp. red.) - porównuje ekonomista.

Pomimo - relatywnie - całkiem dużych możliwości finansowych wzmocnienie militarne nie będzie dla Rosji łatwe. Jak wskazuje Wiśniewska, rosyjski sektor zbrojeniowy przez ostatnią dekadę pracował na wysokich obrotach, osiągając pełnię możliwości realizacji rządowego programu przezbrojenia armii. Skutki tych wysiłków, delikatnie mówiąc, nie powalają.

Słaby punkt Rosji

Zbrojeniowa gałąź gospodarki odpowiada za ok. 3 proc. PKB Rosji. To mniej niż rolnictwo, które zapewnia ponad 4 proc. Wiśniewska wątpi, by coraz bardziej obciążone sankcjami państwo było w stanie znacząco zwiększyć produkcję pod kątem wojennym. Tym bardziej że do produkcji sprzętu militarnego potrzebna jest elektronika, którą Rosja głównie importowała. A wskutek sankcji staje się to dla niej coraz większym wyzwaniem. Cały czas liczy na wsparcie Iranu czy Korei Północnej, ale te obłożone sankcjami dyktatury również nie mogą pochwalić się technologią, która zapewniłaby na polu walki przewagę nad bronią dostarczaną Ukrainie przez Zachód.

Gospodarczy krajobraz po bitwie dobrze obrazują liczby. Zgodnie z październikowymi prognozami Międzynarodowego Funduszu Walutowego (MFW) w tym roku PKB Rosji skurczy się o 3,4 proc., a w przyszłym - o 2,28 proc. Serhii Druchyn z PIE uważa te prognozy za zbyt optymistyczne, bo sytuacja dynamicznie się zmienia.

Dane Centralnego Banku Rosji (CBR), na które uwagę zwraca Iwona Wiśniewska, potwierdzają słowa Druchyna. Z liczb tych wynika, że w całym 2022 roku rosyjska gospodarka skurczy się o 4-6 proc. PKB, a w 2023 - o kolejne 1-4 proc.

- Zgodnie z szacunkami ministerstwa finansów Rosji jeszcze sprzed wojny deficyt budżetowy w tym roku ma wynieść 1 proc. PKB - mówi Wiśniewska. Ale będzie znacznie gorzej. Nasza rozmówczyni przywołuje nowe szacunki rosyjskiego resortu finansów, z których wynika, że w przyszłym roku wydatki na obronę narodową wzrosną o 30 proc., na bezpieczeństwo wewnętrzne - o 20 proc., a na politykę społeczną - o ok. 12 proc., czyli o poziom inflacji. Wiele wydatków zostanie zredukowanych, np. fundusze na wsparcie biznesu, co w sytuacji kryzysowej ma kluczowe znaczenie dla gospodarki.

Na podstawie powyższych wskaźników makroekonomicznych Wiśniewska ocenia, że Rosja jest w kryzysie, ale tak nie aż tak dużym, jak przewidywano na początku wojny. Składa się na to wiele czynników, przede wszystkim wysokie ceny ropy i dochody z eksportu kluczowych surowców. Diabeł tkwi jednak w szczegółach.

- Na dobrą sprawę sankcje na rosyjską gospodarkę, zwłaszcza dotyczące eksportu, są nakładane dopiero od połowy tego roku (wojna wybuchła 24 lutego 2022 r. - przyp. red.). W czerwcu obciążono sankcjami sektor metalurgiczny, w lipcu dodano sankcje na drewno, cement, towary luksusowe, a w sierpniu - na węgiel. Dopiero od 5 grudnia tego roku zaczną obowiązywać embarga na import rosyjskiej ropy, a od 5 lutego przyszłego roku - na produkty naftowe - wymienia Wiśniewska.

Najgorsze dopiero przed Rosją 

To oznacza, że najmocniejsze ekonomiczne uderzenie w Rosję dopiero nadejdzie.

Surowce energetyczne, w tym ropa i gaz, to sól rosyjskiej gospodarki. Odpowiadają za 40-50 proc. wpływów budżetowych w zależności od ich cen w danym okresie i nigdy w historii nie zdarzyło się tak, by odpowiadały za mniej niż 30 proc. tych wpływów. Najbliższe miesiące będą pod tym względem decydujące. Wiele będzie zależeć od tego, czy Rosji uda się znaleźć nowych odbiorców. Jeśli tak, to pozostaje otwarte pytanie: w jakim czasie uda się jej to zrobić i po jakiej cenie będzie w stanie dalej sprzedawać?

- Nie widzę możliwości szybkiego zastąpienia całej Unii Europejskiej nowymi rynkami, bo żaden kraj czy region nie będzie w stanie skonsumować tyle rosyjskich surowców, ile konsumowały kraje UE - ocenia Serhii Druchyn.

Dodaje, że największymi potencjalnymi importerami surowców rosyjskich są Chiny i Indie. Według niego Chiny prawdopodobnie zostaną kluczowym odbiorcą rosyjskiej ropy. Z kolei Indie obecnie bardziej stawiają na węgiel, który mają, a więc jest on dla nich relatywnie tanim surowcem energetycznym. Jeśli chodzi o import gazu, to - jak podkreśla Druchyn - wymaga on odpowiedniej infrastruktury: gazociągów, statków, portów, terminali itp. Przygotowanie wymaga czasu, co zapewne utrudni znalezienie nowych importerów.

Na tym nie koniec problemów. Iwona Wiśniewska z OSW przypomina, że równolegle z embargiem europejskim na import rosyjskiej ropy w grudniu ma wejść w życie tzw. pułap cenowy, czyli maksymalna cena zakupu rosyjskiej ropy eksportowanej drogą morską. Temat jest właśnie dyskutowany przez państwa G7 oraz Australię, a Rosja grozi, że jeśli pułap cenowy okaże się - jej zdaniem - zbyt niski, to wstrzyma część produkcji i eksportu. Zdaniem naszej rozmówczyni przewidywanie przyszłości utrudnia niepewność związana z przestrzeganiem tego ograniczenia.

- Chodzi o to, że transportowaniem rosyjskiej ropy zajmują się głównie europejskie przedsiębiorstwa z Grecji, Malty i Cypru. Istnieje niebezpieczeństwo zmiany flagi przez armatorów, aby wyjść spod ograniczeń pułapu cenowego. Może to być każde państwo, które nie wprowadzi tego ograniczenia. Czas pokaże, jak będzie. Warto dodać, że transport musi być ubezpieczony, a tym zajmują się przedsiębiorstwa przede wszystkim brytyjskie - wyjaśnia Wiśniewska.

"Zatory płatnicze" Rosji

Symptomów tego, że rosyjska gospodarka się zapada, jest jeszcze więcej. Jednym z nich są zabiegi Rosji - w ramach stawianych warunków pokojowych - o ponowne podłączenie Rosselkhozbanku, czyli Rosyjskiego Banku Rolnego, do SWIFT-u - międzynarodowego systemu płatności pozwalającego na wykonanie przelewu do dowolnego kraju na świecie w dowolnie wybranej walucie. Korzystają z niego miliony użytkowników, w tym banki, domy maklerskie, giełdy i inne podmioty finansowe. Część rosyjskiego sektora bankowego wycięto ze SWIFTu w czerwcu 2022 w ramach sankcji.

Z wypowiedzi wiceministra spraw zagranicznych Siergieja Wierszynina, cytowanego przez rosyjską agencję informacyjną TASS, wynika, że jest to niezbędne z punktu widzenia rosyjskich eksporterów żywności.

- Utarło się stwierdzenie, że Rosja jest odcięta od SWIFT-u. To nie do końca prawda. Od systemu odłączono kilka głównych banków rosyjskich (w tym dwa największe banki państwowe: Sbierbank i VTB - przyp. red.). Natomiast pozostałe średnie i mniejsze dalej w nim funkcjonują - tłumaczy nam Radosław Ptaszek, dyrektor PKO Banku Polskiego, odpowiedzialny za bankowości zagraniczną i instytucjonalną.

Co jednak kluczowe - podkreśla nasz rozmówca - banki na całym świecie, szczególnie te z Zachodu, bardzo ostrożnie podchodzą do rozliczeń finansowych ze stroną rosyjską. Oznacza to, że nie każdy rosyjski bank, który wciąż jest podłączony do systemu SWIFT, rozliczy się z zagranicznym podmiotem w dolarze amerykańskim, a w wyniku sankcji rubel praktycznie zniknął z rozliczeń zagranicznych, bo wszystkie liczące się banki na świecie wstrzymały lub znacznie ograniczyły rozliczenia w rosyjskiej walucie.

- Obecnie rubel istnieje praktycznie tylko na rynku wewnętrznym, zatem kurs tej waluty jest kształtowany sztucznie i przewartościowany. Próby zmuszenia kontrahentów zagranicznych do rozliczania się ze stroną rosyjską w rublu byłoby korzystne dla kursu tamtejszej waluty i gospodarki Rosji. Nie należy jednak oczekiwać, że ten scenariusz zrealizuje się w szerokim zakresie, bo naciskom uległo jak dotąd relatywnie niewiele podmiotów - uważa Ptaszek.

Z oficjalnych danych Banku Centralnego Rosji wynika, że międzynarodowe rezerwy kraju się zmniejszają. Dotyczy to nie tylko rezerw złota, ale także walut obcych. Obecnie Rosja posiada zabezpieczenie w postaci 544,4 mld dol., ale tydzień temu wielkość jej rezerw wynosiła 548,7 mld dol. Przez tydzień wyparowały cztery miliardy dolarów. 18 lutego, czyli przed napaścią na Ukrainę, rezerwy międzynarodowe Federacji Rosyjskiej osiągały historyczne maksima, wynosząc 643,2 mld dol.

Ale nawet częściowe odcięcie sektora bankowego do SWIFT-u wciąż nie oznacza wykluczenia Rosji z międzynarodowego obrotu gospodarczego. Owszem, jest bardzo dużym utrudnieniem w rozliczeniach finansowych z zagranicznymi podmiotami. Ale rosyjski sektor bankowy jest bardzo duży i rozdrobniony, a od SWIFT-u nie został odcięty m.in. Gazprombank - jeden z najważniejszych banków, za pośrednictwem którego przeprowadzane są rozliczenia za rosyjskie surowce.

- Bardzo dotkliwe dla gospodarki rosyjskiej byłoby całkowite odcięcie sektora bankowego od systemu SWIFT. Spowodowałoby to ogromne utrudnienia dla banków i firm w zakresie rozliczeń z zagranicznymi podmiotami. Rosja musiałaby szukać alternatywnego systemu. Oczywiście już to się dzieje, bo Rosja szuka kanałów rozliczeń np. poprzez Chiny - wyjaśnia ekspert PKO BP.

A dokładnie poprzez system CIPS, czyli chiński odpowiednik SWIFT-u. Według Ptaszka wskazuje na to chociażby rosnący udział juana w rozliczeniach rosyjskich. Jego zdaniem całkowite przejście na chińską walutę byłoby jednak niemożliwe ze względu na to, że nadal głównymi walutami w obrocie zagranicznym pozostają dolar i euro.

To, że Moskwa przygotowała się do wojny także na froncie ekonomicznym, nie ulega wątpliwości. Od 2014 r., na co zwraca uwagę Serhii Druchyn z PIE, Rosja rozwija alternatywny system płatniczy o nazwie SPFS. Działa on na zasadach podobnych do systemu SWIFT. Pierwszą transakcję poza sektor bankowy wykonała w 2017 r. Rok później korzystało z niego kilkaset rosyjskich banków. Szkopuł w tym, że nie umożliwia on realizowania transakcji międzynarodowych.

- Według informacji agencji Reuters do tego systemu podobno przyłączyło się kilka zagranicznych banków, jednak centralny bank Rosji nie ujawnił ich nazw - uściśla nasz rozmówca.

Zarówno Druchyn, jak i pozostali nasi rozmówcy uważają, że, skoro Kreml wciąż stać na wojnę, trudno się spodziewać szybkiego jej zakończenia. Decydujący będzie rok 2023, a to dość długa perspektywa. I nikt z ekspertów, z którymi oceniliśmy stan rosyjskiej gospodarki, nie ma odwagi przewidywać tu przyszłości.

Karolina Wysota, dziennikarka money.pl

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
WP magazyn