Koronawirus w Polsce. Skierowanie na test online. Sprawdzamy, jak działa
Nie tylko teleporada, ale też szybka ankieta internetowa. Później telefon od konsultanta, który skieruje na test na obecność koronawirusa. Taki plan zapowiedział w poniedziałek resort zdrowia. Problem w tym, że w narzędziu już widać wady. - Wymaga dopracowania - mówi money.pl lekarz Bartosz Fiałek.
W poniedziałek na konferencji prasowej minister zdrowia Adam Niedzielski przedstawił nową ścieżkę testowania na obecność koronawirusa.
Jak ma ona wyglądać? Na rządowych stronach wystarczy wypełnić ankietę, w której poinformujemy o ewentualnym kontakcie z osobą zakażoną oraz wymienimy towarzyszące nam objawy. Jeśli algorytm uzna, że ryzyko zakażenia jest duże, to z pacjentem skontaktuje się konsultant i skieruje na test.
Wszystko po to, żeby zwiększyć liczbę testowanych osób bez konieczności wysyłania ludzi na prywatne testowanie. To bowiem nierzadko wydatek kilkuset złotych.
Koronawirus odwołuje Wielkanoc. Dobitne słowa profesora Krzysztofa Simona
- To bardzo dobry pomysł. Wszystko, co przyczyni się do bardziej masowego testowania, jest rozwiązaniem godnym pochwały - mówi money.pl Bartosz Fiałek, lekarz specjalista w dziedzinie reumatologii. I - jak sam o sobie mówi - popularyzator wiedzy medycznej.
Jego zdaniem masowe testy pozwolą poznać prawdziwą skalę epidemii w Polsce. - Musimy badać na tyle dużo, żeby odsetek pozytywnych wyników nie przekraczał 10, a najlepiej - 5 procent - mówi Fiałek.
Tyle teoria. Praktyka bowiem pokazuje zupełnie co innego. Spróbowaliśmy wypełnić wspomnianą ankietę, by sprawdzić, jak funkcjonuje.
Na starcie zaznaczyliśmy opcję, że nie mieliśmy kontaktu z osobą zakażoną - ani bezpośrednio, ani nie przebywaliśmy z nią w bliskiej odległości przez więcej niż 15 minut. Wielu z nas przecież nawet nie wie, gdzie i od kogo się zakaziło.
Efekt? "Zagrożenie zakażenia wirusem SARS-CoV-2 jest NISKIE, dlatego nie zostałeś skierowany na test w kierunku COVID-19". Telefonu nie będzie. Nie ma nawet możliwości, by wypisać towarzyszące nam objawy. Nie było kontaktu, to nie ma testu.
Podejście drugie - wpisujemy, że kontakt mieliśmy. Zarówno fizycznie, jak i w bezpośredniej bliskości. Na kolejnej stronie wpisujemy objawy - kaszel i ogólne przemęczenie. Nie zaznaczamy żadnych chorób współistniejących. Skutek? "Zagrożenie zakażenia wirusem SARS-CoV-2 jest NISKIE, dlatego nie zostałeś skierowany na test w kierunku COVID-19".
Trzecia próba. Kontakt bezpośredni, kontakt fizyczny - TAK. Do tego kaszel, gorączka i ból mięśni. Brak chorób współistniejących. Klikamy dalej i co? Oczywiście. "Zagrożenie zakażenia wirusem SARS-CoV-2 jest NISKIE, dlatego nie zostałeś skierowany na test w kierunku COVID-19" - czytamy.
Problem jednak jest większy, bo w sieci nie brakuje głosów, że nawet osoby z poważniejszymi objawami zostały scharakteryzowane jako te z niskim prawdopodobieństwem zakażenia.
- To na pewno wymaga naprawy - mówi nam Bartosz Fiałek. Jego zdaniem kluczem przy trzeciej fali epidemii jest to, by "wyłapywać" osoby zakażone i zarażające, ale nie wykazujące objawów.
Takie funkcjonowanie systemu komputerowego na pewno tego nie ułatwi. Fiałek podkreśla jednak, że środowisko wielokrotnie zgłasza uwagi do wielu rozwiązań rządowych i liczy, że zostaną one uwzględnione. - Trzeba zdecydowanie dopracować algorytm - mówi ekspert.
Przed publikacją materiału zapytaliśmy o komentarz w resorcie zdrowia. Chcieliśmy wiedzieć, czy ministerstwo planuje jakieś modyfikacje systemu. Na razie nie otrzymaliśmy odpowiedzi.