Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Jacek Frączyk
Jacek Frączyk
|
aktualizacja

Piłsudczycy sprowadzili Polskę na dno. PiS naśladuje ich pomysły

1716
Podziel się:

PiS często odwołuje się do tradycji przedwojennej sanacji, wychwalając Piłsudskiego pod niebiosa. Podobny do sanacji jest sposób postrzegania gospodarki, roli państwa i plany wielkich inwestycji. Sanacja sprowadziła jednak Polskę na gospodarcze dno, lepiej więc z naśladownictwem uważać.

Józef Piłsudski w okopach 1 pułku piechoty Legionów Polskich
Józef Piłsudski w okopach 1 pułku piechoty Legionów Polskich (NAC, .)

[Tekst po raz pierwszy publikowany 11 listopada 2019 r.]

Nie oszukujmy się, Polska po zaborach nie miała lekko. Trzy systemy prawne i gospodarcze zaborców trzeba było sprowadzić do jednego. Do tego jeszcze zniszczenia wojenne. Ale sanacja zrobiła wiele, by wzrost gospodarki utrudnić.

Po zamachu majowym w 1926 roku decydowała niepodzielnie o zmianach w Polsce aż do II wojny światowej. A że jej rządy skłonne do ręcznego sterowania, nieufne do wolnego rynku i nieskłonne do słuchania krytyki (czego doświadczyło boleśnie wielu dziennikarzy, z odratowanym po akcji "edukacyjnej" Tadeuszem Dołęgą-Mostowiczem na czele), to wyszło jak wyszło.

Na kraj olbrzymi wpływ miała armia, więc to po części zrozumiałe. W wojsku niewiele spraw puszczanych jest przecież na żywioł, więc wolny rynek jest z natury podejrzany. Poza tym sam Piłsudski wywodził się ze skrajnie lewicowego ugrupowania PPS Frakcja Rewolucyjna, co rzutowało na sposób myślenia o gospodarce.

Zobacz też: Józef Piłsudski i samobójstwo?

Armia pochłaniała większość polskiego budżetu. Na wojsko już w latach 1928/1929 przeznaczano aż 30 proc. wydatków państwa, a kwota ta jeszcze wzrosła do 34,3 proc. w 1936/1937 - podaje GUS w swoich historycznych opracowaniach. Było to dwukrotnie więcej niż wydatki na edukację. Kraj przez dwadzieścia lat szykował się do kolejnej wojny i… jak się przygotował, to już wiemy.

PiS też armii poświęca wiele uwagi i środków. Choć na szczęście nie zanosi się na wojnę, to armia dostaje coraz więcej pieniędzy. W bieżącym roku pójdzie na nią 44 mld zł, czyli 10,6 proc. wydatków budżetu. Procentowo to podobnie jak w poprzednich latach, tyle że w międzyczasie poważnie wzrosła sama kwota wydatków państwa. Jeszcze w 2015 roku armia kosztowała nieco ponad 37 mld zł.

Poza tym PiS ma również zamiłowanie do ręcznego sterowania i gdzie może, to zwiększa wpływ państwa na gospodarkę. Robi to m.in. pod hasłem "repolonizacji". Firmy kontrolowane przez państwo przejmują inne, dotychczas prywatne. Tak było z bankami Alior i Pekao, które weszły do holdingu PZU oraz z aktywami energetycznymi EdF, które przejęła PGE.

Udział państwa w gospodarce rośnie. Podobnie jak za sanacji, kiedy bank państwowy BGK służył często do przejmowania prywatnych przedsiębiorstw. Nie mówiąc o ustanowionych przez państwo monopolach.

Wtedy monopole, teraz VAT

Dostosowując systemy z prawa trzech zaborców, w II RP wybierano akurat te przepisy, które najbardziej uderzały w przedsiębiorczość i wolność gospodarowania. Najwyższe taryfy celne miała Rosja i właśnie analogiczne poziomy przyjęto w Polsce - podaje Sławomir Suchodolski, autor książki "Jak sanacja budowała socjalizm".

Na wzór Niemiec i Austro-Węgier wprowadzono monopole spirytusowy i solny. Potem poszerzono je m.in. o cukier. Za każde 100 kg cukru państwo żądało w 1935 roku podatku o wartości 43,50 zł. Na dzisiejsze pieniądze byłoby to około 430 zł, czyli 4,3 zł za kilo.

Budżetowi państwa monopole dawały ponad 30 proc. wpływów. Monopole drenowały jednak portfele Polaków wysokimi cenami i uruchomiły szarą strefę, z którą rząd potem bohatersko walczył.

Teraz odpowiednikiem renty monopolowej jest akcyza, ale i VAT, który podwyższa ceny wszystkich towarów, a nie tylko tych wybranych. Jednych bardziej (stawka 23 proc.), a innych mniej (8 proc. i 5 proc.). VAT zapewnił od stycznia do września 2019 r. 44,8 proc. dochodów budżetu. PiS uszczelnia z sukcesami wpływy z tego podatku. Niestety zmiany przy okazji poważnie utrudniają życie przedsiębiorcom.

- Zaostrzenie sprawiło, że polskie przepisy o VAT stały się najbardziej czasochłonne w całej UE. Polski przedsiębiorca poświęca przeciętnie na rozliczenie podatku VAT 176 godzin rocznie, ponad trzy razy więcej niż średnia UE - opisuje na Facebooku Sławomir Mentzen, ekonomista i doradca podatkowy.

- Za rządów PiS ustawa o PIT urosła z 250 do 320 stron, a ustawa o CIT z 204 do 264 stron. Mamy białe listy, czarne listy, split paymenty, JPK, odwrotne obciążenia i regularne wymiany kas fiskalnych - dodał.

System podatkowy co prawda nie blokuje konkurencji w wybranych sektorach jak za sanacji, ale utrudnia swoimi rozmiarami działalność, szczególnie mniejszych firm. Monopolizacja planowana jest co prawda w sektorze naftowym poprzez połączenie PKN Orlen i Lotosu, ale z drugiej strony granice są otwarte i nikt nie zabrania kupować paliw od innego dostawcy.

Miliardy na wielkie projekty

To niejedyne podobieństwa gospodarcze między sanacją a PiS. Podobne jest też zamiłowanie do wielkich projektów inwestycyjnych. Ekonomista sanacyjny Eugeniusz Kwiatkowski zasłynął z przeprowadzenia budowy Gdyni i Centralnego Okręgu Przemysłowego (COP).

Gdynia umożliwiła II RP dostęp do transportu towarów morzem w czasie, gdy było to bardzo utrudnione przez "wolny" Gdańsk. Ale już COP przydał się głównie III Rzeszy. Jego budowa to symbol braku rozsądku ówczesnych władz.

Przed wojną doniesienia polskiego wywiadu jasno pokazywały, że w bliskiej perspektywie dojdzie do konfliktu z Niemcami. "Dlatego rozpoczęto starania o pożyczenie od Francji 2 mld franków (ok. 800 mln zł - na dzisiejsze 8 mld zł - red.) na dodatkowe zakupy uzbrojenia. Paryż wyraził zgodę. W tym momencie do gry wkroczył wicepremier Eugeniusz Kwiatkowski. Ulubieniec prezydenta Mościckiego roztoczył przed nim wizję połączenia francuskiej pożyczki z rządowymi planami inwestycyjnymi tak, aby za zgromadzony kapitał zbudować 21 fabryk zbrojeniowych" - pisał dwa miesiące temu Andrzej Krajewski w serwisie dziennik.pl.

Najbardziej optymistyczne plany wskazywały, że COP osiągnie pełne moce produkcyjne w połowie 1940 r., czyli… już po przewidywanym terminie początku wojny. Co więcej, potrzeba było roku, żeby fabryki zapewniły armii odpowiednią ilość uzbrojenia.

W 1939 roku fabryki zbrojeniowe COP dopiero przygotowywały się do rozpoczęcia produkcji. Ich budowa kosztowała 2 mld zł, czyli na dzisiejsze 20 mld zł. "Ta kwota pozwoliłaby wyekwipować sześć dywizji pancernych" - podał Krajewski.

Elbląg, czyli sanacyjna Gdynia

Wojna obecnie nam prędko nie grozi, ale i teraz mamy swoją "sanacyjną Gdynię". Państwo przekopuje Mierzeję Wiślaną za 2 mld zł, żeby uruchomić port w Elblągu. Ma to umożliwić pominięcie kontrolowanej przez Rosję Cieśniny Piławskiej.

Sens przedsięwzięcia jest podważany przez ekonomistów. Kanał może przepuścić statki z małym zanurzeniem, które obecnie nie pływają na Bałtyku, a w Europie używane są tylko na Renie i w rejonie Kanału La Manche. Prawdopodobnie skończy się tylko na przewozach turystycznych. I po to wydajemy te 2 mld zł?

A to i tak "mikro inwestycja" w porównaniu do planu budowy Centralnego Portu Komunikacyjnego, który ma zastąpić warszawskie Okęcie. Koszt wielkiego hubu komunikacyjnego między Warszawą a Łodzią ma się zamknąć w kwocie aż 30-35 mld zł, czyli mniej więcej równowartości dwóch COP-ów. Ma obsługiwać rocznie nawet 45 mln pasażerów. To tylu, ilu skorzystało w ubiegłym roku w całej Polsce z portów lotniczych.

Projekt jest ryzykowny i kosztowny. W przeciwieństwie do COP, CPK to nie jest jednak projekt przemysłowy, ale infrastrukturalny. Podobnie jak autostrady czy linie kolejowe ma umożliwić lepsze przepływy towarów i ludzi. W ten sposób da szanse rozwoju całej gospodarce.

Czy będzie przynosił zyski? Przykład podwarszawskiego portu lotniczego w Modlinie, którego budowa kosztowała ponad pół miliarda złotych, pokazuje, że prawdopodobnie trzeba będzie na nie długo czekać. Od lat Modlin jest rok po roku na minusie, choć pobiera dotacje 8-10 mln zł rocznie. W ubiegłym roku stracił netto 17 mln zł. A jeszcze mniej udane inwestycje lotniskowe są w Radomiu, Łodzi i Szczytnie.

Sanacja sprowadziła gospodarkę na dno. A PiS?

Sposób rządzenia sanacji nie pozostał bez konsekwencji dla gospodarki i zamożności mieszkańców. Takie rzeczy, jakie wyrabiali wtedy rządzący, na szczęście obecnie są niemożliwe. Albo dzięki rozwojowi mediów, w tym internetowych, albo przez uczestnictwo Polski w UE i NATO. Wtedy zbyt krytycznych pismaków żołnierze chronieni przez wymiar "sprawiedliwości" po prostu dotkliwie obijali. Teraz rządy muszą się mierzyć z powszechnością informacji i opinią międzynarodową.

Co więcej, członkostwo w UE wymusza otwartość granic i stosowanie cywilizowanych metod gospodarczych. Monopole i gigantyczne cła jak przed wojną - teraz byłyby niemożliwe. Ówczesna polityka państwa prowadziła do słabości gospodarki i biedy Polaków w zestawieniu z otaczającym światem.

Jeszcze w latach 1920-1929 przeciętny dochód na głowę mieszkańca II RP wzrósł ponad trzykrotnie - z 678 dol. na 2117 dolarów rocznie (liczone jako PKB brutto per capita, kwota wg siły nabywczej dolara z 1990 roku). Sanacja, która przejęła pełnię władzy po zamachu majowym, z Wielkim Kryzysem sobie jednak ewidentnie nie poradziła.

Do 1929 roku przegoniliśmy poziomem gospodarczym Rumunię i Jugosławię. Potem to nas przeganiano. Na początku Wielkiego Kryzysu byliśmy na 26. miejscu na świecie według PKB na mieszkańca. Gdy kryzys się kończył w 1933 roku, zajmowaliśmy już 31. miejsce, wyprzedzeni m.in. przez ZSRR, Wenezuelę, Japonię i RPA.

O ile przed kryzysem Czechosłowacy wytwarzali o 38 proc. więcej od Polaków, to po kryzysie już 55 proc. Węgierskie PKB na mieszkańca przed kryzysem było o 46 proc. wyższe od polskiego, a po kryzysie już o 87 proc. - wynika z danych Uniwersytetu z Groningen.

Bieda musiała być bardzo dotkliwa, bo zaczęła się masowa emigracja. W latach 1926-1930 opuszczało kraj rocznie średnio 193 tysiące osób, czyli łącznie prawie milion w pięć lat. A to wszystko przy 32 milionach mieszkańców.

Statystyki pokazują, że należeliśmy przed wojną do najuboższych społeczeństw w Europie. Na przykład na 10 tys. mieszkańców przypadało w 1938 r. tylko 10 samochodów osobowych, podczas gdy w Wielkiej Brytanii - 511. Lepiej pod tym względem było nawet w teoretycznie uboższej Rumunii - 13 samochodów na 10 tys. mieszkańców. W nabywaniu aut nie pomagał Polakom podatek liczony od... wagi pojazdu.

Monopol telekomunikacyjny zaowocował tym, że w 1937 r. w Polsce na tysiąc mieszkańców swój aparat miało zaledwie siedem osób. W Niemczech telefonów było ośmiokrotnie więcej (53 na tysiąc mieszkańców), a w targanej wojną domową Hiszpanii - 13 (drugi najgorszy po Polsce wynik w Europie).

Teraz na szczęście nie ma planów połączenia czterech wiodących firm telekomunikacyjnych w jeden holding narodowy. Dzięki konkurencji mamy jedne z najtańszych usług w Europie, a telefon ma każdy, kto chce. Podobnie jak samochód, kupowany zwykle w stanie używanym po Niemcu czy Francuzie po przystępnych cenach.

Gospodarka Polski też ostatnio radzi sobie bardzo dobrze. To nie nas wyprzedzają w rozwoju gospodarczym inne kraje, ale my wyprzedzamy. Ubiegłoroczny wzrost PKB o 5,1 proc. dał nam trzecie po Irlandii i Armenii miejsce w Europie, a wśród rozwiniętych krajów OECD czwartą pozycję. W tym roku też mamy być wysoko.

Zawdzięczamy to otwartości rynku w ramach UE i co za tym idzie inwestycjom zagranicznych firm oraz z sukcesem wykorzystywanym przez polskich przedsiębiorców możliwościom eksportowym. Ale pomógł i impuls fiskalny w postaci m.in. 500+ sfinansowanego z uszczelnienia podatków.

Neosanacja - czyli PiS - ma dużo lepsze warunki zewnętrzne niż sanacja przed wojną. A do tego ustabilizowaną walutę. Ale i gospodarka nie służy tylko do tego, żeby wyekwipować armię. W czasach pokojowych inne są priorytety i inaczej buduje się siła państwa - głównie wzrostem gospodarczym.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

historia
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(1716)
Leo
9 miesięcy temu
Prawda boli i w oczy kole - niestety.
dr M.
12 miesięcy temu
co za brednie. naczytał się bzdur i rezonuje
Marecki76
rok temu
Pis wydaje za dużo na wojsko, nie zanosi się na wojnę - na takich mądrościach totalna opozycja rośnie.
???
2 lata temu
niesamowite bzdury. to tu tak można?
Robert
2 lata temu
W okresie po odrodzeniu Państwa polskiego, scalając kraj z trzech dość różnych mentalnie, gospodarczo, edukacyjnie części porozbiorowych, taka farma jaką zaproponował Piłsudski, czyli silnej ręki, uczącej się na własnych (bo czyich) błędach, była jedyną słuszną. Kolejne kroki rozwojowe przyniosłyby rozwiązania systemowe, rynkowe. Przyszła II wojna światowa. Przed jej rozpoczęciem też trzeba było Marszałka słuchać.
...
Następna strona