Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Kinga Jurga
|
aktualizacja

Polak nie chce się w proch obrócić. Ale będzie musiał. Czeka nas pogrzebowa rewolucja

861
Podziel się:

Ledwie co trzeci Polak jest poddawany kremacji po śmierci. To jeden z niższych wyników w Europie. Eksperci mówią wprost: Polacy muszą zmienić podejście, zanim przestanie być ich stać na chowanie bliskich. I staniemy w obliczu katastrofy epidemicznej.

Polak nie chce się w proch obrócić. Ale będzie musiał. Czeka nas pogrzebowa rewolucja
Tradycyjne pogrzeby w Polsce wciąż są znacznie popularniejsze niż kremacje. Ale to będzie musiało się zmienić (East News, Mateusz Jagielski, East News)

„W krainie życia będę widział Boga.

Wróć, duszo moja, do swego spokoju, bo Pan dobro ci wyświadczył…”. (Ps 116)

Ksiądz prowadzący pogrzeb pokropił trumnę wodą święconą i zaintonował psalm, po czym nacisnął niewielki przycisk. Taśma wystartowała, ruszył też szum mechanicznych rolek. Trumna zaczęła jechać w stronę pieca kremacyjnego.

Żałobnicy obserwowali tylko, jak drewniana skrzynka powoli znika w piecu. Następnego dnia odebrali urnę ze spopielonymi zwłokami. I taką złożyli do grobu. Tak pożegnali bliską osobę.

- To było podniosłe, metafizyczne przeżycie - wspomina po ponad 20 latach ks. prof. Andrzej Kobyliński, filozof i etyk Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie.

Zobacz także: Pogrzeb w epidemii. Ekspert mówi, jak to wygląda

To katolicki duchowny, który opisaną ceremonię pogrzebową przeprowadził w na jednym z londyńskich cmentarzy. I to jeszcze w latach dziewięćdziesiątych. Podobnie w zeszłym roku wyglądała ostatnia droga blisko 80 proc. Brytyjczyków. Wybierają kremację, a nie pochówek w ziemi.

W Polsce takie obrazki nadal są rzadkością. Według Europejskiej Federacji Usług Pogrzebowych, w 2018 roku kremacji poddawany był jedynie co czwarty Polak.

Krajowe organizacje zrzeszające zakłady pogrzebowe szacują, że odsetek ten w tym roku wyniósł między 30 i 40 proc. dla całej Polski. Tradycja wciąż wygrywa, ale lada chwila będzie poddana sporej próbie. Po pierwsze - na tradycyjnych cmentarzach zaczyna brakować miejsc. Po drugie - Polacy nie chcą mogił w bliskim sąsiedztwie miast. Po trzecie - tradycyjny pogrzeb jest coraz droższy.

Zmianę już widać. W największych miastach kremacji jest od 50 do nawet 70 proc. To szacunkowe dane, na podstawie informacji od członków m.in. Polskiej Izby Branży Pogrzebowej. Państwo nie prowadzi w tym zakresie żadnych oficjalnych statystyk.

Jak pod względem kremacji wypadamy na tle reszty Europy i świata? Daleko nam do krajów azjatyckich, w których spopiela się od 80 do ponad 90 proc. zwłok (w rekordowej Japonii wskaźnik ten wynosi ponad 99 proc.), Australii (69 proc.) i Kanady (73 proc.).

W Europie mniej od nas kremują jedynie Łotysze (15 proc.), Bułgarzy (5 proc.), Serbowie (20 proc.), Irlandczycy (23) i Włosi (24 proc). Jednym z europejskich rekordzistów są Czechy. Tu kremowanych jest 79 proc. wszystkich zwłok.

Obracanie w proch

- To była idealna ceremonia kremacyjna - tak o londyńskim pogrzebie sprzed lat mówi ks. prof. Andrzej Kobyliński. Dziś takie kameralne uroczystości są jedynie wspomnieniem. - Ciało na oczach bliskich, w ramach nabożeństwa pogrzebowego, zostało poddane kremacji - opowiada.

W całej Europie zakłady kremacyjne to duże obiekty umiejscowione na peryferiach miast. W Polsce jest ich około 70 (oficjalnych danych brak). A w ciągu roku umiera ok. 400 tys. Polaków. Często więc zwłoki do spopielenia trzeba transportować wiele kilometrów.

- W Polsce ciągle jest mała dostępność, a przez to świadomość tego, jak wygląda cały proces. Ludzie boją się, że wydane im zostaną nie te prochy - mówi Marek Cichewicz, wiceprezes Światowej Federacji Firm i Organizacji Pogrzebowych FIAT-IFTA, właściciel zakładu pogrzebowego Bongo. Jak mówi, ryzyko pomyłki jest niewielkie. A to jeden z popularniejszych mitów.

Według katolickiego obrządku pogrzebowego (taki odprawiany jest w Polsce najczęściej) msza święta musi odbyć się nad ciałem zmarłego. Dopiero wtedy trumna jest transportowana do zakładu kremacyjnego. Rodzina może uczestniczyć w momencie wprowadzenia trumny do pieca i podczas kremacji, by następnie odebrać urnę z prochami zmarłego i przekazać ją zakładowi pogrzebowemu. Później odbywa się druga część uroczystości pogrzebowej i pochówek.

- Zanim trumna trafi do pieca, bliscy mogą ją otworzyć i pożegnać się ze zmarłym. W wielu zakładach praktykuje się umieszczanie wewnątrz trumny tabliczki ze specjalnym numerem, która nie topi się w wysokiej temperaturze. To dodatkowe zapewnienie dla rodziny, że prochy należały do bliskiej im osoby - wyjaśnia Cichewicz.

Na ostatnią drogę papierosy i dezodorant

Przygotowanie ciała do kremacji niczym nie różni się od tego, gdy trumna ma spocząć w ziemi. Żałobnicy mogą wybrać dowolne ubranie dla zmarłego. Układa się fryzurę, można wykonać makijaż. Wyjątkiem są zwłoki osoby zmarłej na COVID-19. Te po stwierdzeniu zgonu są pakowane w dwa worki, których nie można już otworzyć przed pochówkiem, by wykonać tzw. toaletę pośmiertną lub pożegnać zmarłego. Odświętne ubranie na życzenie rodziny można jedynie położyć na worku, w którym znajduje się ciało.

Do trumny kremacyjnej nie można za to włożyć wszystkiego. A ludzie wkładają bliskim "na ostatnią drogę" przeróżne rzeczy. Często tuż przed zamknięciem wieka.

- Jeśli ktoś lubił palić, bliscy umieszczają w trumnie paczkę papierosów i zapalniczkę. Zdarzyło się, że ktoś włożył do trumny ulubiony dezodorant zmarłego. Takie przedmioty mogą doprowadzić w piecu do mikroeksplozji i uszkodzić urządzenie - wyjaśnia Robert Czyżak.

Problemy podczas spopielenia mogą sprawiać też rozruszniki serca. One również mogą wybuchnąć pod wpływem wysokiej temperatury. Dlatego przed kremacją zaleca się ich usunięcie.

Ile trwa kremacja? Cały proces to około 2 godziny. Zostaje po nim od 3,5 do 5 kilogramów prochów. Im grubsze kości, tym więcej prochu. Tusza zmarłego nie ma tu żadnego znaczenia.

Ile kosztuje śmierć

Prezes Polskiej Izby Branży Pogrzebowej Robert Czyżak też prowadzi zakład kremacyjny na Mazowszu. Najczęściej spotyka żałobników zdecydowanych na konkretną formę pochówku.

- Najważniejsza jest wola zmarłego. To pierwsze pytanie, które zadajemy. Jeśli zmarły mówił coś na ten temat za życia, wybór jest prosty. Jeśli nie, przedstawiamy oba scenariusze, czyli pochówek tradycyjny i kremację. Wtedy często bliscy decydują się na kremację ze względu na koszty - wyjaśnia Czyżak.

Te potrafią wynieść tyle co koszt samej trumny do pochówku tradycyjnego. I to tej z niższej półki cenowej.

Koszt kremacji w zależności od miejsca waha się w granicach od 450 do 1000 zł. Przeciętna cena trumny do kremacji (nie może być lakierowana) to ok. 600 zł. Do tego dochodzi koszt urny. Zwykle to kolejne 200 zł.

Nawet dodając koszty transportu za najtańszy pochówek urnowy zapłacimy poniżej 2 tys. zł. Za tyle nie da się kupić tradycyjnej trumny. Do tego dochodzą jeszcze koszty organizacji pogrzebu i miejsca na cmentarzu.

- Nowy grób to wydatek większy nawet o jedną trzecią niż w przypadku niszy w kolumbarium (miejsce na urnę na cmentarzu – przyp. red.) - wylicza prezes Polskiej Izby Branży Pogrzebowej.

A przypomnijmy, że wysokość zasiłku pogrzebowego to 4 tys. zł.

Siła tradycji

I Robertowi Czyżakowi i Markowi Cichewiczowi zdarza się usłyszeć, że kremacja nadal budzi skojarzenia ze zbrodniami II wojny światowej. Ale takich sytuacji jest coraz mniej.

W kwestii kremacji hamulcowym nie jest też kościół katolicki. Ks. Kobyliński przypomina, że wszelkie wątpliwości zostały wyjaśnione w 2016 roku przez watykańską Kongregację Nauki Wiary. Watykan potwierdził, że Kościół wprawdzie zaleca zachowanie zwyczaju grzebania ciał, ale nie zabrania kremacji.

- Według kościoła katolickiego nie ma żadnych przeciwskazań - zapewnia duchowny i dodaje, że w ostatnich latach dwaj z jego zmarłych znajomych księży zostało skremowanych.

Katastrofa epidemiczna

Zerwanie z tradycją będzie jednak konieczne. - Miejsca grzebalne się kończą, zwłaszcza w dużych miastach, a stworzenie nowego cmentarza to długi i kosztowny proces – przekonuje Robert Czyżak. Wtóruje mu Marek Cichewicz: – Miasta mają kłopot z planowaniem nowych nekropolii, bo towarzyszą temu protesty społeczne. Nikt nie chce mieszkać obok cmentarza.

Zdaniem prezesa PIBP ku kremacjom Polaków może skłonić też zagrożenie epidemiczne, związane nie tylko z epidemią koronawirusa.

- Jesteśmy coraz bardziej nafaszerowani chemią. Kiedyś po 20 latach przyjmowało się, że ciało się rozłoży. Teraz zdarza się, że po takim czasie trafiamy na szczątki jeszcze w trakcie rozkładu, a przecież to są niebezpieczne bakterie. Proszę sobie wyobrazić jak ten proces wydłuży się w przypadku zwłok chowanych w podwójnych workach przez COVID - przekonuje ekspert.

Kremacja będzie musiała zyskać na popularności. Ale o rozsypywaniu prochów lub stawianiu ich przy telewizorze można zapomnieć. Obowiązujące przepisy mówią jasno, że prochy zmarłych można chować w ziemi, grobach murowanych lub kolumbariach, a więc na terenie cmentarza.

Zresztą większość urn i tak ostatecznie jest grzebana w ziemi. Wielu Polaków ma częściowo zajęte groby rodzinne i chcą zmarłych chować obok siebie. To także spora oszczędność miejsca i pieniędzy, bo w 4-osobowym grobie można pochować 8 urn.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(861)
Kritiker
9 miesięcy temu
Ten artykuł nie obrazuje całej prawdy: na Słowacji jest piekarni znacznie mniej niż w Czechach, ponieważ ta jest bardziej katolicka. We Wiedniu jest jedna "fojerhalla" przy cmentarzu, lecz ponieważ Austria jest katolicka, miejsce to uchodzi na wstydliwe. Podobnie jest w Bawarii, jeżeli tę porównamy z pozostałymi landami Niemiec. Ratzinger wyraźnie się sprzeciwił pośmiertnej inkwizycji być może też dlatego, że kojarzył ją z tą przedśmiertną. Czarni towarzysze w Polsce akceptują bardziej piekło na ziemi, bo być może tęskno im do inkwizycji sprzed wieków. Za niedługo mogą hajcować w piekarniach oprócz heretyków aborcjonistki i wszelki podmiot o charakterze niezbyt średniowiecznym. Minus w tym, że egzekucja może odbywać się w obiegu zamkniętym i "grzesznicy" nie będą mogli słuchać koncertowań skazańców.
StB
9 miesięcy temu
Mi się kojarzy hajcowanie zwłok z inkwizycja pośmiertną albo piekłem. Jedni wrzucają bliskich do Lucyfera, by ich nie jadły glizdy, czyli nie profanowały zwłok, inni uważają właśnie przypalanie za ich profanację. Ja wolę mieć tradycyjny pogrzeb bez względu na to, czy katolicka bozia za takowy ojerdala, zaś ta prawosławna czy pislamistyczna "wyklucza z partii". Sam uważam, ze tyle wydaliłem, że moje gnicie - życia lubię odpoczywać - bez ingerencji piekielno-maszynowej będzie miało normalniejszy charakter, zaś pozostali nie będą zszokowani faktem, że zostałem potraktowany w spalarni jako śmieć specjalny. W Czechach ta forma pochówku ma tradycje racjonalną, ponieważ są o poziom wyżej od katoli, bo - odwrotnie niż w przypadku Jana Husa - wypuszczają swoich bliskich jak aniołki do nieba kominem po ichniej śmierci.
gosia
2 lata temu
Bardzo dobrze że kremacja , przecież pochowanie zmarłego z różnymi chorobami to idzie do gruntu i skażenie gotowe. żeby tylko można było jeszcze zrobić z prochami co rodzina uważa , to już będzie najlepsze rozwiązanie. A jak ktoś chce to tradycyjny pochówek niech robi, każdy ma swoje prawo.
kavior
2 lata temu
Ludzie, nie żyjemy chyba w czasach hitlerowskich krematoriów? Człowiekowi po śmierci chyba należy się normalny grób...
Mike
2 lata temu
Jak nic zaraz będzie obowiązek kremacji, bo CO2, bo nakaz unii, bo ekologia, bo miejsce, bo taniej itd, itp....
...
Następna strona