Jak donosi wtorkowy "Dziennik Gazeta Prawna", przeciętna emerytura dla kobiety to obecnie 1628 zł, czyli o 18 zł więcej niż rok temu i 86 zł więcej niż w maju tego roku.
Wśród mężczyzn poziomu sprzed 12 miesięcy nie udało się jeszcze osiągnąć. Obecnie statystyczny emeryt otrzymuje z ZUS 2633 zł miesięcznie. To o 37 zł mniej niż w 2017 roku. Ale już o 78 zł więcej niż w maju.
Wyraźnie widać, że wysokość świadczeń wychodzi z dołka, w który wpadł na początku tego roku. Skąd ten dołek? To odłożony nieco w czasie skutek obniżenia wieku emerytalnego jesienią 2016 roku. W efekcie prawo do emerytury nabywali więc ludzie nieco starsi, mający wyższy stan konta w ZUS. Więc "podbili" średnią emeryturę w 2017 roku.
Dziś przechodzący na emeryturę są mniej więcej w tym samym wieku, co przewiduje ustawa. Ale gdyby chcieli mieć więcej pieniędzy na starość, to powinni pracować nieco dłużej.
Według wyliczeń "DGP", każdy dodatkowy rok na rynku pracy to co miesiąc średnio 190 zł wyższa emerytura dla kobiet i nawet 300 zł dla mężczyzn.
Jednocześnie rząd wprowadza przyspieszoną waloryzację świadczeń dla najuboższych. To znaczy, że niskie emerytury rosną szybciej niż te wyższe. Wskaźnik waloryzacji wynosi 3,26 proc., ale z zapewnieniem, że kwota podwyżki nie będzie niższa niż 70 zł brutto.
Realnie więc najbiedniejsi otrzymają nie 3,26, a nawet 7 proc. podwyżki. Minimalna emerytura w przyszłym roku ma bowiem wynieść 1100 zł brutto.
Taki kij ma jednak dwa końce, bo co prawda z jednej strony podnosi dochody ludności, ale z drugiej - zniechęca do pozostawania na rynku pracy. W przyszłości może się okazać, że pracownikom bardziej opłaca się wziąć minimalne świadczenie niż pracować rok dłużej.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez * dziejesie.wp.pl*