Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Hubert Orzechowski
Hubert Orzechowski
|

Ojciec niepełnosprawnego chłopaka ostro o propozycjach rządu. "To bełkot"

55
Podziel się:

- Może i nowy podatek jest potrzebny, ale rząd ogłasza je tak, że skłóca ludzi - mówi money.pl pan Jerzy Kowalski z Wejherowa, niepełnosprawny i ojciec niepełnosprawnego, którego rodzina od kilkunastu lat utrzymuje się z renty.

Pan Jerzy z synem i żoną (zdjecie publikujemy za zgodą rodziny)
Pan Jerzy z synem i żoną (zdjecie publikujemy za zgodą rodziny) (archiwum prywatne)

Stopień pecha może być różny. Ale ten, który dopadł Artura był wyjątkowy.

Był jesienny dzień, nastolatek wrócił właśnie z wycieczki rowerowej na Hel. To mekka dla amatorów wszelkiego rodzaju militariów i miłośników historii. Na półwyspie w czasie wojny toczyły się ciężkie walki. Polska załoga poddała się Niemcom dopiero 2 października 1939 r. – pięć dni później niż Warszawa. A po wojnie długo był to teren zamknięty pod kuratelą wojskową. W związku z tym eksploratorzy i poszukiwacze wojennych pamiątek nie zdążyli go dobrze przeczesać.

Znalazł o jedną rzecz za dużo

Artur militaria uwielbiał. – To ja starałem się zainteresować dzieci historią. Zjeździłem z nimi Polskę, aby mogli zobaczyć najważniejsze historycznie miejsca. To było nasze ostatnie lato przed wypadkiem – mówi money.pl pan Jerzy, ojciec Artura.

Już wcześniej Artur zbierał łuski po pociskach i inne elementy, które zostawili po sobie walczący żołnierze. Traktował je jako trofeum: wiercił wiertarką maleńkie dziurki w pociskach i wieszał na ścianie pokoju. – Niestety, znalazł o jedną rzecz za dużo – mówi pan Jerzy.

Tą rzeczą był najprawdopodobniej zapalnik od bomby. Nie był to wielki obiekt. Artur nie zdawał sobie sprawy, z czym ma do czynienia. Myślał raczej, że to po prostu kolejna łuska od karabinu. Jedną ręką trzymał niewybuch, a drugą wiercił dziurkę, aby powiesić go na ścianie.

Zobacz także: Szwed: Nie chcemy popełnić błędów poprzedników. Pracujemy nad pomocą niepełnosprawnym

- To był taki dźwięk, jakby w sąsiednim pokoju przewrócił się fotel – opowiada o tej chwili pan Jerzy. W pokoju strat też nie było. Najbardziej ucierpiała ręka Artura. Naderwały mu się trzy palce. I to w zasadzie byłyby jego największe obrażenia. Gdyby nie jeden z dziesiątków malutkich odłamków, który trafił chłopaka tak nieszczęśliwie, że utknął w sercu. – Odłamek przepłynął do aorty płucnej. To spowodowało niedotlenienie mózgu. Syn przez rok był w śpiączce – mówi nasz rozmówca.

Od tej pory Artur cierpi na porażenie spastyczne czterokoniczynowe i ślepotę korową. Nie chodzi i nie wiadomo, czy widzi. Wymaga ciągłej opieki. Nie potrafi powiedzieć, że coś go boli albo że czegoś potrzebuje. Dopiero od niedawna, po dwunastu latach od wypadku, jest w stanie wyrazić potrzebę napicia się wody.

Żeby się z nim kontaktować, trzeba znać jego język. - Czasami powie „nie bij mnie”. To oznacza po prostu, że czuje ból lub dana pozycja jest już dla niego niewygodna i trzeba pomóc mu ją zmienić – opowiada Pan Jerzy. – Trzeba się domyślić, o co mu chodzi. Bo za każdym razem na pytanie o to, co go boli konkretnie, to odpowiada, że lewa ręka.

Życie z Arturem wymaga dyscypliny. W nocy trzeba budzić się co najmniej dwa razy, aby zmienić jego pozycję w czasie snu. To obrona przed zmorą wszystkich opiekunów osób dotkniętych niepełnosprawnością: odleżynami.

Rehabilitacja non-stop

Rodzina wstaje wcześnie rano. Najpierw Artur je śniadanie. Trwa to około godziny. Artura nie wolno pospieszać. O 8 rano przychodzi pani z opieki społecznej. Rozpoczyna się rehabilitacja.

- Do 9 w specjalnym chodziku dla dorosłych próbujemy z Arturem chodzić. Żeby to robić, potrzebne są trzy osoby. Jedna zabezpiecza z tyłu, druga z przodu, a trzecia pomaga przestawiać mu nogi. Sam tego nie potrafi. Mylą mu się po prostu lewa z prawą. Czasem zrobi krok i drugi chce robić tą samą nogą Ten ruch jest potrzebny. Choćby ze względu na ułożenie organów wewnętrznych – twierdzi pan Jerzy.

Następny żelazny punkt dnia to obiad o 13. Chyba że akurat przychodzi logopeda. Wtedy ćwiczy godzinę z Arturem. Potem od 18 do 20 jest rehabilitacja na basenie, na którą też przyjeżdża do Artura specjalista. Przed snem, po 22, są jeszcze przez pół godziny specjalne ćwiczenia. Te pan Jerzy z żoną wykonują już z synem sami.

Basen to osobna historia. Był niezbędny, żeby Artur w ogóle się ruszał. Ale chłopak chce ćwiczyć tylko, gdy temperatura wody wynosi co najmniej 32-33 stopnie. Żaden producent basenów nie chciał się podjąć takiego zadania. W końcu pan Jerzy zbudował basen sam.

- Oszczędności wszystkie na to wydałem. Pomagali mi sąsiedzi, za co bardzo im dziękuję – twierdzi. I podkreśla, że przed wypadkiem bardzo dobrze zarabiał jako kierowca. Tyle tylko, że ma na myśli nie tragedię syna, a coś, co zdarzyło się rok wcześniej. – Brałem udział w kolizji samochodów. Złamałem kręgosłup. Mam drugi stopień niepełnosprawności – tłumaczy.

Synem jednak zajmować się musi. Oznacza to także przenoszenie go z miejsca na miejsce, co jest bardzo niebezpieczne dla jego kręgosłupa. - Poruszam się bez problemu. Gorzej, kiedy mam usiąść, a potem wstać. Ja mam 1,6 m wzrostu, a mój syn 1,8. Po pięciu latach zajmowania się nim, nabawiłem się przepukliny i trafiłem do szpital – opowiada.

Kręgosłup złamany, ale człowiek zdolny do pracy

Od wypadku pan Jerzy jest na rencie. To 818 zł. Czemu tak nisko? Bo urzędnicy stwierdzili, że mimo złamanego kręgosłupa pan Jerzy jest w stanie pracować. - W Polsce facetowi bez nóg powiedzą: to przecież możesz pan śpiewać w operze – mówi gorzko. – Ja nie mogę iść do pracy. Ja się muszę zajmować synem - podkreśla.

Oprócz tego rodzina pana Jerzego może liczyć na 1200 zł emerytury jego żony plus ok. 900 zł dodatku na syna. A same rachunki za prąd wynoszą średnio 300 zł za miesiąc. Nie licząc pampersów, węgla i innych rzeczy niezbędnych dla rehabilitacji Artura. Dlatego pan Jerzy cieszy się, że udało się chociaż wywalczyć sądownie od wojewody pokrycie niemal 100 proc. kosztów rehabilitantów dla syna. Ale i tak co miesiąc musi za nią płacić ok. 160-170 zł. To ważne, bo przez pierwsze cztery lata po wypadku rehabilitacji Artura praktycznie nie było. Przychodziła tylko pani z fundacji dwa razy w tygodniu, podczas gdy z takimi osobami trzeba ćwiczyć codziennie.

Pan Jerzy starał się też o dofinansowanie zainstalowania windy przy schodach do domu. Tłumaczył urzędnikom, że bez tego jego syn stanie się więźniem we własnym pokoju, gdyż ze względu na swoją chorobę nie będzie w stanie przenosić Artura. Odmówiono mu pomocy. Argumentowano, że to prywatna posesja, a taka pomoc zwiększyłaby wartość jego domu. Windę wybudował więc sam. Na szczęście, odpukać, już ponad 10 lat działa bez zarzutu.

Pytamy go więc, czego oczekuje od państwa jako niepełnosprawny i jednocześnie opiekun niesprawnego syna. - Żeby mi załatwili dentystę dla syna! – odpowiada bez wahania. Chodzi o to, że Arturowi trzeba wyrwać ósemkę. Dla osoby dotkniętej niepełnosprawnością to nie jest zwykły zabieg. Wymaga znieczulenia i pobytu w szpitalu. Termin, jaki wyznaczono Arturowi? Lipiec 2019 r.

- Bardzo popieram te panie w Sejmie. Mimo iż my możemy na ich propozycjach stracić. Bo jeśli wojewoda odbierze mi dofinansowanie rehabilitacji syna a w zamian dostanę 500 zł, to znów będę musiał walczyć o środki, żeby ją opłacić – podkreśla.

Propozycję opłaty solidarnościowej, a właściwie sposobu, w jaki się ją prezentuje, ocenia bardzo źle. Jego zdaniem pieniędzy w budżecie jest dość, trzeba tylko inaczej je wydawać. – Jeśli podatki powinny być większe, to trzeba to wytłumaczyć w inny sposób. Nazywając to „opłatą solidarnościową” rząd skłóca ludzi. Równie dobrze można powiedzieć, że idzie na strzelnice w każdym powiecie, bo przecież na ten cel też pójdą miliardy. To tłumaczenie dla małych dzieci – twierdzi w rozmowie z nami.

Panu Jerzemu i jego rodzinie nic już ostatnich dwunastu lat życia nie zwróci. – Córkę niemal wyrzuciliśmy z domu. Nie chcieliśmy, by wypadek brata zdefiniował jej życie i żeby sama zdecydowała, kim chce być. Mamy cudowne dzieci – opowiada.

A Artur ciągle ich zaskakuje. Sprzed wypadku nie pamięta prawie nic. Jedynie swoją ulubioną muzykę, czyli amerykańskie zespoły Korn i Slipknot. Na koncercie tego pierwszego Artur z rodziną był w zeszłym roku w Słupsku. – W pewnym momencie zwrócił na nas uwagę jeden z liderów zespołu. Podszedł do Artura i spytał o coś po angielsku. Ja nie zrozumiałem nic, ale Artur mu odpowiedział! Dostał od niego kostkę do gry na gitarze na pamiątkę. Radość mieliśmy nieprzeciętną.

Jeśli chcą Państwo wspomóc rehabilitację Artura, to więcej informacji znajdą Państwo pod tym adresem

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

wiadomości
gospodarka
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
KOMENTARZE
(55)
radsa
6 lat temu
Bełkot tego rządu dot. wielu kwestii! że też dla lektoratu pisu jest to przekonywujące?! co można myśleć o tych ludziach?
mj
6 lat temu
Ludzie majacy ogromna kase dostaja jeszcze 500 plus od panstwa oraz 300 na wyprawke -NIESAMOWITE!!! Pomagac naprawde potrzebujacym!
. jasio
6 lat temu
Gdyby rodzice interesowali się czym syn zajmuje się na codzień to nie byłby dzisiaj niepełnosprawny. A zbierał pociski od dawna . Za to dzisiaj Artur jeszcze chce co miesiąc stówę na kino ... od bogatych .
woj.
6 lat temu
Każdy chce żyć godnie , trzeba tylko znaleźć frajerów którzy na to zapracują.
Kazik
6 lat temu
Historie wrecz nie do wiary. Bardzo wspolczuje. Pamietajmy, ze to moze spotkac KAZDEGO z nas. Przestanmy problem niepelnosprawnosci traktowac jako cos odleglego, cos co nas nie dotyczy. Serdecznie Panstwu wspolczuje naprawde. Trzymam kciuki any cos drgnelo w dobrym kierunku.
...
Następna strona