To już pewne. Inwestujący w kryptowaluty w Polsce będą protestować przed gmachem Ministerstwa Finansów - dowiedział się money.pl. Zamiast palenia opon, zorganizują konkurs wypełniania deklaracji podatkowych na czas. Chcą pokazać, jak szkodliwe i absurdalne są propozycje resortu finansów.
Piątek, 20 kwietnia, godzina 13 - jak wynika z informacji money.pl - to właśnie wtedy zacznie się pierwszy w Polsce protest środowisk inwestujących w kryptowaluty.
Poszło o podatki i interpretację przepisów. O sprawie pisaliśmy tutaj. Inwestorzy przekonują, że propozycje Ministerstwa Finansów po prostu ich wykończą.
- Podatek wyliczony zgodnie z zaleceniami Ministerstwa Finansów może w skrajnych wypadkach wynosić 500 proc., 800 proc. lub nawet 1000 proc., jego maksymalna wysokość jest nieograniczona - wyjaśnia w rozmowie z money.pl Rafał Zaorski, założyciel stowarzyszenia inwestorów Trading Jam Session. TJS zrzesza kilkanaście tysięcy inwestorów. Przepisy mogą na dodatek zabić perspektywiczną branżę technologiczną.
"Chcemy płacić proste podatki od kryptowalut" - pod takim hasłem będzie prowadzona akcja. Na Facebooku powstała już strona wydarzenia.
Dialog, nie tweety
- To akcja całego środowiska związanego z kryptowalutami i technologią blockchain. Chcemy wspólnie wyrazić niezadowolenie z absurdalnych rozwiązań zaproponowanych przez Ministerstwo Finansów. Zapraszamy do rozmów, bo niebawem chcemy przedstawić proste i rozsądne rozwiązania, które ułatwią nam płacenie podatków w Polsce. Nikomu nie zależy na tym, by ich unikać - dodaje Zaorski. - Społeczność apeluje do Prawa i Sprawiedliwości o sprawiedliwe podatki. Podatek nie może być karą - mówi.
Zwraca uwagę, że o podatkach od kryptowalut nie można rozmawiać za pośrednictwem zaskakujących komunikatów i wpisów w mediach społecznościowych. By wypracować idealne rozwiązania, potrzebne są dłuższe negocjacje. I właśnie na nie liczą protestujący.
- Chcemy inwestować w Polsce, a nie uciekać z podatkami. Nikt nie ma wątpliwości, że Polska może być liderem we wdrażaniu technologii blockchain. Ale do tego potrzebne są proste i sprawiedliwe podatki. Do tego potrzebne są też stabilne interpretacje, a nie zmiany stanowiska każdego dnia - dodaje. I - jak podkreśla - akcja nie ma wydźwięku politycznego. Przed Ministerstwem Finansów pojawią się przedstawiciele różnych firm i grup inwestorów. - Happening organizuje koalicja osób dobrej woli - mówi Zaorski. Na liście są m.in. Trading Jam Session, Polskie Stowarzyszenie Bitcoina, blogerzy finansowi, przedstawiciele branżowych serwisów.
Według organizatorów pod oknami resortu Teresy Czerwińskiej pojawi się spora grupa inwestorów. I zamierzają się dobrze bawić: zorganizują na przykład konkurs wypełniania deklaracji podatkowych na czas. Pojawią się też maskotki w kształcie bitcoina. Więcej szczegółów organizatorzy nie ujawniają. - Wciąż pracujemy nad planem. Ale każdego zainteresowanego tematem zapraszamy - dodaje Zaorski.
Zaczęło się od komunikatu
Jak już pisaliśmy, wystarczyło tysiąc wyrazów prostego komunikatu, by Ministerstwo Finansów na ulice wyprowadziło inwestujących w kryptowaluty. Ich zdaniem najnowszy pomysł Ministerstwa Finansów na opłacanie podatków PCC (od czynności cywilnoprawnych) od wszystkich transakcji na kryptowalutach to niesprawiedliwa kara. Dlaczego? Każdy inwestor jest w stanie w ciągu dnia wykonać kilkadziesiąt operacji. Podatek od wszystkich w zasadzie zabija biznes. Już teraz nieoficjalnie mówi się o końcu kryptowalut w Polsce.
Zdaniem Ministerstwa Finansów każda transakcja kupna-sprzedaży obciążona powinna być podatkiem od czynności cywilnoprawnych. Podatek PCC w tym wypadku wynosi 1 proc. wartości transakcji. Ta kwestia pojawiła się dopiero teraz. Deklaracje PCC znają doskonale kupujący samochód - oni płacą 2 proc. wartości (od kwot powyżej 1 tys. zł).
Ale to rodzi szereg problemów. Po pierwsze: inwestujący w kryptowaluty potrafią dziennie zlecać kilkaset transakcji. A do tego giełdy kryptowalut same rozbijają zlecenia na jeszcze mniejsze. W efekcie wypisanie deklaracji od wszystkich zajęłoby długie tygodnie. Z kolei do urzędów skarbowych inwestorzy musieliby przywozić papiery taczkami. Nie ma technicznej możliwości, by wypełniać deklaracje podatkowe (które mają 3 strony) dla każdego zlecenia.
Po drugie: PCC może zrujnować finansowo inwestujących w kryptowaluty. Najłatwiej to przedstawić na przykładzie. Jan jest amatorskimi inwestorem na kryptowalutach. Przyjął bardzo prostą taktykę: taniej kupię, drożej sprzedam. W poniedziałek rano kupił bitcoiny o wartości 10 tys. zł. Pół godziny później sprzedał je za 10 100 zł z zyskiem 100 zł. W ciągu dnia zrobił dziesięć takich transakcji, bo idealnie wyłapywał moment chwilowego wzrostu wartości kryptowalut. Zarobił 1 tys. zł.
A przynajmniej do tej pory sądził, że zarobił. Po komunikacie Ministerstwa Finansów takiej pewności już nie ma. W przypadku umowy sprzedaży obowiązek zapłacenia tego podatku - w wysokości 1 proc. wartości rynkowej nabywanego prawa majątkowego zbywanej kryptowaluty - dotyczy kupującego. Gdyby przyjąć taką interpretację, to Jan nie zarobił nic, a nawet dopłaci do interesu. Mając tę wiedzę dziś Jan najpewniej nie zainteresowałby się kryptowalutami.
To przecież jest piękny przykład, bo Jan zainwestował i zarobił. Ale Jan równie dobrze mógł zainwestować i stracić pieniądze. Od tego też opłaciłby podatki. Taka jest natura PCC.
Na ile to poważna kwestia? Bardzo. Świadczą o tym wpisy ludzi związanych z branżą. - "Proszę społeczność bitcoin w Polsce o opanowanie emocji, szczególnie by nie doszło do przypadków samobójstw wśród licealistów i studentów" - napisał w mediach społecznościowych dr hab. Krzysztof Piech. Jest ekonomistą, ekspertem z branży kryptowalut. - "Zostałem poproszony przez szefa jednej z giełd o podjęcie próby uspokojenia sytuacji. Dzwonią zdesperowani klienci grożąc samobójstwem. Kto weźmie wtedy za to odpowiedzialność?" - dodawał.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl