Trwa ładowanie...
Notowania
Przejdź na
Mateusz Ratajczak
Mateusz Ratajczak
|

W LOT wciąż trwa spór. "Nie damy się zastraszyć" - mówią związki zawodowe. "Żądania są nierealne" odpowiada zarząd

17
Podziel się:

Wojna na maile, wojna na słowa. Tak w tej chwili wygląda sytuacja w LOT. Związki zawodowe organizują referendum strajkowe i grożą paraliżem podczas majówki. Zarząd spółki odpiera, że referendum jest nielegalne, a żądania nierealne.

W ciągu najbliższego miesiąca pracownicy LOT zdecydują, czy chcą strajkować. Brak prozumienia może oznaczać paraliż samolotów
W ciągu najbliższego miesiąca pracownicy LOT zdecydują, czy chcą strajkować. Brak prozumienia może oznaczać paraliż samolotów (Lech Gawuc/REPORTER/East News)

Wojna na maile, wojna na słowa. Tak w tej chwili wygląda sytuacja w LOT. Związki zawodowe organizują referendum strajkowe i grożą paraliżem podczas najbliższej majówki. Zarząd spółki odpiera, że referendum jest nielegalne, a żądania - nierealne.

- Nie damy się zastraszać - mówi Monika Żelazik, przewodnicząca Związku Zawodowego Personelu Pokładowego i Lotniczego w LOT. "Zastraszanie" - tak związkowcy określają działania zarządu LOT w ich kierunku. Kilka dni temu ogłosili, że zaczynają referendum strajkowe. Jak przekonują, byli zmęczeni "pozorowanym dialogiem" i "propagandą sukcesu".

Money.pl jako pierwszy poinformował o działaniach związków zawodowych. We wtorek w południe w siedzibie LOT pojawiły się karty do głosowania i zabezpieczona urna. 1600 etatowych pracowników ma zdecydować, czy jest gotowych na strajk. W ciągu 30 dni mogą oddać głos. Zielony sygnał i brak porozumienia z zarządem oznacza, że samoloty staną w majówkę.

Zarząd polskiego przewoźnika odpiera, że głosowanie może być nieważne. Z jednej strony władze LOT świętuje zakup nowego i nowoczesnego Dreamlinera, z drugiej strony muszą gasić pożar w spółce.

- Nie chce się odnosić do takich komentarzy - tak na słowa związkowców reaguje w rozmowie z money.pl Adrian Kubicki, rzecznik prasowy LOT.

- W żaden sposób nie agitujemy, nie przekonujemy pracowników do głosowania na tak lub nie, nie zniechęcamy nikogo do wzięcia udziału w referendum, które kilka dni temu ogłosiły związki zawodowe. Sprawdzamy jednak, czy zostało ogłoszone legalnie, bo to rzutuje i na wizerunek firmy, i na bezpieczeństwo biznesu. Przepychanka w mediach to nie jest sposób na dialog - odpowiada.

Przyznaje jednak, że od czasu ogłoszenia referendum nie było spotkania na linii związki zawodowe - zarząd.

O co chodzi?

Związki zawodowe przekonują, że chodzi im tylko o godziwe warunki pracy i sposób wynagradzania. Chcą przywrócenia regulaminów płac z 2010 roku i zmiany sposoby wynagradzania. W wypłacie ma być np. mniej części zmiennych, a więcej "pewnego pieniądza".

Zmiany sprzed lat miały być dla pracowników skrajnie niekorzystne. Tłumaczone były potrzebą restrukturyzacji. Ale związkowcy widzą coraz lepsze wyniki spółki. Ich zdaniem za tym sukcesem nie idzie lepsze wynagradzanie pracowników. Są za to nowe obowiązki.

Racje LOT można zawrzeć w krótkim zdaniu: spełnienie żądań związków zawodowych jest niebezpieczne dla finansów spółki.

Zarząd argumentuje, że przywrócenie zasad wynagradzania sprzed prawie dekady spowoduje, że cała spółka wróci do poziomu sprzed dekady. Czyli na skraj bankructwa. Jednocześnie przedstawiciele spółki twierdzą, że przywrócenie starych sposobów wynagradzania nie będzie dla nikogo dobre. Ani dla pracowników, ani dla spółki.

Jak wynika z informacji money.pl - zarząd chwilę po ogłoszeniu strajku wystosował do pracowników spółki specjalny komunikat. Zarząd (a nie imiennie prezes Rafał Milczarski) w wiadomości przypomniał, co oferował podczas ostatnich negocjacji, a na co związki zawodowe zgody nie wyraziły. Dodał też, że związkowcy już raz zapowiadali referendum.

"We wrześniu 2017 otrzymaliśmy od związków zawodowych informację o terminach planowanego wówczas referendum strajkowego. Obecna inicjatywa jest więc próbą przeprowadzenia kolejnego referendum w tej samej sprawie. Oznacza to, że nie możemy uznać jej legalności" - napisał zarząd w liście.

Jego treść przekazał nam jeden z pracowników spółki. Identyczną informację dostali też związkowcy. I postanowili zareagować.

Pracodawcy nic do referendum

"Nie damy się zastraszyć" - odpowiada Monika Żelazik. I wytyka, że związki żadnego referendum nie organizowały. "W 2017 roku referendum nie zostało przeprowadzone z uwagi na działania pracodawcy, które je uniemożliwiał" - pisze.

"Obecnie trwające referendum jest więc pierwszym w tym sporze zbiorowym. Zaprzeczamy więc twierdzeniom zarządu pracodawcy, jakoby referendum było nielegalne lub też nieważne".

Związkowcy przypominają pracownikom, że referendum w sprawie strajku wcale nie musiały zgłaszać pracodawcy. Co innego decyzja o strajku - ta musi się pojawić co najmniej 5 dni przed rozpoczęciem. Żelazik sugeruje wprost, że informacje o nielegalnym referendum to sposób LOT na zniechęcenie do głosowania.

Kubicki odpowiada, że spółka codzienną pracą udowadnia, że jest dobrym pracodawcą. Gdyby było przeciwnie, to piloci i personel lotniczy, którego brakuje na rynku, od dawna wybieraliby konkurencję. A wybierają LOT. Zdaniem rzecznika LOT wcale nie jest pod ściagną. Spółka wciąż jest otwarta na dialog - przekonuje.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez * *dziejesie.wp.pl

wiadomości
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(17)
WYRÓŻNIONE
Avio1
7 lat temu
Niech prezes zamiast przyznawać sobie nagrody bo takie są fakty zadba o umowy o pracę dla pracowników!!!
Sisi80
7 lat temu
Niestety smutna prawda, że musi dojść do strajku. Prezes jak i zarząd wcale nie przejmują się prawami pracowników. Co więcej miałam przyjemność bądź w sumie nieprzyjemność pracować w LOT na warunkach jeszcze zaproponowanych za prezesa Mikosza, który dokonał podziału na pracowników etatowych i stale powiększającą się grupę pracowników kontraktowych ( zatrudnionych w ramach jednoosobowej działalności). Warunki te miały być przejściowe ze względu na trudną sytuację w PLL LOT tak samo jak obniżenie wynagrodzeń. Jak widać firma już od jakiegoś czasu dobrze się rozwija, rząd chwali się sukcesami, jednak nikt nie pomyślał o przywróceniu poprzednich wynagrodzeń i zatrudnieniu w oparciu o stałą umowę o pracę. Za prezesa Milczarskiego i spółki córki Lotnik1 przemianowanej na Lot Crew, aby uniknąć kosztów pracowniczych zatrudnia się nowe osoby wyłącznie na kontraktach. W ramach tej umowy ciąża traktowana jest jako niezdolność do pracy, Za urlop macierzyński nie przysługują żadne świadczenia. Brak dni na żądanie. Brak diet za pobyty zagraniczne, a jedynie okrojony miesięczny ryczałt. W umowie zawarty zapis o braku możliwości ubiegania się o ustanowienie stosunku pracy!!! To wszystko dzieje się za przyzwoleniem obecnej Nowej Władzy! Trzymajcie się! Życzę udanego rozwiązania konfliktu!!!!
Arado
7 lat temu
Zdaje sie drugi raz nie beda mogli dostac pomocy publicznej i jak beda w tarapatach to zbankrutuja.Firma musi sie rozwijac ale zaloga jesli jest zysk musi dostac swoja dole.Chyba ze kazdemu na niczym nie zalezy i kazdy ciagnie w swoja strone.
NAJNOWSZE KOMENTARZE (17)
Józef
7 lat temu
Agenci Moskwy dobrze się ulokowali w strukturach związków zawodowych.
tolek
7 lat temu
Czyli wszystko jasne, skoro "Zarząd argumentuje, że przywrócenie zasad wynagradzania sprzed prawie dekady spowoduje, że cała spółka wróci do poziomu sprzed dekady", oznacza to, że żaden zarząd nic w LOT nie zrobił, wszystko zrobili pracownicy. Cóż za nieoczekiwana szczerość.
MARIUSZ
7 lat temu
MONIKA ŻELAZIK I WSZYSTKO JASNE ....
dana
7 lat temu
niech przekladaja ceny za usluge, na jakosc
byr
7 lat temu
Czy to prawda, że ten strajk wspiera finansowo Lufthansa?