Politycy żerowali na aferze wokół złotego. "Co najmniej pięciu posłów" [OPINIA]

Historia z "błędem Google", wskutek którego niektórzy zaczęli zwiastować już udział Polski w wojnie, pokazuje dwie rzeczy. Tzw. big techy bardzo dużo mogą i za nic nie odpowiadają. Ponadto, w dobie "szybkich" mediów łatwiej o szybką panikę, którą podsycają politycy - pisze dla money.pl dziennikarz WP Patryk Słowik.

Google nie ponosi odpowiedzialności za wyświetlane kursy walut. Danych dostarcza jej zewnętrzna firmaGoogle nie ponosi odpowiedzialności za wyświetlane kursy walut. Danych dostarcza jej zewnętrzna firma
Źródło zdjęć: © Adobe, Getty Images | Chesnot, ambrozinio
Patryk Słowik

Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.

Spójrzmy na ten "uroczy" łańcuszek. Dostawca treści przekazuje do Google niewłaściwe dane o kursie złotego. Google je prezentuje. Politycy i publicyści zaczynają na bazie fałszywych danych wyciągać wnioski na temat polskiej państwowości. Znany youtuber straszy wojną. Minister finansów uspokaja - mówi, że to tylko błąd.

A następnego dnia rano Polska Agencja Prasowa robi depeszę na bazie nieprawdziwych danych, wskazując, że złoty się we wtorek umocnił o kilkadziesiąt proc. względem euro, mimo że to nieprawda. W efekcie fałszywa informacja robi kolejne okrążenie, bo depesza zostaje opublikowana przez wiele portali internetowych.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Co nas czeka w 2024 r.? Ekonomista wskazał najważniejsze wyzwanie

Wszystko może, za nic nie odpowiada

O sprawie błędnego wyświetlania kursów walut napisano już wiele. Ba, moje koleżanki i koledzy z redakcji Money.pl rozłożyli tę kwestię na czynniki pierwsze. Pozwólcie więc, że skupię się na dwóch kwestiach, które dotychczas wybrzmiały słabiej.

Pierwsza to kwestia odpowiedzialności Google, a mówiąc szerzej - tzw. big techów.

Wczoraj wieczorem wszyscy pisali o "błędzie Google'a". Dziś coraz częściej widzę wyjaśnienia, że Google nie odpowiada za to, co się stało, bo ma "wyłączenie odpowiedzialności". Fakt, ma. Można nawet po wpisaniu kilku magicznych zaklęć w wyszukiwarkę i trafieniu w odpowiednią zakładkę przeczytać ciężkostrawną, długą informację o tym, czym to "wyłączenie odpowiedzialności" jest.

W skrócie: tak jest zbudowany ten cyfrowy system, że globalni giganci cyfrowi niemal wszystko mogą i niemal za nic nie odpowiadają.

Google na swych stronach, w jednej z zakładek, informuje, że "wszelkie dane i informacje są prezentowane "w postaci, w jakiej są wyłącznie w celach informacyjnych i wyłącznie do użytku osobistego", a także że "Google nie może zagwarantować dokładności prezentowanych kursów walut".

Jest to logiczne: nie jest przecież tak, że pracownik Google'a ślęczy nad ogromem danych spływających z całego świata i wpisuje do Excela, że złoty umocnił się względem euro o 0,2 proc. Każdy, kto ma odrobinę pojęcia o rzeczywistości i podstawach biznesu, wie, że Google po prostu kupuje usługę - dostarczanie danych - od innego podmiotu.

Tyle że to - moim zdaniem - niewiele zmienia. Fakt jest bowiem taki, że siła oddziaływania Google'a na to, co dzieje się nawet w dużych państwach, powoduje, że nie da się "wyłączyć odpowiedzialności" od błędów w prezentowaniu danych.

Jako społeczeństwo, które dużo daje Google'owi (pozycja rynkowa zależy przecież od użytkowników, choć wiem, że to w obecnych realiach skrajne uproszczenie, by nie rzec - naiwność), mamy prawo także dużo oczekiwać. Jakkolwiek więc na wypadek różnej maści procesów sądowych "wyłączenie odpowiedzialności" może być istotne, tak poza sądem - traci na znaczeniu.

Za skrajnie silną pozycją big techów musi iść także ich duża odpowiedzialność, w tym również odpowiedzialność za mniejszych partnerów biznesowych. Innymi słowy, mamy prawo oczekiwać od Google'a, by błędy z poniedziałkowego wieczoru się nie powtarzały. Dodajmy, że Ministerstwo Finansów wezwało firmę do złożenia wyjaśnień w tej sprawie

Polityka i panika

Inna rzecz - i to moje drugie spostrzeżenie - że Google zrobił coś pożytecznego: udowodnił, jak wiele nierozsądnych i/lub nieodpowiedzialnych osób jest w polskim społeczeństwie. I to, niestety, na znaczących stanowiskach w państwie.

W poniedziałkowy wieczór widziałem na Twitterze wpisy co najmniej pięciu posłów, którzy wyciągali daleko idące wnioski o polskiej państwowości, a właściwie jej upadku, na podstawie fałszywych danych. Większość tych postów została już skasowana, a niektórzy zaczęli się tłumaczyć na zasadzie "może teraz tak nie było, ale przecież mogło być".

Niektórzy z nich, mam takie wrażenie, naprawdę uwierzyli, że polska waluta dramatycznie osłabła. Nie przyszło im na myśl, by sprawdzić tę informację w drugim źródle. Uznali, że skoro coś podano w Google’u, to na pewno tak jest.

Znany youtuber (acz niewarty zainteresowania) wywróżył już nawet Polsce udział w wojnie. On jednak, mam wrażenie, doskonale wiedział, że żadnego kryzysu nie ma. Po prostu zarabia na budowaniu nastroju paniki. Ludzie, którzy czytali te bzdury, mieli pełne prawo się bać.

W całej sprawie nie chodzi przecież o to, czy można było wymienić złoty na euro bądź dolara po kursie prezentowanym przez Google. Idzie o spokój obywateli, że w państwie wszystko funkcjonuje właściwie.

Gdy zaś z wielu źródeł, w tym od polityków, dowiadujemy się, że doszło do błyskawicznego załamania się polskiej waluty - mamy pełne prawo się bać. I to nie tylko o nasze portfele, lecz o nasze bezpieczeństwo.

Byłoby zatem dobrze, gdyby partyjniacy dali czasem na wstrzymanie, zanim wcisną przycisk "opublikuj". Rozumiem, że opozycja chce uderzać w rząd w każdy możliwy sposób, lecz są sytuacje, w których warto by się choć przez chwilę zastanowić, czy w ten sposób nie straszy się obywateli bez powodu.

Ale prędzej Google weźmie odpowiedzialność za prezentowane kursy walut niż polscy politycy nauczą się, że są sytuacje, gdy nie warto "robić polityki" w szkodliwy dla państwa sposób.

Patryk Słowik jest dziennikarzem Wirtualnej Polski

Napisz do autora: Patryk.Slowik@grupawp.pl

Wybrane dla Ciebie
Krystyna Pawłowicz przeniesiona w stan spoczynku. Oto na jakie pieniądze mogła liczyć
Krystyna Pawłowicz przeniesiona w stan spoczynku. Oto na jakie pieniądze mogła liczyć
Kurierzy toną w długach. Eksperci tłumaczą: syndrom darmowej paczki
Kurierzy toną w długach. Eksperci tłumaczą: syndrom darmowej paczki
Unijne dotacje dla kolei pod znakiem zapytania
Unijne dotacje dla kolei pod znakiem zapytania
Ile kosztuje euro? Kurs euro do złotego PLN/EUR 05.12.2025
Ile kosztuje euro? Kurs euro do złotego PLN/EUR 05.12.2025
Ile kosztuje frank szwajcarski? Kurs franka do złotego PLN/CHF 05.12.2025
Ile kosztuje frank szwajcarski? Kurs franka do złotego PLN/CHF 05.12.2025
Ile kosztuje dolar? Kurs dolara do złotego PLN/USD 05.12.2025
Ile kosztuje dolar? Kurs dolara do złotego PLN/USD 05.12.2025
Ile kosztuje funt? Kurs funta do złotego PLN/GBP 05.12.2025
Ile kosztuje funt? Kurs funta do złotego PLN/GBP 05.12.2025
Pozwolenie na pracę w USA. Urząd ogłosił zmiany
Pozwolenie na pracę w USA. Urząd ogłosił zmiany
Sala za 300 mln dolarów na 1000 osób. Trump zatrudnił nowego architekta
Sala za 300 mln dolarów na 1000 osób. Trump zatrudnił nowego architekta
Na Wyspach chcą przekazać miliardy Ukrainie z zamrożonych rosyjskich aktywów
Na Wyspach chcą przekazać miliardy Ukrainie z zamrożonych rosyjskich aktywów
170 tys. zł odprawy i urlop. Sejm przyjął ustawę
170 tys. zł odprawy i urlop. Sejm przyjął ustawę
Wiceprezydent USA ostrzega UE przed nałożeniem kary na platformę X
Wiceprezydent USA ostrzega UE przed nałożeniem kary na platformę X