Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Arkadiusz Droździel
|

Rybiński: Zawirowania na rynkach potrwają nawet 15 lat

0
Podziel się:
Rybiński: Zawirowania na rynkach potrwają nawet 15 lat

Money.pl: Minister Rostowski mówi, że nie powinniśmy się spieszyć z wejściem do strefy euro, choć jeszcze do niedawna był głównym orędownikiem jak najszybszego wprowadzenia wspólnej waluty. Czy w obecnej sytuacji ogromnych problemów wewnątrz strefy euro jest w ogóle sens wchodzenia do niej?

*Krzysztof Rybiński, były wiceprezes NBP, wykładowca SGH: *W obecnej sytuacji ta dyskusja jest bez znaczenia. Polska ma tak wysoki deficyt budżetowy, że jego obniżenie będzie trwać bardzo wiele lat. Szczególnie, że nie widać w tej chwili żadnych działań, aby go zmniejszyć. Mówienie więc, że Polska powinna odłożyć w czasie przyjęcie euro jest tak naprawdę odwróceniem uwagi od spraw kluczowych, czyli ogromnego deficytu sektora finansów publicznych.

Pomimo bowiem, że w Polsce nie mieliśmy do czynienia z recesją, a więc nie było potrzeby do wzrostu tego deficytu, to on drastycznie się zwiększył. W tej sytuacji i tak nie mamy co marzyć o wejściu do strefy euro.

A kiedy najwcześniej euro może zastąpić w naszych portfelach złotego?

Nie wiem. Przez dwa lata słyszałem od przedstawicieli PO i rządu, że nie można wprowadzać reform finansów publicznych, bo prezydent jest im przeciwny i je będzie wetował. Ale teraz wykonującym obowiązki prezydenta jest polityk tej partii i też nie widać nawet najmniejszych prób jakichkolwiek reform. Nie wiem co musi się stać, aby obecny rząd został zmuszony do reformowania finansów publicznych bez których nie mamy szans na wejście do strefy euro. Co więcej widać próby psucia tego co dobre w naszych finansach publicznych – propozycje zmian w systemie emerytalnym, które mają na celu przeniesienie części lub całości środków zgromadzonych w OFE do ZUS.

Tak więc, jeżeli nadal będziemy prowadzić politykę gospodarczą na tak niskim poziomie jak w ostatnich dwóch latach, a także w okresie rządów PiS, to nie mamy co liczyć na wejście do strefy euro w tej dekadzie.

Nie mam żadnej wątpliwości, że strefa euro wyjdzie wzmocniona z tego kryzysu. Kraje członkowskie przestraszone sytuacją w Grecji, zaczną się reformować. Oczywiście będzie się to działo kosztem wzrostu gospodarczego, ale po dwóch trzech latach na przełomie 2012/2013 ich finanse publiczne zostaną doprowadzone do porządku.

Czy strefa euro ma przed sobą w ogóle przyszłość? Przecież grecka gospodarka jest jedną z najmniejszych spośród państw, które mają euro, a jej kłopoty tak mocno zachwiały wspólną walutą.

Dyskusja o problemach Grecji zupełnie odwraca uwagę od kluczowego problemu – szybkiego starzenia się społeczeństwa. Mamy z tym do czynienia w Europie Zachodniej, a także w Stanach Zjednoczonych i Japonii To powoduje, że finanse publiczne w tych krajach znajdują się pod ogromną presją, bo trzeba wypłacać coraz więcej świadczeń emerytalnych, socjalnych, itp. A ciągle ubywa podatników. Grecja jest klinicznym przykładem choroby, która dotyka wszystkie kraje rozwinięte – zbyt dużych wydatków budżetowych związanych ze starzeniem się społeczeństw. Dlatego problemy obserwowane obecnie w Grecji wymuszą działania uzdrawiające finanse publiczne w pozostałych krajach strefy euro.

A jeżeli te państwa nie przeprowadzą reform?

To zbankrutują. Przykładowo bez podjęcia reform zadłużenie państw unijnych w 2060 roku wyniesie 500 proc. PKB. W Grecji w tym czasie dług publiczny może wzrosnąć do 1000 procent PKB. Grecja swoimi grzechami fiskalnymi przyspieszyła nieuchronny proces obniżenia standardów życia w Unii Europejskiej, który w ostatnich latach był sztucznie podtrzymywany poprzez nadmierne zadłużanie się państw.

Choroba finansów publicznych toczy nie tylko kraje Zachodniej Europy, ale także USA i Japonię. Ale dzięki Grecji, Europejczycy jako pierwsi zdali sobie sprawę z zagrożeń, jakie niesie za sobą starzenie się społeczeństw. Już są podejmowane reformy w Hiszpanii, Portugalii, zamrożenie wydatków budżetowych i reforma systemu emerytalnego we Francji. Za Oceanem nic z tym nie robią. Za dwa trzy lata gospodarka europejska będzie zreformowana, co przyczyni się do tego, że euro ponownie zacznie umacniać się do dolara.

Powstaje pytanie, czy reformy w Europie są możliwe do przeprowadzenia. W Grecji wywołują one zdecydowany sprzeciw społeczny. Zapewne podobny opór napotkają one w pozostałych krajach. Co wtedy?

Na pewno będziemy mieli do czynienia z ogromną falą protestów społecznych przeciwko reformom. Jest to zrozumiałe, bo obniżenie standardów życia nigdy nie odbywa się w sposób pokojowy. Ludzie tego nie chcą. Ale tak naprawdę alternatywy dla reform nie ma, bo jeżeli nie zostaną one przeprowadzone, to oprocentowanie obligacji danego kraju wzrośnie do 20 procent. A z taką stopą procentową kraj w bardzo krótkim czasie staje się bankrutem, a tym samym nikt mu nie będzie chciał pożyczać pieniędzy. Wówczas wydatki trzeba będzie ciąć jeszcze brutalniej niż wcześniej.

Przez najbliższe parę lat na całym świecie będziemy mieli do czynienia z ogromnymi oszczędnościami w finansach publicznych, które będą wywoływały protesty. Im więc wcześniej rządy się do tego zabiorą tym lepiej. Głębokie cięcia budżetowe spowodują, że ożywienie gospodarcze osłabnie, wpływy podatkowe będą maleć i będzie jeszcze trudniej przeprowadzać zmiany. Dlatego kto pierwszy ten lepszy. Polski rząd powinien się jak najszybciej zająć koniecznymi reformami finansów. Może się okazać, że w przyszłym roku nie będzie już na to czasu i chęci - ze względu na wybory parlamentarne.

Strefę euro dotknął największy kryzys w jej historii. Dlaczego jednak podczas ostatnich gwałtownych spadków na rynku złotego nasza waluta traciła nie tylko do dolara, który jest uznawany za jedną z najbezpieczniejszych inwestycji, ale również do euro?

Gdyby patrzeć tylko i wyłącznie na fundamenty gospodarek, to faktycznie euro powinno być pod presją sprzedających, a z racji tego, że nasza gospodarka jako jedyna w Europie uniknęła recesji, to złoty powinien się umacniać. Jednak tak nie jest, bo na rynku walutowym działa zupełny automatyzm. W przypadku, gdy następuje pogorszenie się nastrojów, inwestorzy pozbywają się walut postrzeganych jako najbardziej ryzykowne, do których należą waluty państw rozwijających. A Polska – w przeciwieństwie do Czech, które są uważane już za kraj rozwinięty – nadal jest zaliczana do tego koszyka.

Jednak zbytnio bym się tym nie przejmował, bo choć podrożały nam trochę kredyty walutowe, to wzrosła opłacalność eksportu, który ma dość istotny wpływ na nasze PKB.

Czy i na jak długo obecne działania członków strefy euro: zatwierdzenie pomocy dla Grecji oraz zapowiedź utworzenia funduszu stabilizacyjnego uspokoją sytuację na rynkach walutowych?

To pytanie czysto teoretyczne, bo jak widać po kilku dniach względnego spokoju nerwowość powróciła na rynki finansowe. Z tym że obecnie inwestorzy nie zastanawiają się czy Grecja zbankrutuje, czy też nie. To, że zbankrutuje jest pewne. Pytanie jest tylko kiedy i jakie warunki restrukturyzacji jej zadłużenia zostaną przyjęte. Nie ma naiwnych ludzi na świecie, którzy by uważali, że Grecja ze swoich gigantycznych długów wyjdzie o własnych siłach.

Dzisiaj natomiast zadaje się inne pytania. Czy wizja strefy euro, jaką miały Niemcy jest nadal aktualna? Czy Europejski Bank Centralny jest jeszcze instytucją niezależną, czy też stał się agentem fiskalnym Unii Europejskiej? Czy strefa euro nie rozpadnie się?

Dzięki jednak temu, że kraje strefy euro, jako pierwsze dostrzegły problem starzenia się społeczeństw i starają się powoli mu przeciwdziałać, za dwa trzy lata wyjdą z obecnych tarapatów wzmocnione. W przeciwieństwie do USA i Japonii, które na razie ignorują ten problem i nie zamierzają reformować swoich finansów publicznych. To jednak spowoduje, że rola dolara jako głównej waluty rezerwowej świata będzie traciła na znaczeniu.

Jak w obliczu niepewności na rynkach walutowych będzie się zachowywał złoty? Który scenariusz jest bardziej prawdopodobny: jego umocnienie czy osłabienie? A może utrzymanie na mniej więcej obecnym poziomie około 4 złotych za euro, który według byłego członka RPP, Dariusza Filara, stanowi tzw. fair value?

Dzisiaj kurs równowagi jest słabym azymutem dla kursu walutowego. Obecnie naprawdę nikt nie patrzy na czynniki fundamentalne. Czy dany kraj ma niższe lub wyższe potencjały wzrostu gospodarczego? Czy stopy procentowe są wyższe czy niższe? Czy dany kraj przyciąga lub odpycha kapitał zagraniczny? Będą wahnięcia, impulsy, które będą się pojawiać co jakiś czas na rynku. Będą one związane z tym, że raz inwestorzy będą dochodzić do wniosku, że kryzys fiskalny nadchodzi i należy uciekać od ryzykownych aktywów. A innym razem uznają, że reformy zostały podjęte i warto znowu kupować waluty krajów rozwijających się.

Jakie to mogą być wydarzenia?

Przykładowo wystarczy, że agencje ratingowe obniżą ratingi dla Hiszpanii i Portugalii, o czym już się niedawno spekulowało, a giełdy i waluty europejskie - w tym złoty – stracą automatycznie po kilka procent. Podobnym impulsem do spadków będzie rozpad za kilka miesięcy koalicji rządowej na Wyspach, która stoi przed trudnym zadaniem reform fiskalnych. Albo przegłosowanie bardzo restrykcyjnej legislacji za Oceanem, która radykalnie ograniczy spekulację przez amerykańskie banki.

I takie właśnie zdarzenia w najbliższym czasie będą determinowały kurs złotego, a nie stan i perspektywy naszej gospodarki.

Warto jednak pamiętać, że przy tak wzburzonym morzu statek jest tak mocny jak jego fundamenty. Jednak obecnie nie widzę tego cieśli, który byłby w stanie wzmocnić naszą gospodarkę – poprzez reformy fiskalne – by wpływ tych perturbacji był na nią jak najmniejszy.

Kiedy ten sztorm na rynkach finansowych się zakończy?

Moim zdaniem obecnie jesteśmy w erze turbulencji która potrwa 10-15 lat. To co się dzieje teraz na rynkach finansowych to nie jest coś nietypowego, coś jednorazowego co minie za miesiąc lub dwa. To jest nowa normalność. Powinniśmy się przygotować, że w takich warunkach będziemy funkcjonować przez kolejne lata.

Dlaczego?

Po rozwiązaniu się problemów w Europie, wynikną problemy ze stabilnością gospodarki chińskiej. Potem będą problemy fiskalne za Oceanem i w Japonii. Potem się pojawią wzywania związane z polityką klimatyczną co spowoduje, że drastycznie będzie trzeba podnosić podatki klimatyczne, by osiągnąć cele, które sobie stawiamy. A nad wszystkim będą wisiały problemy starzejących się społeczeństw i spadku urodzeń.

Za nim to wszystko się na nowo ułoży, mamy przed sobą co najmniej dekadę bardzo zmiennej koniunktury. Należy się pożegnać z tym co było przez ostatnie 20 lat. Mieliśmy erę spokojnego rozwoju, teraz będziemy mieli do czynienia z erą turbulencji, którą obserwujemy już od 2-3 lat.

Jak Polska poradzi sobie z tą sytuacją?

Mamy jeden niebagatelny atut – jesteśmy wyjątkiem na skalę europejską i jednym z nielicznych państw świata, w którym koszty starzenia się społeczeństwa nie rosną, a wręcz spadają. Dzięki reformom emerytalnym nasze finanse publiczne mają zagwarantowaną stabilność w długim okresie. Powinniśmy ten atut jeszcze bardziej wzmocnić poprzez reformy fiskalne. Dzięki nim, nie tylko przejdziemy przez ten czas turbulencji w dobrej kondycji, a wręcz w efekcie szybkiego wzrostu gospodarczego znacząco nadgonimy dystans do państw najlepiej rozwiniętych.

wiadomości
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)