poirytowana
/ 83.28.8.* / 2015-01-15 23:09
Świetliczanka, czyli dziewczynka uczęszczająca do świetlicy? Twoja ignorancja poraża. Nawet sobie nie wyobrażasz kim (czym??) musi być nauczyciel świetlicy w owych "bogatych" szkołach. Pierwszy front, który zbierze od rodziców baty za wszystko - od decyzji dyrekcji, przez nieogarnięcie wychowawcy, po opieszałość pań sprzątających. Sale z nieustannym hałasem o poziomie jak z lotniska, ilością dzieci przekraczającą 25 uczniów na osobę nauczyciela, powinien przytulić, pomóc, wychować, wytrzeć nos i pupę, rozwinąć w dziecku geny Einsteina, a przy tym i tak pracuje dłużej niż n-l tablicowy. Nie uczestniczy w wywiadówkach, ale za to po godzinach i często do północy (wiem z autopsji) przygotowuje dekoracje na apele, przeglądy, finały konkursów, itp., których niemało w ciągu roku szkolnego. Nauczycielki wczesnoszkolne też często sobie nami gęby wycierają... do pielęgniarki z dzieckiem nie pójdzie, bo przecież zaraz znajdzie się ono w świetlicy, więc niech świetlica ma problem, a nie ja. Dużo by pisać. To, że taki nauczyciel nie naucza w sposób jaki pamiętamy ze swoich lat dziecięcych, to nie znaczy, że jest niewartym nic, darmowym - bo opłaconym przez bogate unijne państwo polskie, opiekunem na każdy gwizd rodzica.