Forum Forum prawneCywilne

Roszczenia Spółdzielni Mieszkaniowej

Roszczenia Spółdzielni Mieszkaniowej

Karolinex / 109.241.250.* / 2015-01-05 16:32
Witam,

mieszkam w budynku, którym od 2009 roku zarządza Spółdzielnia Mieszkaniowa. Wszystkie mieszkania są własnościowe. W 2012 roku staliśmy się Wspólnotą, jednak jako zarządcę nadal pozostawiliśmy ową Spółdzielnię. Pod koniec 2012 roku wszyscy mieszkańcy naszej Wspólnoty dostali od Spółdzielni pisma, z których wynikało że każde mieszkanie jest zadłużone na kwotę rzędu około 1500 zł. Podana była tylko kwota, bez wyjaśnienia za co. Od nikogo nie mogliśmy dowiedzieć się co to za zadłużenie, szczególnie że każdy płacił czynsz zgodnie z wyliczeniami Spółdzielni. Po jakimś czasie wydzwaniania, Pani księgowa która zajmowała się naszą Wspólnotą powiedziała mi, że w latach 2009/2010 Spółdzielnia naliczała nam za niski czynsz i dlatego teraz mamy długi. Jednak nie chciała już powiedzieć co konkretnie było naliczone źle. Wyszło mi tylko po podzieleniu tej sumy na ilość miesięcy, ze jest to kwestia około 50 zł miesięcznie.

Wysłałam do Spółdzielni oficjalne pismo w którym napisałam, że nie zgadzam się z ich żądaniami i proszę o szczegółowe rozpisanie z czego wynika ten dług. Otrzymałam odpowiedź, że cała Wspólnota jest im dłużna 50 tysięcy (czyli nadal nie dowiedziałam się jak się ma do tego moje mieszkanie). Odpisałam że nadal oczekuję szczegółowego zestawienia skąd wziął się dług i dopóki go nie otrzymam to niczego nie zapłacę. Odpowiedzi nie otrzymałam. W międzyczasie przyszło od nich pismo straszące sądem w przypadku nie zapłacenia (ale nie jakieś oficjalne, tylko takie wydrukowane i wrzucone do skrzynki przez ich pracownika) i do tego 2 razy przysłali pismo gdzie podana jest kwota zadłużenia i trzeba to podpisać że się o tym wie i im zanieść. Nic nie podpisywałam i nie zanosiłam, tym bardziej że wysłali to zwykłym listem do skrzynki, bez żadnego potwierdzenia odbioru ani nic więc równie dobrze mogłam nic nie dostać. I teraz pytanie:

1. Czy Spółdzielnia może tak o zażądać sobie spłacenia od nas jakiejś kwoty wziętej z sufitu, nie przedstawiając żadnych dokumentów, dowodów ani nawet ogólnie nie mówiąc skąd i za co?

2. Czy ten "dług" można będzie w pewnym momencie traktować jako przedawniony? Jeśli tak to od kiedy liczyć 3(?) lata? Od 2010 roku? Czy od odpowiedzi na te ich pisma? Czy jeśli pisałam do nich te odwołania to też liczy się jako przerwanie okresu przedawnienia i liczy go od nowa? Bo w żadnym piśmie potwierdzałam że zgadzam się z tym długiem.

Co do reszty sąsiadów (o ile ma to znaczenie) to wiem, że kilka osób zapłaciło (chociaż też nie wiedzą za co- raczej chyba się przestraszyli) a część twardo tak jak my czeka na jakieś konkretne wyjaśnienie kwoty długu. Bezskutecznie

Z góry dziękuję za odpowiedź. Pozdrawiam.
Wyświetlaj:
szklarek / 2015-01-07 11:03
Ważne jest to, za co konkretnie owe zobowiązania są, bo rzeczywiście akurat czynszowe mają trzyletni okres przedawnienia, ale jest 'instytucja' przerwania albo zawieszenia tego biegu np. właśnie przez uznanie owego długu- czyli takie podpisanie pisma.

Ale jeśli zadłużenie wynika np. z rozliczenia na dzień powstania wspólnoty np. funduszu remontowego i dotychczasowych kosztów dokonanych remontów, czy tzw. pożyczki międzybudynkowej- zastosowanie ma już okres dziesięcioletni.

W ślad za powyższym też ogromne znaczenie ma to, czy formalnie jest to zadłużenie Wspólnoty właśnie, czy poszczególnych jej członków, znane indywidualnie przed powstaniem Wspólnoty.
karolinex / 109.241.250.* / 2015-01-07 13:24
No właśnie to jest czeski film, bo Spółdzielnia nie chce udzielić nam żadnych konkretnych informacji poza kwotą. Jedyne czego się dowiedziałam od tej babki, która w Spółdzielni zajmowała się naszym budynkiem, to to że jak był stary zarząd Spółdzielni, to nam za niskie czynsze naliczali przez te 1,5 roku. Ale nie chcą konkretnie powiedzieć za co. Jak się przeanalizuje za co płacimy czynsz to tam są same rzeczy albo z liczników (tu nie mam mowy o błędach bo odczyty się zgadzają i kwoty jednostkowe też) albo rzeczy za które obowiązuje jakaś konkretna narzucona z urzędu kwota (wiec nie wierzę że akurat u nas ktoś by wpisał niechcący niższą kwotę). W żaden sposób nie mogę dojść do tego, co miało by być źle naliczone.

Co do funduszu remontowego to też raczej nie, bo w momencie gdy powiedzieli nam o tym długu to mieliśmy jeszcze na koncie remontowym ponad 50 tysięcy zł. Zresztą Spółdzielnia sama rozporządzała tymi pieniędzmi do momentu aż staliśmy się Wspólnotą, bo teraz muszą się pytać czy zgadzamy się na wycenę wykonawcy itp. No chyba ze za niski ten fundusz podawali miesięcznie do płacenia, nie wiem. Ale z tego co widzę to w późniejszych rozliczeniach kwota się nie zmieniła na większą wiec też chyba nie.

Co do ostatniego akapitu, to każde mieszkanie dostało swój "dług" ze swoja kwotą na piśmie a po prośbach o szczegółowe zestawienie za co, otrzymaliśmy tylko pismo że Współnota wisi 50 tysiecy. Wiec nie wiem czy oni sobie to po prostu podzielili na mieszkania ze względu na metraż czy skąd wzięli te pojedyncze kwoty. No i skąd Wspólnota im wisi skoro w tych latach nie byliśmy Wspólnotą?

Ja nie wiem, może faktycznie powinniśmy im zapłacić, ale najpierw chciałabym wiedzieć za co, bo każdy może do mnie przyjść i zażądać pieniędzy nie mówiąc za co. Póki co w żadnym piśmie czy odwołaniu nie zgadzałam sie z tym zadłużeniem. Wszędzie podkreślałam ze nie zapłacę niczego bez konretnego udokumentowania za co i skad kwota. Póki co jest cisza. Od pół roku nic Spółdzielnia nie robi w tej kwestii więc nie wiem czy skapitulowali, czy to może cisza przed burzą. Na pewno jest tu podejrzane że nie chcą powiedzieć za co mamy dopłacić. Bo jakby wszystko było tak jak mówią, to nie powinno byc z tym problemu. A jednak jest.

Najnowsze wpisy