podlasko-mazowiecki chłopek
/ 212.244.27.* / 2010-07-16 23:19
A jak się skończyło tylko filologię tłumaczeniową język polski angielski na UW w Katedrze Języków Specjalistycznych i pochodzi się z Podlasia, z biednej kolejarskiej rodziny i nie chcę się całe życie pracować jako nauczyciel wiejski za 1300 - 1500 złotych miesięcznie - i wynajmować tanie mieszkanie za 400 - 600 zł miesięcznie, plus opłaty - i chciałoby się mieć możliwość znalezienia innej pracy np. w biurze czy w firmie zajmującej się eksportem czy importem towarów, to szybko odkrywa się że:
1. jest kryzys gospodarczy i trudno jest znaleźć nową pracę, chyba że na budowie za 2000 złotych w moim regionie, ale nie po to chyba się chodziło tyle lat do różnych szkół i zdawało się ciągle egzaminy, aby móc iść dalej.
2. bez pracy i oszczędności trudno jest się przenieść do innego regionu w kraju, a pracodawcy zwykle nie zadają sobie trudu, aby odpowiedzieć na wysyłane CV, bo mają u siebie w okolicy wielu kandydatów.
3. I co najgorsze, szybko odkrywa się, że większość pracodawców "poluje na" tak zwane "okazje", czyli np. chce, aby pracownik znał biegle języki obce i jednocześnie posiadał obszerną i wiedzę z zakresu np. ekonomii, chemii czy informatyki, najlepiej na poziomie uniwersyteckim. Problem w tym, że zdobycie takiego wykształcenia bardzo dużo kosztuje i wymaga czasu. Chętnie bym studiował na drugim kierunku, ale nie miałem i nie mam na to środków.
Chyba nie trzeba nikogo uświadamiać, że bezpłatna edukacja uniwersytecka w Polsce to fikcja; póki co idziemy w odwrotnym kierunku niż np. Szwecja, gdzie studia i kursy przygotowujące do pracy w zawodach, na które jest rzeczywiste zapotrzebowanie na rynku pracy - są rzeczywistością.
W Polsce, gdy szukam pracy to ciąglę słyszę, że angielski znam *zbyt dobrze*, bo wystarczyłaby mi znajomość na poziomie komunikatywnym, a potrzeba mi innych umiejętności. Tylko jak i za co mam je zdobyć?
Polska to taki dziwny kraj, gdzie momentami mam wrażenie, że nic się w nim nie planuje, oprócz tego jak by tu oszukać innych.
Dlatego wolę wyjechać za granicę i pracować choćby na budowie czy jako robotnik rolny przy krowach czy świniach przez kilka lat, bo później będzie tam jakaś, dobra przyszłość przede mną, tj. szansa na godziwe życie za przyzwoite pieniądze i możliwość podnoszenia kwalifikacji i zdobycia lepszej pracy np. w biurze, itp.
Jak widać "się nie skończyło tylko "podstawowkie" ", a i tak perspektyw raczej *mało* w naszym Nadwiślańskim Kraju.