W jednym z dużych szpitali na Podlasiu personel medyczny otrzymywał regularnie zaniżone wynagrodzenia. Pokrzywdzonych jest 230 osób. Dyrekcja szpitala wypłaciła swoim pracownikom o 720 tys. zł mniej w stosunku do tego, co powinni byli dostać.
Jak ustalił money.pl, kadrowa w tym szpitalu miała nieprawidłowo interpretować przepisy dotyczące wynagrodzeń. Chodziło m.in. o wynagrodzenia za urlopy, ekwiwalenty za urlopy, nagrody jubileuszowe i odprawy emerytalne.
Dopiero po interwencji inspektora pracy z Białegostoku, który wskazał dyrekcji właściwą wykładnię przepisów, szpital ponownie przeliczył pensje lekarzom oraz pielęgniarkom i zwrócił im na konta należne środki.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Błędy w pensjach się mnożą
To niejedyny taki przypadek na Podlasiu. Stopień skomplikowania prawa dotyczącego naliczania wynagrodzeń w sektorze medycznym, liczba nowych przepisów oraz ich wątpliwa jakość, powodują, że coraz częściej dochodzi do błędów w naliczaniu pensji. A to generuje poważne napięcia pomiędzy kadrą kierowniczą placówek a pracownikami.
W Uniwersyteckim Dziecięcym Szpitalu Klinicznym w Białymstoku dyrekcja szpitala musiała niedawno zwrócić 161 pracownikom łącznie 284 tys. zł za źle naliczone godziny dyżurowe.
Jak wyjaśnia nam kierownictwo tej placówki, błędy w wynagrodzeniach wynikały z tego, że zmieniła się interpretacja zapisów ustawy o działalności medycznej. Opierała się ona m.in. na interpretacji prof. Kubota.
"Wcześniej prowadzone kontrole przez Państwową Inspekcję Pracy nie wykazały nieprawidłowości w tym aspekcie. Dopiero po zmianie interpretacji przez Głównego Inspektora Pracy co do sposobu wyliczenia godzin za niedziele wypracowano schemat ich liczenia" - czytamy w komunikacie szpitala.
Związki zawodowe działające w tym szpitalu twierdzą jednak, że niemal każda kontrola potwierdzała nieprawidłowości.
– Większość kontroli inspekcji pracy, którą wzywaliśmy w związku z nieprawidłowo naliczonymi wynagrodzeniami, kończyła się stwierdzeniem jakichś uchybień – informuje Agnieszka Olchin, przewodnicząca regionu Podlasie w Ogólnopolskim Związku Pielęgniarek i Położnych i pielęgniarka w Uniwersyteckim Dziecięcym Szpitalu Klinicznym w Białymstoku.
Przepisy dyskryminujące płacowo?
Niejasne przepisy dotyczące sposobu naliczania wynagrodzeń to niejedyny problem, z którym zmagają się dyrektorzy placówek medycznych. Pracownicy zaczęli składać skargi na dyrekcję za nierówne traktowanie. Poszło o nowe przepisy, które obowiązują od 1 lipca.
- Właśnie dowiedziałam się, że mój kolega, który pracuje w innej placówce medycznej w tym samym mieście na takim samym stanowisku co ja i ma podobne doświadczenie zawodowe, dostał podwyżkę wysokości 1500 zł. A ja nie dostałam nic. To jak to właściwie jest z tymi przepisami o minimalnych wynagrodzeniach? Dyrektorzy interpretują sobie ustawę, jak chcą? – pyta nasza czytelniczka z woj. kujawsko-pomorskiego, pomocnik opiekuna medycznego.
Jednak to nie dyrektorzy są winni kolejnego bałaganu w wynagrodzeniach, ale urzędnicy i parlament.
Nasz rozmówca z dużego szpitala na Północy Polski mówi wprost, że szpitale znalazły się w pułapce prawnej. A do tego nie dostały jeszcze pieniędzy z Narodowego Funduszu Zdrowia na te podwyżki.
Pracownicy wylewają frustrację na szefów, a ci są między młotem a kowadłem, czyli pomiędzy Narodowym Funduszem Zdrowia a Ministerstwem Zdrowia. Oba urzędy - zdaniem naszego rozmówcy - interpretują nowe prawo inaczej.
Jak twierdzi nasz rozmówca, przepisy skonstruowano tak, że faktycznie jeden pracownik dostanie na ich podstawie podwyżkę, a inny - już nie. Różnice w zarobkach pomiędzy pracownikami wykonującymi tę samą pracę w tym samym szpitalu mogą sięgać nawet do 2 tys. zł. Spodziewa się więc pozwów oraz kontroli Państwowej Inspekcji Pracy.
Prezes Ogólnopolskiego Międzyzakładowego Związku Zawodowego Personelu Pomocniczego w Ochronie Zdrowia Krystian Karol Krasowski w rozmowie z serwisem rynekzdrwia.pl poinformował, że kilka takich skarg na szpitale już do PIP wpłynęło. Szykowane są kolejne w całym kraju.
Chodzi o to, że do 13 lipca placówki medyczne miały czas na zawarcie porozumienia ze związkami zawodowymi ws. sposobu podwyższenia wynagrodzenia zasadniczego. Sęk w tym, że dyrektorzy szpitali dopiero 13 lipca otrzymali z Agencji Oceny Technologii Medycznych i Taryfikacji oraz resortu zdrowia wytyczne ws. sposobu finansowania podwyżek dla pracowników. W wielu placówkach porozumień więc nie ma.
Pieniędzy brakuje nie tylko na podwyżki, ale także na aktualizację systemów kadrowo-płacowych, gdyż nie przewidziano jej w budżetach na ten rok.
Szpitale muszą więc często pracować na starych wersjach systemów, bo nie wolno im przenieść na ten cel środków z innych kont - usłyszeliśmy.
Biegunka i mandaty
Nie tylko księgowe i kadrowe w szpitalach, ale również w wielu firmach mają problem. Biegunka legislacyjna, która dopadła w tym roku rząd i parlament, zbliża się do historycznego rekordu.
Jak podaje Grant Thornton w swoim najnowszym "Barometrze prawa" za I połowę 2022 roku, w okresie tym uchwalonych zostało 955 aktów prawnych najwyższej rangi (ustaw, rozporządzeń i umów międzynarodowych), składających się z 14 487 stron maszynopisu.
Oznacza, to wzrost liczby stron aż o 75 proc. w stosunku do analogicznego okresu ubiegłego roku. Gdyby ta dynamika utrzymała się w całym 2022 roku, przyjęte zostałoby 36,7 tys. stron nowego prawa, co byłoby najwyższym wynikiem w historii, a przynajmniej od 1989 roku. To niemal tyle samo, ile przyjęto przez całe lata 90.
Pracodawcy mają ewidentnie problem z naliczaniem płac. - "Dzięki" Polskiemu Ładowi algorytm naliczania płac od brutto do netto tylko w ciągu siedmiu miesięcy tego roku zmienił się aż trzykrotnie – zauważa Monika Smulewicz, ekspertka kard i płac, partner w Grant Thornton.
Z kolei Wioletta Młynarczuk, p.o nadinspektora pracy w Sekcji Prewencji i Promocji w Okręgowym Inspektoracie Pracy w Białymstoku, przypomina, że wynagrodzenia naliczane są dziś komputerowo. I tu zaczynają się schody, gdyż osoby zatrudnione w kadrach, które nie potrafią ręcznie wyliczyć wynagrodzenia, nie są też w stanie wychwycić błędów w oprogramowaniu, które ciągle w tym roku aktualizowano i modyfikowano przez zmiany w przepisach.
Również Agata Kostyk-Lewandowska, starszy inspektor pracy i p.o. rzecznika prasowego w Okręgowym Inspektoracie Pracy we Wrocławiu przyznaje, że w związku z Polskim Ładem mieli już 5 uzasadnionych skarg na źle policzone płace.
Ona również podczas kontroli słyszy w firmach, że to "system źle policzył". Ale to nie jest usprawiedliwienie. Zgodnie z Kodeksem pracy za prawidłowe naliczanie płace odpowiada pracodawca lub osoba go reprezentująca, a nie - firma dostarczająca program.
Przepisy stanowią, że ten, kto bezprawnie obniża należne pracownikowi wynagrodzenie, podlega karze grzywny od tysiąca do 30 tys. zł. Przepis ten nie wskazuje na pracodawcę, ale każdą osobę, która w jego imieniu nalicza i wypłaca płace.
Osoby pracujące w płacach mają nad głowami topór. Inspektorów pracy trudno przekonać tym, że firma źle wdrożyła system kadrowo-płacowy albo go nie aktualizowała, albo nie ma kadr do ręcznego lub krzyżowego sprawdzania listy płac.
Monika Smulewicz mówi, że z powodu Polskiego Ładu z zawodu kadrowej i księgowej odeszło w tym roku już bardzo wiele doświadczonych osób. Przyznaje też, że aktualizacje w systemach kadrowo-płacowych były wdrażane w dużym pośpiechu, nie było czasu na ich porządne przetestowanie.
Jeśli do tego dodać tzw. czynnik ludzki (zmęczenie, brak czasu na szkolenia i dokształcanie się), recepta na pomyłki gotowa.
Chaos przez niechlujnie uchwalane prawo
Podkreśla jednak, że osobom naliczającym płace przyszło w tym roku pracować w bardzo ciężkich warunkach. Przepisy były uchwalane w pośpiechu, po nocach, na kolanie. I chociaż Polski Ład uproszczono w stosunku do tego, co było jeszcze na początku tego roku, to wciąż sprawia on problemy interpretacyjne.
Przykładowo: do niedawna nie było wiadomo, czy prokurent spółki ma być traktowany jak członek zarządu i czy wobec tego musi być za niego odprowadzana składka zdrowotna. W lipcu doprecyzowano i zmieniono przepis tak, że za prokurenta również trzeba płacić ubezpieczenie zdrowotne.
Księgowi już alarmują o kolejnej niedoróbce w przepisach. Jak wyjaśniają, chodzi o sytuację, kiedy podatnik z ryczałtu przeszedł w połowie roku na zasady ogólne. Nie wiadomo więc, jak mu obliczyć składkę zdrowotną za pierwsze półrocze.
Zgodnie z ustawą do podstawy wlicza się przychód z całego roku – informuje Piotr Juszczyk, ekspert z firmy inFakt. I dodaje, że księgowi czekają na kolejną interpretację do ustawy z Ministerstwa Finansów. A na razie odgadują intencje ustawodawcy na własny koszt i ryzyko.
Katarzyna Bartman, dziennikarka money.pl