Nawet znany jasnowidz z Człuchowa, Krzysztof Jackowski, nie przewidział, że wakacyjny wypad do nadmorskiej smażalni ryb z żoną uszczupli jego portfel aż o ponad 250 zł. Tyle zapłacił za dwie porcje ryby bez frytek. Jasnowidz – jak sam opowiada w podcaście na YouTube – wyszedł zszokowany.
Podobnie wstrząśnięci są niektórzy restauratorzy po wizycie u nich kontrolerów. Średnia wysokość mandatów wystawiana przez urzędy skarbowe w tym roku to już nie 577 zł – jak było w 2021 r. – ale 860 zł.
Tylko w pierwszym kwartale liczba mandatów z tytułu nieprawidłowości w zakresie ewidencjonowania sprzedaży była o 263 proc. wyższa w stosunku do podobnego okresu sprzed roku, kiedy takiego obowiązku jeszcze nie było.
Jak informuje Ministerstwo Finansów, zanim zaczął się wysoki sezon – czyli wakacje – z powodu braku kasy restauratorzy zapłacili łącznie blisko pół miliona złotych mandatów. To oznacza wzrost w stosunku do roku ubiegłego o ponad 440 proc.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zdaniem pana Rafała, restauratora z kujawsko-pomorskiego, nasilone kontrole skarbowe w tym roku są wynikiem nie tyle nowego obowiązku posiadania kasy online w restauracji, ile tego, że podstawowe artykuły żywnościowe są zwolnione z VAT, natomiast restauratorzy muszą od tych produktów podatek odprowadzać.
Na forum dla gastronomii na Facebooku pan Rafał pisze, że otrzymał w swoim urzędzie skarbowym informację, iż Krajowa Admiracja Skarbowa otrzymała "przykaz z góry", aby kontrolować gastronomię, a lokalni urzędnicy tłumaczą się, że nie mają na to wpływu, muszą więc ich nękać.
Schabowy w dwóch cenach. Klienci sobie przeliczają
Tyle że – jak pisze pan Rafał – ta obniżka VAT jest dla nich przekleństwem, bo klienci widzą tańsze produkty w sklepach i później porównują ceny z tymi z restauracji, które są wyższe.
Są nowe dane NBP o inflacji. Najgorszy wynik od lat
Inni restauratorzy piszą z kolei na tym forum, że urzędnicy tego lata uwijają się jak w ukropie, by "oskubać" tych, którzy pozostali jeszcze przy życiu i trwają mimo przeciwności losu.
Pani Beata, właścicielka zajazdu na Dolnym Śląsku pisze tak: "Ceny wszystkiego poszły w górę, zakupy żywności na 0 proc., a sprzedaję ją już z procentami, w efekcie VAT do zapłaty. Na ceny w lokalu ludzie psioczą, zresztą w porównaniu do maja, to obrót spadł mi już o 50 proc. przynajmniej. Nie wiem, jak dalej przez to wszystko przebrnąć. Ręce opadają".
Kopanie leżącego
Pan Paweł, restaurator z zachodniej Polski w rozmowie z money.pl, nazywa to, co robią z gastronomią urzędnicy (skarbówka, Polski Fundusz Rozwoju, sanepid i inspekcja handlowa – red.), kopaniem leżącego. – Nie wiem, po co to rząd to robi, jaki ma w tym cel? Chcą, by w Polsce były tylko McDonald's i państwowe bary mleczne, jak za PRL? – pyta.
Pan Paweł od 12 lat prowadzi dużą 300-metrową restaurację blisko granicy z Niemcami. Jeszcze kilka miesięcy temu płacił za gaz 8 tys. zł miesięcznie, dzisiaj jest to już 32 tys. zł. Również prąd zdrożał trzykrotnie. Obecnie rachunki wynoszą 21 tys. zł miesięcznie.
Do tego – podobnie jak wielu jego kolegów po fachu – musi zwrócić do PFR część pożyczki z pierwszej tarczy. Fundusz zażądał od niego początkowo aż 250 tys. zł. Restaurator podważył jednak decyzję Funduszu, który zmieniał regulamin już po podpisaniu z nim umowy i wygrał. Finalnie musi dopłacić więc "tylko 40 tys. zł". Z czego to zapłaci?
– Polacy zbiednieli, oglądają każdą wydawaną złotówkę. Klientów z Polski praktycznie nie mam. Utrzymuję się tylko z niemieckich gości, dla których nasze ceny nie są "paragonami grozy". Płacą i nie narzekają. Chyba nawet nie zauważyli, że podniosłem ceny o 16-18 proc. Nie miałem innego wyjścia – wzdycha restaurator.
Pan Paweł zatrudnia 12 osób. Pracownicy prosili go o podwyżki wynagrodzeń. Jeśli nie zgodziłby się, odeszliby. – Gdyby nie to, że jesteśmy tuż przy granicy, zamknąłbym ten biznes, jak wielu innych – zapewnia.
Z kolei Jolanta Sitek, restauratorka ze szczecińskiej "Sowy", próbowała po lockdownach się podnieść finansowo, ale miasto zamknęło z powodu remontu ulicę, przy której ma knajpę i w ten sposób została praktycznie odcięta od świata i klientów. Na dwa lata. – Nadal muszę miastu płacić podatki – zaznacza.
Zerowy VAT? Przecież i tak płaci klient
Hanna Mojsiuk, prezes Północnej Izby Gospodarczej w Szczecinie mówi wprost, że restauratorzy w niej zrzeszeni zapowiadają, że sezon wakacyjny jeszcze jakoś przetrwają, ale na jesień patrzą już z przerażeniem.
– Stoimy przed poważnym wyzwaniem: jak uratować polską gastronomię? To nie jest dramatyzowanie, a realny problem, który stanie przed nami już w październiku. Jeżeli nie przyjmiemy systemowych rozwiązań, jak wesprzeć ten sektor gospodarki, to zaryzykuję tezę, że jesienią tego roku nie będzie już czego zbierać, i nie będzie kogo ratować - uważa prezes Mojsiuk.
Prezes zwraca uwagę, że najbardziej narażone na upadek są małe restauracje, bistra, obiady domowe i bary mleczne. W samym tylko Szczecinie właśnie zamknięto już dwa kultowe bary mleczne. To dopiero początek tego domina. Bary mleczne mają niskie marże, klienci nie są w stanie przełknąć drastycznych podwyżek, które im właśnie zaserwowano.
– Jeden z naszych przedsiębiorców pokazał mi ostatnio, ile kosztował "obiad dnia" w 2019 r. Danie główne kosztowało 13,5 zł + 2 zł za zupę. Obecnie to jest 21 złotych + 3,5 za zupę – podaje przykład prezes Mojsiuk.
Przedsiębiorcy zrzeszeni w Północnej Izbie Gospodarczej wystąpili do rządu z prośbą o zniesienie podatku VAT dla restauracji. – Konsultujemy ten pomysł z Rzecznikiem MŚP. To nieracjonalne, że produkty spożywcze zostały objęte redukcją podatkową, a restauratorzy wciąż muszą płacić VAT – uważa nasza rozmówczyni.
Izba apeluje również do władz o wstrzymanie windykacji wobec przedsiębiorców, którzy mają problem ze spłatą (często niesłusznie) narzucanych zwrotów z PFR.
– To niebywałe, że niektórzy otrzymali pieniądze "na ratunek", a teraz w trybie pilnym te pieniądze się od nich próbuje odzyskać. Uważamy, że warto wrócić do pomysłu "bonu gastronomicznego", który swojego czasu był obiektem dyskusji w rządzie – wylicza pani prezes.
Apele gastronomii bez odpowiedzi
Z odpowiedzi Ministerstwa Finansów na nasze pytania można jednak wywnioskować, że prośby Izby będą raczej pominiętym głosem. Żadnego ulgowego traktowania ani zwolnień z VAT nie będzie. Będą za to kontrole.
Jak czytamy w komunikacie prasowym resortu finansów, gastronomia to branża obarczona dużym ryzykiem nieprawidłowości. Szczególnie w zakresie ewidencjonowania obrotu z wykorzystaniem kasy rejestrującej.
"KAS prowadziła i nadal prowadzi działania doraźne, a także zorganizowane w formie ogólnopolskich akcji prewencyjnych, mających na celu zwiększenie stopnia prawidłowości wypełniania obowiązków podatkowych przez podmioty – również z branży gastronomicznej – prowadzące ewidencję sprzedaży towarów lub usług przy zastosowaniu kas rejestrujących" – czytamy w komunikacie.
Urzędnicy zapowiadają, że będą restauratorów kontrolować zarówno w sposób ciągły, jak i z wykorzystaniem innych dostępnych narzędzi – czyli np. nabycia sprawdzającego. Pozwala ono organom KAS na dokonanie nabyć towarów i usług, w tym gastronomicznych przez pracowników i funkcjonariuszy KAS działających w roli tajemniczego klienta.
Ministerstwo przekonuje, że VAT jest "neutralny" dla podatników
"Odnośnie VAT należy podkreślić, że jest on co do zasady neutralny dla podatników", czyli przedsiębiorców – podkreśla resort finansów.
"Kwota podatku VAT zawarta jest w cenie towaru. Ekonomicznie zatem koszt tego podatku, przy sprzedaży towaru ponosi konsument, dla przedsiębiorcy podatek VAT jest neutralny" – przypomina resort finansów.
Zdaniem urzędników obniżka stawek VAT na żywność nabywaną przez firmy gastronomiczne dla wytworzenia swoich produktów nie powinna przełożyć się na wzrost cen w branży gastronomicznej.
"Branża gastronomiczna nabywa obecnie żywność, która wcześniej była objęta stawką 5 proc., bez VAT (stawka 0 proc. VAT). Zakładając, że dostawcy uwzględnili w swoich cenach w pełnym zakresie obniżkę stawki VAT, to żywność nabywana przez branżę gastronomiczną jest niższa o wartość wcześniej naliczonego 5 proc. VAT" – czytamy.
"Przed obniżką kwota VAT była po prostu wpłacana w cenie nabywanych towarów, a następnie uwzględniana w puli podatku naliczonego. Obecnie koszt VAT przy nabyciu po prostu nie wystąpi" – tłumaczy resort finansów.
Katarzyna Bartman, dziennikarka money.pl