Trwa ładowanie...
Zaloguj
Przejdź na
Świat śmieje się z TikTokiem, tylko TikTokowi do śmiechu nie jest
Krystian Rosiński
Krystian Rosiński
|zmod.
WP magazyn

Świat śmieje się z TikTokiem, tylko TikTokowi do śmiechu nie jest

(Getty Images, TikTok)

Amerykanie obawiają się, że TikTok może być narzędziem białego wywiadu profilującego ich obywateli na podstawie ich preferencji i zachowań. Są gotowi zablokować go na terenie całego kraju. Eksperci dostrzegają jednak inny problem. Algorytm znający nasze lęki łatwo może pogrążyć nas w ciemności.

O TikToku znów jest głośno, choć nie takiej sławy pożąda zapewne aplikacja. W połowie marca amerykańska Izba Reprezentantów przyjęła ustawę nakazującą właścicielowi platformy sprzedaż firmy. W przeciwnym przypadku aplikacja ma zostać zablokowana na terenie całych Stanów Zjednoczonych (potocznie ustawę nazywa się "ban or sell", czyli "blokada lub sprzedaż").

Ustawa trafiła do Senatu. Na razie nie ma pewności, jaką decyzję podejmą zasiadający w niej politycy. Jeśli ją poprą, dokument trafi do prezydenta.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zobacz także: "Wielka ściema" w innowacjach. Wystarczyło mieć pomysł na startup. Jakub Dwernicki -Biznes Klasa #20

Decyzja Izby Reprezentantów już wywołała protesty społeczne – gdy trwało głosowanie nad "ban or sell", przed budynkami Kongresu zebrała się grupa protestujących, wśród których dominowali influencerzy i inni twórcy treści publikujący na TikToku. Domagali się zaniechania prac nad ustawą i argumentowali, że zakaz zniszczy ich firmy.

Prezydent Joe Biden zapowiedział, że jeśli ona trafi do niego, to ją podpisze. Przeciwny krok deklaruje jego największy konkurent w nadchodzących wyborach prezydenckich. Choć to Donald Trump w czasie swojej pierwszej kadencji zarzucał TikTokowi powiązania z chińskim rządem, to dziś uważa, że dla jego kraju większym zagrożeniem są platformy Mety (Facebook, Instagram, WhatsApp).

Wątpliwości są zresztą zgłaszane wobec wszystkich platform społecznościowych. Politycy przekonują, że ich użytkownicy nie są w nich bezpieczni. Z jednej strony są narażeni na dezinformację lub treści wpływające na ich zdrowie psychiczne. Z drugiej – pojawiają się wątpliwości dotyczące przetwarzania danych osobowych.

W lutym w Senacie odbyły się przesłuchania szefów największych platform. Przez cztery godziny na pytania polityków odpowiadali: Linda Yaccarino (X), Evan Spiegel (Snapchat), Shou Zi Chew (TikTok), Jason Citron (Discord) i Mark Zuckerberg (Meta).

Ten ostatni właśnie wtedy wypowiedział słynne już słowa skierowane do rodzin ofiar poszkodowanych przez korzystanie z mediów: "Przepraszam za wszystko, przez co musieliście przejść. Nikt nie powinien przechodzić przez to, co spotkało wasze rodziny".

Dlaczego zatem ustawa "ban or sell" dotyczy tylko TikToka?

Czym jest TikTok?

Khabane "Khaby" Lame – 160 mln obserwujących, Charli D'Amelio – 150 mln, Bella Poarch – 93,9 mln, MrBeast – 93,7 mln, Addison Rae – 88,6 mln. To pierwsza piątka światowych gwiazd TikToka. Przy nich 19,3 mln obserwujących Huberta i Sebastiana Kuców – najpopularniejszego duetu "polskiego" TikToka – nie robi już wielkiego wrażenia, choć wynik i tak jest imponujący.

Gwiazdy śpiewają, tańczą lub po prostu wrzucają krótkie, rozrywkowe filmiki. I to właśnie słowo "rozrywka" wydaje się kluczowe dla zrozumienia fenomenu TikToka, którego aktywnych użytkowników jest obecnie ok. 1,5 miliarda.

Największą grupę stanowią 20- i 30-latkowie z pokolenia Z. Dla nich świat cyfrowy – niemal na równi z realnym – jest środowiskiem naturalnym.

– Śmieszne pieski, kotki, jakiś kontent komediowy – Maria wylicza, co najczęściej ogląda na TikToku. 25-latka dodaje: – Czasem szukam jakichś inspiracji kulinarnych lub jak zrobić makijaż, a gdy wyjeżdżam, patrzę na polecenia, co warto tam zwiedzić.

Treści sportowe, popularnonaukowe i dotyczące samorozwoju – to preferuje z kolei 28-letnia Agata: – Ostatnio śledzę też materiały historyczne, dotyczące np. tematyki związanej z obozami koncentracyjnymi. Ale ogółem to miszmasz – sporo typowych vlogów, co ktoś je w ciągu dnia, albo kontent o niczym.

– Nie ma reguły, kiedy sięgam po TikToka. Chyba w przypadkowych momentach, choć raczej nie przy posiłkach, bo trzeba jedną ręką trzymać telefon, a to niewygodne przy jedzeniu – mówi 22-letnia Martyna.

– Na TikToka wchodzę zazwyczaj wieczorem, kiedy już wrócę do domu po wszystkich zajęciach – odpowiada 21-letni Arek.

– Głównie przed spaniem oglądam, ale zdarza się również w przerwie od pracy – to już 28-letnia Halina.

TikTok, musical.ly i pandemia

Jest kwiecień 2020 r. "The Guaridian" – jako jeden z pierwszych – donosi: TikTok przekroczył 2 mld użytkowników (w Polsce to obecnie 10,6 mln) i jest najczęściej pobieraną aplikacją na świecie – w pierwszym kwartale ściągano ją 313,5 mln razy.

Z upływem czasu tempo nieco osłabło, ale nadal było wysokie – jak szacuje portal statista.com, w czwartym kwartale 2023 r. aplikację pobrano 232 mln razy. Rosły pobrania, rosła wartość marki – z 18,25 mld dolarów w 2020 r., do 84,2 mld pod koniec roku 2023 r.

Rośnie też wartość spółki ByteDance, twórcy TikToka. Firma CP Insights, zajmująca się analizowaniem rynków, szacuje ją na 225 mld dolarów. ByteDance jednak jako prywatna firma nie publikuje sprawozdań. Odmawia też odpowiedzi na pytania o swoje przychody i wydatki.

Dziś to już rozważania czysto teoretyczne, czy potęga TikToka byłaby możliwa bez innej aplikacji – powstałej w 2014 r. musical.ly, a stworzonej przez Alexa Zhu i Louisa Yang. Początkowo miała służyć do zamieszczania krótkich treści edukacyjnych. I – co przyznali sami twórcy – nie był to przepis na sukces. Strzałem w dziesiątkę okazało się dopiero przestawienie wajchy na rozrywkę.

A gdzie w tej historii miejsce dla TikToka? On od 2016 r. spokojnie rozwijał się w Chinach pod nazwą Douyin. Wyjaśnienie – Chińczycy nie mają dostępu do TikToka, jakiego zna reszta świata. Jego odpowiednikiem jest właśnie Douyin. Aplikacje różnią się tym, że Douyin – oprócz zapewnienia rozrywki – jest też ogromną platformą e-commerce. W trakcie oglądania np. relacji z hotelu użytkownikom wyświetla się jego reklama i mogą natychmiast zarezerwować pobyt.

Jak podawali twórcy podcastu "Mao Powiedziane", z Douyin nie mogą korzystać posiadacze zagranicznych kart SIM – aplikacja wykrywa, jaka karta znajduje się w sprzęcie. Na podbój międzynarodowy Chińczycy wyruszyli pod szyldem "TikTok". A wystartowali odpowiednio wzmocnieni – we wrześniu 2017 r. przejęli za 1 mld dolarów konkurencyjną musical.ly, która już miała swoje grono odbiorców na świecie.

– Wykazali się doskonałym wyczuciem miejsca i czasu – mówi Wojtek Kardyś, ekspert ds. komunikacji internetowej i mediów społecznościowych.

Tłumaczy, że założyciele TikToka dostrzegli nowy trend: użytkownicy coraz częściej przerzucali się ze zdjęć na krótkie – 5-30 sekundowe – klipy.

– To naturalna ewolucja kontentu (treści – przyp. red.) w mediach społecznościowych. Zaczynaliśmy od tekstów pisanych, czyli blogów. Potem były zdjęcia, czyli Instagram, potem długie formy wideo – YouTube, ale ze względu na przebodźcowanie i brak czasu, przeskoczyliśmy na formy krótkie – mówi ekspert.

Dostrzeżenie trendów było ważne, ale decydujące znaczenie dla ekspansji TikToka odegrała pandemia koronawirusa. To wtedy, szczególnie w jej pierwszym okresie, eksplodowały słupki pokazujące wzrost liczby użytkowników i wspomnianą już wartość marki.

– Siedzieliśmy w domach i się nudziliśmy. Nagrywaliśmy więc filmiki i odkrywaliśmy materiały innych. Największą miarą sukcesu TikToka jest to, że na osiągnięcie miliarda użytkowników Facebook potrzebował dziewięciu lat, TikTok – tylko trzech – mówi Wojtek Kardyś.

"Google" pokolenia Z

Efektem ubocznym popularności TikToka było stanie się przez niego również platformą do kolportowania newsów.

– Badania z 2023 r. na amerykańskich użytkownikach pokazują, że ze wszystkich mediów społecznościowych, tylko TikTok zanotował wzrost wyszukiwań informacji o wydarzeniach na świecie. U konkurencji bez wyjątku zaobserwowano spadek – zauważa Wojtek Kardyś.

Użytkownicy TikToka, z którymi rozmawiałem, potwierdzają, że traktują go jako źródło informacji.

– Nie oglądam telewizji, nie słucham radia, gdyby nie TikTok, to bym chyba w ogóle nie wiedziała, co się dzieje na świecie. Tak np. dowiedziałam się o wojnie w Ukrainie. Czasem, gdy wydaje mi się, że udostępniane informacje są aż niewiarygodne, sprawdzam to w innych źródłach – mówi Martyna.

Jeszcze kilka lat temu mówiło się o "wujku Google’u" – wystarczyło wpisać w wyszukiwarkę odpowiednią frazę i otrzymywaliśmy linki z poszukiwanymi odpowiedziami. Dla pokolenia Z to nie Google jest "wujkiem". Jest nim TikTok.

– W Google’u, żeby znaleźć ich interesujące treści, to muszą najpierw konkretnie wskazać, czego wyszukują, przeszukać linki, wejść na ten, który jest odpowiedzią na ich pytanie, przeczytać i zrozumieć, co autor miał na myśli. To zaczęło być zbyt skomplikowane, szczególnie że TikTok złagodził proces wyszukiwania. On od razu podaje nam na rękę gotowy materiał – nie trzeba niczego czytać i rozumieć – tłumaczy Wojtek Kardyś.

Kłopoty pojawiają się, gdy TikTok staje się głównym, bądź jedynym źródłem informacji. Jak każdy inny portal społecznościowy mierzy się on z problemem dezinformacji.

Wojtek Kardyś przyznaje, że osoby świadomie publikujące treści dezinformujące lub po prostu "pożyteczni idioci" wybierają TikToka, bo mogą na nim wygenerować spore zasięgi.

– Z dezinformacją jest jeszcze jeden problem, co obrazuje raport "Nastolatki 3.0" NASK (Naukowa i Akademicka Sieć Komputerowa – red.). Z najnowszej odsłony raportu wynika, że ponad połowa nastolatków nie zwraca uwagi na wiarygodność profili i ich autorów. A informacjami są "bombardowani" zewsząd, gdyż 36 proc. nastolatków deklaruje, że posiada konta na ośmiu, a nawet więcej mediach społecznościowych – mówi dr Konrad Ciesiołkiewicz, psycholog i edukator związany z Uczelnią Korczaka.

– Ponad 40 proc. uważa natomiast, że nie ma możliwości weryfikowania treści w tego typu serwisach. W sensie obiektywnym to oczywiście nieprawda, ale to pokazuje, że młodzi nie są skorzy do weryfikowania fałszywych informacji czy całych linii narracyjnych – dodaje.

– Ludzi mówiących, że czerpią wiedzę o świecie z TikToka, rozczaruję: to nie jest wiedza. To "dziobanie" krótkich informacji. Możemy się czegoś dowiedzieć, ale to nie buduje w nas wiedzy, tylko zaspokaja potrzebę zbierania informacji z otoczenia. Nicolas Carr w książce "Płytki umysł" nazywa to cofaniem się ewolucyjnie do jaskini – dodaje Magdalena Bigaj, prezeska fundacji Instytut Cyfrowego Obywatelstwa i autorka książki "Wychowanie przy ekranie".

O skali dezinformacji wiele może powiedzieć komunikat z listopada 2023 r. TikTok podał, że od wybuchu wojny Izraela z Hamasem usunął 24 miliony kont, pół miliona komentarzy i 4 mln filmów. Usunięcie treści (925 tys. dotyczyło bezpośrednio wspomnianego konfliktu) związane było z podejrzewaniem m.in. szerzenia dezinformacji czy mową nienawiści.

W tym samym miesiącu Anna Wittenberg z "Dziennika Gazety Prawnej" podała, że w przypadku polskiego TikToka za moderację odpowiada 208 pracowników. Daje to jedną osobę na niemal 51 tys. aktywnych użytkowników. To i tak najlepszy wynik wśród platform społecznościowych działających w Polsce. Z ustaleń "DGP" wynika, że X ma… jednego polskiego moderatora.

Biały chiński wywiad?

Amerykanie nie po raz pierwszy wyrazili obawy względem chińskiej aplikacji. "Wojna tiktokowa" już wcześniej stała się częścią wojny gospodarczej, którą Donald Trump rozpoczął w 2018 r., nakładając pierwsze cła w handlu Waszyngton-Pekin. Choć między relacjami obu państw w ostatnim czasie nastąpiła pewna odwilż (czego przykładami mogą być spotkanie Joe Bidena i Xi Jinpinga oraz usunięcie z "czarnej listy" Instytutu Kryminalistyki Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego ChRL), to TikTok na placu boju pozostał. Ale to Trump w 2020 r. uznał aplikację za zagrożenie dla kraju i zaproponował jej zablokowanie w całej Ameryce.

Jak opisywaliśmy w money.pl, nie wzięło się to z jego "widzimisię" – oskarżenia pod adresem TikToka formułowały urzędy, departamenty i inne ograny amerykańskiej administracji państwowej.

– TikTok uznawany jest za cyberzagrożenie – stwierdziła w 2019 r. ppłk. Robin Ochoa. Rzeczniczka amerykańskiej armii właśnie tym uzasadniała zakaz używania go przez żołnierzy, choć wcześniej armia sama korzystała z TikToka jako platformy rekrutacyjnej.

Szeroką dyskusję o aplikacji rozpoczął w czerwcu 2022 r. Brendan Carr, ówczesny przewodniczący Federalnej Komisji Łączności USA.

"TikTok nie tylko ogląda filmy swoich użytkowników. Gromadzi też historie wyszukiwania i przeglądania, wzorce naciśnięć klawiszy, identyfikatory biometryczne, wersje robocze wiadomości i metadane, a także gromadzi tekst, obrazy i filmy przechowywane w schowku urządzenia" – pisał Carr w liście do właścicieli innych platform społecznościowych.

Z kolei republikański senator Josh Hawley ostrzegał Amerykanów na... TikToku, że ci "powinni się martwić, bo to aparat inwigilacji dla Pekinu". W "The Atlantic" użył jeszcze mocniejszego porównania: "to koń trojański ukryty w telefonach".

Amerykanie nie poprzestawali na ostrzeżeniach. Do kwietnia 2023 r. aż 34 z 50 stanów wprowadziły ograniczenia w korzystaniu z TikToka dla pracowników administracji publicznej i w szkołach za pośrednictwem wi-fi. Z kolei przedstawiciele administracji federalnej nie mogą instalować aplikacji w służbowych telefonach.

Najdalej poszła Montana. Jej władze zakazały używania aplikacji przez wszystkich mieszkańców. Za złamanie restrykcji grozi kara finansowa. Jednak nie zapłacą jej obywatele, lecz TikTok i sklepy, z których można ściągnąć aplikację.

Ustawa przyjęta w marcu przez Izbę Reprezentantów jest kwintesencją obaw związanych z cyberbezpieczeństwem i wymusiła na ByteDance, właścicielu aplikacji, kontrakcję. Zaczęło się od uderzenia w bliskie Amerykanom nuty gospodarcze.

– Mamy nadzieję, że Senat weźmie pod uwagę fakty, wysłucha swoich wyborców i zda sobie sprawę z wpływu na gospodarkę, na 7 milionów małych firm i 170 milionów Amerykanów, którzy korzystają z naszej usługi – stwierdził Shou Zi Chew, CEO TikToka.

W odpowiedzi na pytania money.pl związane z potencjalnym cyberzagrożeniem, biuro prasowe TikToka zapewniło, że aplikacja podlega "bardzo dokładnej kontroli ze względu na chińskie pochodzenie spółki macierzystej, a kontrola ta wymaga wysokiego poziomu przejrzystości i odpowiedzialności".

Odnosząc się do zarzutów o potencjalne naruszenie bezpieczeństwa narodowego USA, spółka wskazała, że we współpracy z Komisją ds. Inwestycji Zagranicznych w Stanach Zjednoczonych (CFIUS), realizuje inicjatywę "Project Texas". Ma ona zapewnić Amerykanom, że korzystanie z TikToka jest bezpieczne, ich dane nie są narażone, a sama platforma jest wolna od wpływów zewnętrznych.

W Europie natomiast wdraża "Project Clover" mający zwiększyć bezpieczeństwo danych użytkowników. Mają być one przechowywane w Norwegii i Irlandii.

Obecne działania nie zmienią faktu, że TikTok sam kilkukrotnie się "podkładał". "The Guardian" informował, że właściciele aplikacji śledzili piszących o niej dziennikarzy. Chciano się dowiedzieć, czy reporterzy byli w tych samych lokalizacjach, co pracownicy podejrzewani o wycieki informacji.

Choć akcja zakończyła się niepowodzeniem, to pracę w ByteDance straciły cztery osoby, gdyż w niewłaściwy sposób uzyskały dostęp do innych danych. Podała to sama firma, choć wcześniej zaprzeczała, by w ogóle doszło do śledzenia.

Inne głośne naruszenie dotyczyło użytkowników telefonów Apple. TikTok miał dostęp do ich schowków. Wystarczy, że skopiowali np. fragment tekstu albo hasło, by wkleić je gdzieś indziej. Jeśli po drodze odwiedzili aplikację, to ona już wiedziała, co konkretnie skopiowali – pisał "Forbes" w 2020 r.

TikTok twierdził, że działał w obronie przed spamem. Zapewniał, że nie wysyłał danych poza urządzenie. Później jednak funkcja została wyłączona.

Od kilku lat regularnie też pojawiają się informacje, iż TikTok blokuje lub ogranicza zasięgi treści niewygodnych dla chińskiego rządu.

A może chodzi o nieamerykański kapitał?

W "tiktokowej wojnie" USA nie są osamotnione. Częściowo lub trwale dostęp do aplikacji ograniczyły m.in. Indie, Bangladesz, Pakistan, Indonezja. Z kolei Kanada, Tajwan, Australia, ale i Komisja Europejska wprowadziły zakaz instalowania aplikacji dla części przedstawicieli swoich parlamentów czy administracji publicznej.

Z raportu australijskiego parlamentu dotyczącego TikToka cytowanego przez OKO.press wynika, że aplikacja zbiera informacje o: lokalizacji, zainstalowanych i uruchomionych aplikacjach, kontaktach, danych identyfikacyjnych urządzeń (jak numer IMEI) oraz o informacjach dotyczących działań użytkowników zarejestrowanych w samej aplikacji.

Konkluzja: firma wie nie tylko, co nam się podoba spośród treści dostępnych na tej platformie, a co nie, ale wie też, kiedy i gdzie fizycznie byliśmy i z jakich innych aplikacji korzystamy, i jak często.

A jak sytuacja wygląda w Polsce?

– W przypadku aplikacji TikTok należy zauważyć, że Rada ds. Cyfryzacji uchwałą z 27 marca 2023 r. rekomendowała usunięcie tej aplikacji przez urzędników i pracowników administracji publicznej z telefonów służbowych – odpowiada Kinga Łuszczyńska z Biura Komunikacji Ministerstwa Cyfryzacji.

Rekomendacja to jednak nie nakaz. Łuszczyńska dodaje, że każdy powinien "sam dokonać wyboru, czy w związku z wątpliwościami związanymi z bezpieczeństwem danych, powinien korzystać z tej aplikacji". Zapewnia jednak, że w razie wykrycia luk w zabezpieczeniach ministerstwo podejmie stosowne kroki i poinformuje o zagrożeniu obywateli.

Urząd Ochrony Danych Osobowych przyznaje, że toczy się postępowanie dotyczące nieprawidłowości w procesie przetwarzania danych. Jednak UODO występuje w tej sprawie jako organ zainteresowany, a ze względu na lokalizację europejskiej spółki TikToka prowadzi ją irlandzki odpowiednik. Adam Sanocki, rzecznik prasowy UODO, dodaje, że w przeszłości do urzędu trafiały skargi w sprawie TikToka.

– Biorąc pod uwagę, że jesteśmy częścią świata zachodniego i struktur NATO, musimy być wyczuleni. Należy obserwować to, co wokół TikToka dzieje się w Stanach Zjednoczonych, choć oczywiście bez popadania w panikę. Trzeba też pamiętać, że Kongres przesłuchiwał szefów wszystkich największych platform cyfrowych, także tych amerykańskich – przypomina Konrad Ciesiołkiewicz.

Swoją teorię na to, co się dzieje w USA, ma Wojtek Kardyś: – Wokół TikToka od dłuższego czasu narastają kontrowersje, ale wszystkie sprowadzają się do jednego: to nie jest platforma amerykańska. Wszystkie najważniejsze portale społecznościowe – Facebook, Instagram, LinkedIn, YouTube – mają właścicieli w USA. Natomiast TikTokowi zarzuca się, że jest chiński, choć teoretycznie tak nie jest, ponieważ w 60 proc. należy do inwestorów globalnych, w 20 proc. – do pracowników oraz drobnych inwestorów, a w 20 proc. – do chińskich właścicieli z ByteDance.

Liczby te regularnie podaje sam TikTok. Wiemy, że w 60 proc. kryje się kilku globalnych inwestorów – np. Sequoia Capital czy SoftBank. Szczegóły dotyczące akcjonariatu są jednak owiane tajemnicą. Przed kilkoma dniami AFP opublikowało wyniki śledztwa, z którego wynika, że choć chińskie państwo ma 1 proc. udziałów w Douyin, to gwarantuje mu to miejsce w zarządzie spółki.

Kardyś nie wierzy, by ostatecznie doszło do zablokowania TikToka w USA. Jego zdaniem akcja ma inny cel: zohydzić Amerykanom aplikację tak, by sami z niej rezygnowali. Dodaje, że to już się częściowo dzieje.

Krocząc w ciemność wraz z algorytmem traumy

Kolejnym – obok cyberbezpieczeństwa – problemem związanym z TikTokiem jest algorytm stosowany w aplikacji. Zaciekawiają nas krótkie treści i dostajemy szybką nagrodę w postaci rozwiązania lub odpowiedzi na problem postawiony na początku filmiku. To przyjemne dla naszego mózgu, a skoro przyjemne, to szybko uczy się on, by sięgać po to jak najczęściej.

Ma to konsekwencje. Magdalena Bigaj przywołuje badania Uniwersytetu w Monachium z lutego 2023 r. obejmujących TikTok, YouTube i X. Wynika z nich, że TikTok miał najgorszy wpływ na naszą pamięć prospektywną.

– Czyli na to, czy pamiętamy, co mieliśmy zrobić albo o czym przed chwilą myśleliśmy. Dzieje się tak dlatego, że TikTok serwuje nam krótkie materiały, niezwiązane ze sobą kontekstowo, co jest niezdrowe dla naszej psychiki – tłumaczy Bigaj.

Nie jest to jedyne niebezpieczeństwo, które algorytmy serwują użytkownikom aplikacji.

– Komisja Europejska wszczęła przeciwko TikTokowi postępowanie na podstawie argumentów, które słyszymy od kilku lat, czyli: brak transparentności co do algorytmów i brak dostępu do wiedzy w tym zakresie, agresywną politykę zbierania danych osobowych – również dzieci – i na ich podstawie profilowania reklam – co jest sprzeczne z Konwencją Praw Dziecka – i wreszcie udostępniania młodym treści szkodliwych dla ich zdrowia, co wykazano w raporcie Amnesty International pt. "Driven into the Darkness" – mówi Konrad Ciesiołkiewicz.

Wspomniany raport Amnesty International, Algorithmic Transparency Institute i organizacja AI Forensics przygotowały na podstawie badań na zautomatyzowanych kontach. Wykazały one, że wśród użytkowników zainteresowanych zdrowiem psychicznym, po 5-6 godzinach prawie połowa filmów proponowanych w sekcji "Dla Ciebie" była związana ze zdrowiem psychicznym i potencjalnie szkodliwa. To ok. 10 razy więcej niż w przypadku użytkowników niezainteresowanych kwestiami zdrowia psychicznego.

Jak czytamy w podsumowaniu badania, syndrom ten, nazywany "rabbit hole" ("króliczą norą"), "pojawiał się jeszcze szybciej, gdy badacze własnoręcznie przeglądali filmy związane ze zdrowiem psychicznym sugerowane kontom 'marionetkowym' udającym 13-letnich użytkowników w Kenii, na Filipinach i w USA. Między 3 a 20 minutą prowadzonych badań już ponad połowa filmów w kanale "Dla Ciebie" była związana ze zdrowiem psychicznym, a wiele polecanych filmów w ciągu jednej godziny romantyzowało czy normalizowało temat samobójstwa, a w wielu przypadkach nawet do niego zachęcało".

– Tego rodzaju treści są nie tylko sprzeczne z prawem, ale po prostu są niehumanitarne. Z tego, co mi wiadomo, raport Amnesty International był jednym z powodów wszczęcia postępowania wobec TikToka. Trzeba jednak podkreślić: to problem wszystkich platform społecznościowych – mówi Konrad Ciesiołkiewicz.

Biuro prasowe TikToka zapewnia, że wprowadziło szereg zabezpieczeń dla nieletnich, np. aplikacja daje możliwość połączenia kont rodziców i dziecka. Wprowadziła też mechanizmy mające ograniczać możliwość wyszukiwania przez najmłodszych pewnych treści np. poprzez blokadę określonych hasztagów, którymi opisywane są materiały.

Dopytywane przez nas o szczegóły dotyczące ochrony nieletnich biuro wskazuje, że każdy użytkownik poniżej 18 lat ma ustawiony automatycznie 60-minutowy limit czasu używania. Może jednak to sam wyłączyć. Inaczej niż w Chinach, gdzie obowiązuje 40-minutowy limit, którego nastolatki do 14. roku życia obejść nie mogą. Z Douyin mogą korzystać tylko w określonej porze dnia: między godz. 10 a 18.

Odnosząc się do raportu Amnesty International, firma podkreśla, że zaprogramowane do tego boty, z których korzystali badacze, nigdy nie odzwierciedlają rzeczywistych doświadczeń użytkowników TikToka.

W ocenie przedstawicieli aplikacji opracowanie ma "kilka nieścisłości i wewnętrznych sprzeczności". Zaznaczają, że 73 proc. treści oglądanych przez boty nie była związana ze zdrowiem psychicznym, a te odnoszące się w większości dotyczyły dzielenia się swoimi doświadczeniami, bez ich romantyzowania.

"To pokazuje, jak skutecznie TikTok pracuje nad dostarczaniem różnorodnych wrażeń podczas oglądania, jednocześnie usuwając treści, które naruszają nasze zasady" – podsumowują.

Algorytmy to problem wszystkich

W swoim badaniu "Algorytmy traumy" Fundacja Panoptykon alarmowała w 2021 r., że podobne zjawisko jest dostrzegalne na Facebooku w przypadku treści sponsorowanych, czyli takich, za które ich autorzy zapłacili, by wyświetlały się one potencjalnie zainteresowanym nimi użytkownikom.

– Do wszystkich platform internetowych, które opierają swój model biznesowy na profilowanej reklamie i monetyzowaniu uwagi, mamy ten sam zarzut: inwazyjne profilowanie użytkowników bez ich wyraźnej, dobrowolnej i świadomej zgody – mówi money.pl Katarzyna Szymielewicz z Fundacji Panoptykon.

– Firmy uważają, że wolno im zbierać i analizować wszelkie ślady tego, co robimy na platformie społecznościowej pod pretekstem ulepszania i personalizowania usługi. My uważamy, że na tak inwazyjne śledzenie i profilowanie potrzebują wyraźnej i dobrowolnej zgody, a takiej nie mają, bo na pewno nie jest nią "zaakceptowanie regulaminu" – ocenia.

Szymielewicz dodaje, że tę kwestię będzie musiał rozstrzygnąć sąd lub regulator, np. Trybunał Sprawiedliwości UE lub Komisja Europejska, bo jej zdaniem platformy społecznościowe same nie zrezygnują z profilowania użytkowników.

Magdalena Bigaj przyznaje, że wielokrotnie otrzymywała sygnały od czytelniczek, że TikTok zaczął odnosić się do ich lęków.

– Jedna z nich, która chorowała onkologicznie, powiedziała mi, że przestała śledzić informacje na temat choroby, bo algorytm otaczał ją dramatycznymi filmami o raku i jej feed (siatka wyświetlanych materiałów – red.) był przygnębiający. Inna, która była w ciąży, w pewnym momencie czuła się wręcz nękana treściami dotyczącymi np. chorób związanych z ciążą i to tylko dlatego, że raz zajrzała na konto osoby, która opublikowała materiał o poronieniu – mówi prezeska fundacji Instytut Cyfrowego Obywatelstwa.

– Pamiętajmy, że algorytmy nie zostały stworzone dla naszego dobra, tylko dla dobra biznesu, by przykuć naszą uwagę za wszelką cenę – dodaje Bigaj. – Żerowanie na naszych lękach jest skuteczne, bo kiedy się czegoś boimy, to podążamy za tym lękiem, by pozyskać jak najwięcej informacji o nim.

Uwolnić się od dopaminowej smyczy

Konradowi Ciesiołkiewiczowi dyskusja o platformach społecznościowych przypomina debatę o reklamach sprzed 30 lat. Wtedy konsumenci twierdzili, że spoty promocyjne nie mają wpływu na ich decyzje zakupowe, choć badania wskazywały na coś odwrotnego.

Z kolei Magdalena Bigaj ocenia, że media społecznościowe "trzymają nas na krótkiej dopaminowej smyczy", która zmusza do przeglądania kolejnych powiadomień i treści. Porównuje używanie ich do jedzenia słodyczy:

– Zajadaliśmy się nimi, ale dopiero kiedy na etykietach pojawiły opisy produktów, to zaczęło do nas docierać, co tak naprawdę w nich jest. Myślę, że w kwestii działania mediów społecznościowych jesteśmy dokładnie na tym samym etapie: używamy czegoś, ale nie rozumiemy, co jest w środku i dlaczego tak nam smakuje.

Sukces TikToka zachęcił konkurencję. Choćby na Facebooku i Instagramie dostępne są rolki, których treść jest podobna do tych z TikToku. Bywa, że to wręcz te same klipy, ściągnięte z chińskiej aplikacji. Algorytmy innych portali też uczą się tego, co chcemy oglądać i podsuwają nam kolejne treści.

– To, czego brakuje, to właściwej psychoedukacji przygotowującej do życia w świecie informacji i mediów cyfrowych, bazującej na kompetencjach społecznych i emocjonalnych, uświadamiania ludzi, jak działają algorytmy, że one przedstawiają im tylko wycinek świata i to spersonalizowanego pod ich oczekiwania, światopogląd, ale też lęki i obawy – mówi Konrad Ciesiołkiewicz.

– Raport "Youth Skills" pokazuje, że młodzi nie są świadomi tego, że ten wycinek, wygenerowany specjalnie dla nich, może się znacznie różnić od wycinka świata, który widzi na ekranie kolega czy koleżanka obok, mimo że oboje szukają tego samego – dodaje.

Krystian Rosiński, dziennikarz i wydawca money.pl

Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
WP magazyn