Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Agata Kalińska
Agata Kalińska
|

Audyt rządu PO-PSL. Eksperci wątpią w szczerość intencji polityków PiS

0
Podziel się:

Bilionowy dług publiczny, złoty mercedes dla szefa spółki skarbu państwa, czy pięciometrowa lista firm poszkodowanych przy budowie autostrad i dróg ekspresowych – taki obraz po rządach PO i PSL wyłania się z przedstawionego przez obecny rząd audytu poprzedniej władzy. Jednak eksperci studzą nastroje.

Audyt rządu PO-PSL. Eksperci wątpią w szczerość intencji polityków PiS
(PAP/Paweł Supernak)

Bilionowy dług publiczny, złoty mercedes dla szefa spółki skarbu państwa, czy pięciometrowa lista firm poszkodowanych przy budowie autostrad i dróg ekspresowych – taki obraz po rządach PO i PSL wyłania się z przedstawionego przez obecny rząd audytu poprzedniej władzy. Jednak eksperci studzą nastroje. – Z wystąpień ministrów nie dowiedzieliśmy się niczego nowego, a cały audyt jest raczej aktem politycznym, nie diagnozą gospodarczą – mówią w rozmowach z money.pl

Audyt poprzedniej ekipy rządowej był głównym wydarzeniem dnia. Premier Beata Szydło rozpoczęła swoje wystąpienie przed dziesiątą rano, a kolejni ministrowie jej rządu przemawiali do późnego popołudnia. Temat: zaniechania i błędy poprzedników.

Ile straciliśmy przez PO

- Szacujemy, że Polacy przez rządy Platformy Obywatelskiej i PSL stracili ok. 340 mld zł - mówiła podczas swojego wystąpienie premier Szydło. - To mogło być osiem lat obowiązywania programu 500 plus, 5 tys. nowo wybudowanych przedszkoli, 250 nowych szpitali i 1500 km autostrad - wyliczała.

Z wystąpienia ministra finansów Pawła Szałamachy można się było dowiedzieć, że za czasów rządów koalicji PO-PSL budżet państwa mógł tracić rocznie do 60 mld zł z powodu niskiej ściągalności podatków, m.in. VAT i CIT. Minister skarbu Dawid Jackiewicz opowiadał o patologiach w spółkach Skarbu Państwa: jeden z prezesów miał się domagać złotego mercedesa, inny kuloodpornych szyb w gabinecie, kolejny - ochrony dla całej rodziny na koszt spółki. Minister infrastruktury Andrzej Adamczyk rozwijał długi na pięć metrów rulon z listą firm poszkodowanych przy budowie dróg i zgłaszających roszczenia wobec GDDKiA. Wicepremier i minister rozwoju mówił o długu publicznym, który za rządów PO-PSL miał przekroczyć bilion złotych, krytykował też wysokość udziału kapitału zagranicznego w polskiej gospodarce.

Szefowa rządu nie wyjaśniła jednak, skąd wzięła się suma 340 mld zł, które Polacy mieli stracić przez rządy PO-PSL. - Problem z tymi wyliczeniami polega na tym, że nie mamy żadnego dokumentu, w którym by wyjaśniono, skąd rząd je wziął. Przypuszczam, że na te 340 mld zł poskładano różne elementy – na przykład ubytki z luki podatkowej, o której wspominał minister finansów – mówi w rozmowie z money.pl ekonomista, profesor Stanisław Gomułka.

W sukurs przychodzi rządowy profil na twitterze, gdzie zamieszczono informację, że straty wynikają właśnie z tej luki podatkowej.

Jednak podczas swojego wystąpienia minister Szałamacha mówił o 60 mld zł, nie o 40 mld zł. Jeżeli chcielibyśmy je mnożyć przez osiem lat rządów poprzedniej ekipy, to wyjdzie 480 mld zł, nie 320 mld zł, ani nie 340 mld zł, o których mówiła premier Szydło.

- Jak rozumiem, na przedstawioną przez rząd Beaty Szydło liczbę 340 mld zł składa się przede wszystkim spadek wpływów podatkowych - wskazuje ekonomista Forum Obywatelskiego Rozwoju Rafał Trzeciakowski. - Trudno w całości za ten spadek obwiniać rząd PO-PSL, powodem był również kryzys w gospodarce światowej i dokonania poprzedniego rządu Jarosława Kaczyńskiego - dodaje.

Jak wskazuje Trzeciakowski, zarówno Komisja Europejska, jak i i OECD od lat wzywają Polskę do uproszczenia VAT i ograniczenia liczby stawek, ale działania poprzedniego rządu nie były wystarczające. - Zmniejszenie wpływów z podatku CIT w 80 proc. można wyjaśnić spadkiem rentowności brutto przedsiębiorstw niefinansowych. Jednak wpływy od przedsiębiorstw finansowych, w tym banków, pozostały stabilne, a to je właśnie rząd PiS postanowił obłożyć dodatkowym podatkiem. W przypadku PIT jedną z głównych przyczyn spadku wpływów podatkowych były zmiany uchwalone przez rząd PiS z lat 2005-2007, które w pełni weszły w życie już za rządów PO, czyli ulga na dzieci i zmiana stawek PIT - mówi ekonomista.

Dług i wyprzedaż spółek

Ekonomiści są zgodni, że rząd PO-PSL zostawił po sobie kłopotliwy spadek w postaci ogromnego długu publicznego i rozdmuchanego deficytu. - Rzeczywiście zarówno dług publiczny, jak i deficyt są zbyt duże. Być może, gdyby ten temat pojawił się w kampanii wyborczej, to politycy powstrzymaliby się od składania obietnic, które zarówno ten deficyt, jak i ten dług będą dalej powiększać - ocenia profesor Gomułka.

Rafał Trzeciakowski dodaje, że Polska od lat jest wśród krajów UE o największym deficycie sektora publicznego. - Ostatnią kompleksową próbą naprawy finansów państwa był plan Hausnera w 2004 roku, ale nie został w pełni przeprowadzony. Rząd PiS z lat 2005-2007 przyczynił się do problemu, kiedy w szczycie koniunktury jednocześnie obniżył podatki i podniósł wydatki państwa. Dotąd negatywne skutki permanentnych deficytów były maskowane przez szybki wzrost gospodarczy, ale w przypadku jego spowolnienia, np. na skutek zawirowań w strefie euro, na rynkach wschodzących albo dekoniunktury w USA, problem stanie się znacznie poważniejszy - przewiduje ekonomista.

Odnosząc się do wypowiedzi ministra skarbu państwa, że poprzedni rząd wyprzedawał majątek bez żadnego planu, Trzeciakowski wskazuje, że Polska wypada najgorzej w indeksie własności państwowej OECD, który pokazuje, w ilu sektorach gospodarki działalność prowadzą przedsiębiorstwa państwowe. - 17 spośród 50 największych firm wg „Listy 500” Rzeczpospolitej to firmy z udziałem skarbu państwa. Tylko one w 2015 roku zatrudniały 425 tys. osób. W przypadku rządu PO-PSL nie mieliśmy do czynienia z pośpieszną prywatyzacją, tylko wręcz przeciwnie, raczej z hamowaniem procesu prywatyzacji, co było jednym z największych zaniechań tego rządu - ocenia ekspert.

Polityka, nie gospodarka

Eksperci zwracają uwagę, że jeżeli chodzi o zagadnienia ściśle ekonomiczne czy gospodarcze, to przedstawiciele rządu nie powiedzieli nic nowego. - Dzisiejsze zarzuty widzę jako element walki politycznej, a nie jako informowanie społeczeństwa o czymś, czego to społeczeństwo wcześniej nie wiedziało. Na mówienie o deficycie, o długu publicznym, czy o luce podatkowej był czas w kampanii wyborczej. I wtedy był czas na wyciąganie wniosków. Teraz wnioski wyciągną agencje ratingowe - uważa profesor Gomułka.

Pytany, czy tego typu debata może wpłynąć na ocenę wiarygodności kredytowej Polski, która ma być opublikowana w piątek, ocenia, że to nie ma większego znaczenia. - Debata dotyczyła faktów z przeszłości. A analityków interesuje stan obecny i prognozy na przyszłość. Natomiast fakty z przeszłości są już im dobrze znane. Teraz mamy do czynienia z dwoma rodzajami ryzyk: pierwsze dotyczą systemu prawnego i a drugie stanu finansów państwa. I oba są związane z działalnością obecnego rządu, a nie poprzedniego - zauważa.

- Wolałbym rzetelną dyskusję zamiast takiej klasycznej awantury politycznej - ocenia ekspert rynku transportowego Adrian Furgalski, odnosząc się do wystąpienia ministra infrastruktury. Jak wskazuje Furgalski, kierowcy mają prawo do zadowolenia z rządów PO-PSL, bo powstało dużo nowych dróg. Większym problemem jest cena, jaką trzeba było za nie zapłacić. - Nie mówię tu o samych kosztach budowy, bo to oczywiście nieprawda, co mówi minister, że budujemy najdrożej w Europie. Pod tym względem mieścimy się w średniej europejskiej. Chodzi o kilkaset firm, które zbankrutowały przy budowie tych dróg. Około 100-150 tysięcy ludzi straciło pracę - dodaje.

- To prawda, co mówił minister, że rząd PO-PSL nie wybudował wszystkich dróg, które zaplanował. Ale rząd PiS też w poprzedniej kadencji nie wybudował wszystkich zaplanowanych kilometrów, ani czterech milionów mieszkań - zauważa.

wiadomości
gospodarka
najważniejsze
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)