Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Tomasz Sąsiada
Tomasz Sąsiada
|

Zasiłek dla walczących z komuną to grosze. Tak państwo dziękuje poszkodowanym

1
Podziel się:

Miało być prawie 900 złotych miesięcznie, a nie będzie nawet połowy z tego. Z pierwotnego kształtu Ustawy o zasiłkach dla działaczy opozycji poszkodowanych w czasach PRL niewiele zostało.

Internowani podczas stanu wojennego działacze opozycji na dziedzińcu więzienia w Białołęce. Od lewej: Henryk Wujec, Lech Dymarski, Janusz Onyszkiewicz, Jacek Kuroń, Jan Rulewski. 1981 rok.
Internowani podczas stanu wojennego działacze opozycji na dziedzińcu więzienia w Białołęce. Od lewej: Henryk Wujec, Lech Dymarski, Janusz Onyszkiewicz, Jacek Kuroń, Jan Rulewski. 1981 rok. (Jan Krzysztof Kelus/EAST NEWS)

Miało być prawie 900 złotych miesięcznie, a nie będzie nawet połowy z tego. Ustawa o zasiłkach dla działaczy opozycji poszkodowanych w czasach PRL tak długo była przerzucana z biurka na biurko, zmieniana i przepisywana, że z pierwotnego, całkiem pokaźnego pakietu pomocowego niewiele zostało.

Dokładnie 400 złotych raz w miesiącu. - Ta kwota jest żenująca - rzecznik "Solidarności" Marek Lewandowski zanim to mówi długo milczy i szuka w głowie cenzuralnego wyrazu. Poproszony przez nas o komentarz nie kryje zażenowania nie tylko wysokością wsparcia, ale też sposobem jego przydzielania.

Opozycjonista musi wykazać, że został poszkodowany przez system opresji PRL i pójść do urzędniczego okienka z wnioskiem o przyznanie pomocy. To, jak zaznacza Marek Lewandowski, boli środowisko najbardziej. - Pomoc powinna być przydzielana z automatu, o ile osoba spełnia kryteria, dzięki którym można ją uznać za poszkodowaną. Tymczasem w myśl wprowadzanych przepisów ci bohaterowie będą musieli się prosić. To upokarzające - mówi Lewandowski.

Zgodnie z ustawą działaczem opozycji antykomunistycznej jest m.in. osoba, która między 1 stycznia 1956 a 4 czerwca 1989 r. "przez co najmniej sześć miesięcy była członkiem nielegalnej organizacji, której cele zmierzały do odzyskania przez Polskę niepodległości i suwerenności lub respektowania praw człowieka" lub "prowadziła w sposób zorganizowany, zagrożoną odpowiedzialnością karną, działalność na rzecz odzyskania przez Polskę niepodległości i suwerenności lub respektowania praw człowieka".

Z kolei za osoby represjonowane uznane mają być m.in. takie, które w latach 1956-1989 przebywały w więzieniu lub innym miejscu odosobnienia na terytorium Polski "za działalność na rzecz odzyskania przez Polskę niepodległości i suwerenności lub respektowania praw człowieka".

Ilu jest poszkodowanych opozycjonistów? Nikt tego nie wie, mimo że właśnie wchodzi w życie ustawa, która ma im pomagać. O potrzebie jej wprowadzenia mówiło się w solidarnościowych (i nie tylko) środowiskach od lat. Brakowało jednak wiarygodnych szacunków, ile by to kosztowało państwowy budżet i decyzji, kto konkretnie powinien dostać pieniądze. Kiedy półtora roku temu senatorowie składali do Sejmu projekt ustawy w tej sprawie, przedstawili kilka wyliczeń, a rozstrzał między nimi przyprawiał o ból głowy.

Z jednej strony Stowarzyszenie Wolnego Słowa szacowało, że z pomocy skorzysta tylko dwa tysiące osób, co obciąży budżet kwotą około 20 milionów złotych rocznie. Instytut Pamięci Narodowej podawał pięciokrotnie większą kwotę i liczbę uprawnionych. Najodważniejsze w ocenach było z kolei Centrum Badania Opinii Społecznej. Statystycy stwierdzili, że zasiłki mogą się należeć aż 228 tysiącom działaczy, a to dla budżetu koszt ponad dwóch miliardów złotych!

Stanęło na czymś innym. Podczas prac nad ustawą ograniczona została wysokość zasiłku i liczba działaczy, którzy mogliby z niego korzystać. Pierwotnie prawie 900 złotych należeć się miało każdemu prześladowanemu opozycjoniście, którego obecny dochód nie przekracza wysokości 220 procent najniższej emerytury - jeśli żyje sam. W przypadku rodziny, dochód na osobę nie mógł zaś być wyższy niż 170 procent.

Ile i dla kogo

Ostatecznie wysokość zasiłku została obcięta o ponad połowę, a progi dochodowe - tylko trochę mniej. W liczbach wygląda to tak, że aby ubiegać się o 400 złotych pomocy miesięcznie, opozycjonista - jeśli gospodaruje sam - musi mieć dochód nie wyższy niż 1056 złotych (120 procent najniższej emerytury) albo dochód na osobę w jego rodzinie nie może przekroczyć 880 złotych (równowartość najniższej emerytury).

- Kwota zasiłku jest nieadekwatna do zasług tych ludzi. Powinny być one zrównane z poziomem świadczeń, jaki mają dziś dawni oprawcy opozycjonistów. A ci żyją sobie bardzo komfortowo, opływając w apanaże - mówi Marek Lewandowski z "Solidarności". - Z kolei progu dochodowego w ogóle nie powinno być. Jeśli ktoś był poszkodowany, to powinien dostawać zasiłek niezależnie od tego, na jakim poziomie materialnym dziś żyje.

Ile wynoszą zasiłki dla kombatantów i inwalidów wojennych

Ile to będzie kosztowało?

Podczas prac nad ustawą nadmiernych wydatków bały się i ministerstwo pracy, i finansów. Koszt jej wprowadzenia szacowany przez CBOS na ponad dwa miliardy złotych rocznie musiał robić wrażenie. Ustawa w wersji, w której wejdzie w życie, będzie już dla budżetu państwa zupełnie do przełknięcia.

- Na ten rok zarezerwowanych zostało 25 milionów złotych - mówi nam Jolanta Plieth-Cholewińska z Urzędu Do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych, który będzie się zajmował wypłacaniem świadczeń. Zaś prezes IPN (który będzie współorganizował wypłatę zasiłków) Łukasz Kamiński mówił po przegłosowaniu ustawy w Sejmie, że z zasiłków skorzysta najwyżej od kilkuset do tysiąca osób.

Jak wyjaśnia Pileth-Cholewińska, największym problemem ustawy jest to, że nikt nie wie, ilu jest poszkodowanych działaczy, którym powinien należeć się zasiłek. I to dlatego ustawa ma na razie bardzo zachowawczy kształt jeśli chodzi o wysokość pomocy i kryteria dochodowe. - Jeśli w toku realizacji ustawy okaże się, że liczba jej beneficjentów jest rzeczywiście niewielka i zwiększenie świadczeń nie będzie niosło za sobą niebezpieczeństwa dla finansów publicznych, wówczas, jak wynika z zapowiedzi posłów, możliwe są kolejne nowelizacje - dodaje Pileth-Cholewińska.

Podstawa wymiaru to od 2007 roku niecałe 1,8 tysiąca złotych. Kwota co roku jest waloryzowana o wskaźnik wzrostu świadczeń emerytalno-rentowych.

wiadomości
gospodarka
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(1)
Rafal
10 miesięcy temu
O 400 za dużo