Stopa bezrobocia rejestrowanego w czerwcu spadła do najniższego od transformacji poziomu 4,9 proc. wobec 5,1 proc. w maju, a ostateczne dane potwierdziły wstępny szacunek ministerstwa rodziny.
Bezrobocie w Polsce jest najniższe od 32 lat. Polacy nie będą masowo zwalniani?
W ciągu miesiąca liczba bezrobotnych spadła o 32 tys. i zatrzymała się na poziomie 818 tys., co oznacza, że była najniższa od lipca 1990 r.
Ale jest też w tych danych łyżka dziegciu. Liczba ofert z pracy zgłoszonych w ciągu miesiąca spadła o 18,3 proc. rok do roku (r/r). Zdaniem ekonomistów PKO BP, czerwiec był trzecim miesiącem z ujemną dynamiką liczby zgłoszonych ofert pracy, co może wskazywać na schłodzenie popytu na pracę. Tak naprawdę jednak nie powinno to znacząco wpływać na poziom bezrobocia. Według ekspertów największego polskiego banku masowe zwolnienia Polaków mają nie dotyczyć, co jest dobrą wiadomością.
- Jednak nawet w takiej sytuacji liczba bezrobotnych przypadających na ofertę pracy, równa 8,5 jest bliska historycznym minimom. W naszej ocenie sytuacja demograficzna i kurczenie się zasobu siły roboczej sprawią, że nawet spowolnienie gospodarcze i spadek popytu na pracę nie spowoduje w Polsce zauważalnego wzrostu bezrobocia - przewidują eksperci PKO BP.
Rynek pracy jednak odczuje nadchodzące spowolnienie
Co należy podkreślić nie jest jednak tak, że krajowy rynek pracy w ogóle nie odczuje spowolnienia, które już jest widoczne w lipcowych gospodarczych wskaźnikach.
"Choć w kolejnych kwartałach nie oczekujemy znaczącego wzrostu stopy bezrobocia w scenariuszu bazowym, to wyraźne ograniczenie aktywności gospodarczej nie pozostanie całkowicie bez wpływu na popyt na pracę i na pewno ograniczy dotychczasowy trend spadkowy bezrobocia. W scenariuszu bazowym zakładamy, że na koniec 2023 r. stopa bezrobocia rejestrowanego wyniesie ok. 5,5 proc. wobec ok. 5 proc. prognozowanych na koniec 2022 r." - szacują ekonomiści Banku Ochrony Środowiska.
Pomimo tego, mają oni podobne opinie do kolegów z PKO BP. Według analityków BOŚ pomimo oczekiwanego silniejszego spadku dynamiki zatrudnienia oraz - w średnim okresie - wolniejszego wzrostu wynagrodzeń, stopa bezrobocia rejestrowanego nie wzrośnie znacząco. "Niskiej stopie bezrobocia sprzyjać będą pogłębiające się problemy demograficzne ograniczające podaż pracy i tym samym liczbę osób bezrobotnych" - komentują.
W niektórych branżach mogą się pojawić zwolnienia
Mniej optymistyczny jest w tym względzie dr Kazimierz Sedlak, dyrektor Sedlak& Sedlak. Zwracał on kilka dni temu z kolei uwagę na fakt, że czerwiec jest już drugim miesiącem z rzędu, w którym wzrost średniego wynagrodzenia w sektorze przedsiębiorstw jest niższy od dynamiki inflacji.
– Oznacza to spadek naszych realnych dochodów, czyli zamiast powiększać nasz dobrobyt, zaczynamy biednieć. Spadek dochodów może być tym większy, jeżeli weźmiemy pod uwagę wynagrodzenia w całej gospodarce narodowej, jednak dziś takich danych jeszcze nie mamy – mówił nam Sedlak.
Według niego ewentualny wzrost wynagrodzeń będzie skutkował także wzrostem kosztów pracy. W związku z tym firmy mogą mieć problemy z generowaniem wystarczających zysków, szczególnie przy rosnących kosztach produkcji.
W kolejnych miesiącach odroczonym skutkiem tych zawirowań mogą być zwolnienia w firmach. Pierwsze symptomy widzimy już w budownictwie, spadła sprzedaż mieszkań, więc w ciągu dwóch-trzech miesięcy zaczną się również zwolnienia, które następnie obejmą producentów materiałów budowlanych i wyposażenia mieszkań – przekonywał.
Jego zdaniem nakłada się na to spadek konsumpcji, eksportu i nakładów inwestycyjnych. Ekspert uważa także, że trudno jest jednak jednoznacznie określić, w jakich branżach są widoczne objawy recesji.
Jeżeli przeanalizujemy lipcowe projekcje NBP, to nie trzeba być pesymistą, aby wyciągnąć przygnębiające wnioski. Powoli powinniśmy przyjąć do wiadomości, że nadchodzi czas zapłaty za chybione inwestycje i zbyt wysokie transfery społeczne. Jak to zwykle bywa, nie władza, ale społeczeństwo będzie musiało pokryć te koszty – ocenia Kazimierz Sedlak.