a 320
/ 80.68.235.* / 2008-06-10 16:02
Codziennie jeżdżę do pracy samochodem w bardzo dużym polskim mieście. Nie zauważyłem, żeby samochodów było mniej. Nie zauważyłem również żeby kierowcy jeżdzili wolniej albo płynniej. Wszyscy wyrywają ze skrzyżowań z gazem do dechy, żeby 100 metrów dalej wciskać do oporu hamulec.
W moim 155 konnym bolidzie zmiana stylu jazdy z "polskiej kawalerii" na "europejską poprawność" to oszczędność minimum 3 litrów na setkę, czyli wziąwszy pod uwagę przejeżdżany dystans zostaje mi codziennie w kieszeni na jedno mocne piwo w osiedlowym sklepie, co w czasie mistrzostw w piłce kopanej jest wyczynem pożądanym i chwalebnym.
Mamy też pod miastem spory kawał autostrady. Jazda po niej z przepisową prędkością 130 km/h traktowana jest jako dziwactwo przewyższające nawet dziwactwo działaczy PiS.
Kierowcy Fabii, Focusów i Octawii galopują pod 160.
Spalanie 155 konnego bolidu przy 120 km/h to niecałe 6 litrów benzyny, przy 170 to 13 -14 literków, czyli przeliczając na polskie realia na trasie Wrocław - Kraków można oszędzić na niezły piwny jubel ze śpiewem, haftem i zanikami pamięci.
Czy można znaleźć lepszą motywację do oszczędzania?