Fragment 35 rozdziału książki Karola Zbyszewskiego „Niemcewicz od przodu i tyłu” z 1939
ŚWIĘTOKRADZTWO W CHLEWIKU
Wśród tygodni zmarnowanego czasu sejm miał wyskoki i rozsądnej działalności. 26-go marca szał poświęcenia ogarnął posłów. W dziesięć minut uchwalili na podatki 10% od dochodu i podwójny grosz ze starostw. Izba huknęła trzykrotnie chórem: – Zgoda! po czym rzuciła się mlaskać łapy królewskie.
Entuzjazm ten nie udzielił się podatnikom, szlachta zeznawała pod przysięgą tak małe dochody, że płaciła ledwie 3%; każdy wolał się obarczyć grzechem krzywoprzysięstwa, niż ciężarem podatków.
Wołał Niemcewicz, by się przyjrzeć Polakom w zaborach – jak tam są duszeni, wyciskani, zwłaszcza w Austrii, lepiej teraz nieco grosza dla wojska wysupłać, niż by potem obcy całą chudobę zabierali; wszyscy przyznawali mu rację i nadal nie płacili.
Spróbowano wziąć się do księży. Kublicki grzmiał:
– Dwa nieszczęścia trapią chłopków: żyd w karczmie i ksiądz w kościele!
Z reguły we wsi po jednej stronie była plebania, a po drugiej karczma; obrotniejsi proboszcze udzielali parafianom ślubu tylko pod warunkiem, że wesele odprawią nie w domu – lecz w karczmie, za co mieli dobry procent od żyda; nieboszczyka, za którego rodzina nie była w stanie uiścić komornego na cmentarzu, chowano w oborze – ksiądz go nie wpuszczał do poświęconej ziemi. Jedyną troską duchownych było napełnianie kieszeni i poza odmruczeniem paru modlitw nie poczuwali się do żadnych obowiązków.
Biskupi byli jeszcze gorsi i wierniejsi Rosji niż popy włochate. 860.000 dusz chłopskich należało do nich, biskupstwo krakowskie dawało pół miliona czystej intraty.
Sejm ustanowił deputację do spraw kościelnych; wszedł do niej Niemcewicz, który wychowany w bałwochwalczym szacunku nawet dla kucht księżowskich nie ośmieliłby się zadrzeć z zakrystianem, cóż dopiero z prałatem. Półtoraroczne obrady deputacji nie przysporzyły Polsce ani grosza na wojsko. Wydzielono biskupom dobra wolne od podatków, zapewniono im po 100.000 intraty rocznie, pochód z nielicznych zabranych majątków miał iść wyłącznie na szpitale. Ogromnych kluczy zakonnych ani tknięto.
Księża wzniecali okropny gwałt, żadnej ofiary nie chcieli ponieść dla ojczyzny; zabranie im wieprzka na armię okrzykiwali świętokradztwem; pierwsi chrześcijanie chętniej oddawali głowę pod topór, niż oni kopę siana ze swych folwarków.