Nasza historia jest bardzo skomplikowana, ponieważ trwa juz ponad 9 miesięcy. Mieszkamy w Holandii. Gdy syn mial 7 tygodni nagle cos sie stalo (bardzo napielo sie jego cialo i wydawal przerazliwy jek). Jedziemy do szpitala. Tam lekarka nie stwierdza "zadnych alarmujacych sygnalow" odsyla nas do domu. Dwa dni pozniej Wiktor zostaje przyjety na oddzial w bardzo ciezkim stanie. Po tomografii podejrzenie krwiaka. Potrzeba p[rzewiezenia do lepszego szpitala. Tam po MRI stwierdzaja krwiaka, wylew i krew w siatkowce. Trzy dni pozniej zostajemy podstepem wybawiieni ze szpitala. W domu organizacja ds pomocy dzieciom (holenderskie sluzby socjalne - rzadowe) zabiera nam dwuletnia corke, powiadamiaja, ze Wiktorka nie ma juz w TYM szpitalu.
We wniosku organizacji do sedziego, ktory dostajemy nastepnego dnia czytamy stek bzdur na swoj temat a także poza uszkodzeniami mózgu syna (ktorych w ich mniemamiu bylismy sprawcami) czytamy takze o ponad 10 zlamaniach (zagojonych) u 7 tygodniowego syna.
To w wielkim skrocie o najciezszym tygodniu w naszym zyciu.
Na wlasna reke zdobywamy pelna dokumentacje syna (trwalo to kilka miesiecy). Polscy lekarze nie stwierdzaja ZADNEGO zlamiania u syna, neurolodzy podaja inne mozliwosci powstania urazu u syna.
W Holandii nie ma polskich adwokatow, ktorzy mogliby zajac sie sprawa. Holenderscy (a mielismy juz trzech) nie umieja nam pomoc. Przez bledy lekarzy corka umieszczona byla w rodzinie zastepczej 27 dni, syn - 5 miesiecy i 13 dni!!!!!!!!!!!!!!!!!! Syn w pierwszej diagnozie lekarki mial nie siedziec i nie chodzic, po powrocie do domu nastapil szybki progres (w opinii lekarzy i fizjoterapeutki). Podejrzewamy zaniedbanie cwiczen i prawidlowej opieki nad naszym synem!
Poza polska psycholog, ktora pomaga nam na kazdym kroku nie ma nikogo, kto chcialby nam pomoc. Rowniez ambasada bardzo mozolnie wyjasnia nasza sprawa.
Prosimy o porade