zx
/ 83.16.202.* / 2006-07-05 11:57
Każdy kolejny rząd to przede wszystkim walka o stołki. Nie wiem ilu członków ma PiS ale niech to będzie 10000. Łatwo policzyć, że każdy z nich ma rodzinę i kolegów, a koledzy też mają kolegów. Kolejna jest Samoobrona też kilka tysięcy członków. I znowu kolejne rodziny i kolejni koledzy i koledzy kolegów. na końcu jest LPR partia cokolwiek niszowa ale gdy podliczyć ich z rodzinami i kolegami do kupy to też się uzbiera ładna cyfra. Z tej bardzo piebieżnej analizy widać, że stołków na prawdę potrzeba bardzo dużo i dlatego wszystkie obietnice wyborcze o ograniczeniu biurokracji należy traktować jako beletrystykę. W poprzednim rozdaniu jak ktoś chciał robić karierę to zapisywał się do SLD. Teraz zapisuje się do PiS-u, a jak ma nie dość święte papiery to do Samoobrony. Czym to się różni od PRL-u gdzie aby zrobic karierę trzeba było być w PZPR ? Chyba tylko tym, że żeby sie utrzymać trzeba co 4 lata zmieniać barwy partyjne. Ciekawe jest to, ża jakoś nie widać żeby to ludziom przeszkadzało chociaż jest to niewątpliwie jeden z czynników, który wygania naszą młodzież na emigrację. Ludzie już tak się przyzwyczaili do tego, że bycie krewnym lub znajomym królika jest warunkiem koniecznym objęcia jakiegoś ważnego stanowiska, że nikomu nie przychodzi, że można to robić inaczej na przykład oceniając kompetencje kandydatów. Poziom naszego skundlenia obrazują posty, które widziałem na jakimś forum broniące nominacji A. Kamińskiej, żony posła Kamińskiego na wiceprezesa PAIZ-u. Niektórzy nawet próbowali dorobić do tego jakieś argumenty merytoryczne chciaż cała sprawa jest dokładnie tym samym czym była nominacja Dobrzańskiego na szefa PSE w poprzedniej kadencji "...bo chciał się sprawdzić w biznesie...". Prawdę powiedziawszy po Kaczyńskich niczego dobrego się nie spodziewałem, przyznam jednak, że liczyłem, że ukrócą chciaż nepotyzm i kolesiostwo. Jak się okazuje w praktyce i te bardzo skromne oczekiwania były mocno na wyrost. Oczywiście każdy może to oceniać jak chce bo wiem, że niektórym wystarczy zastąpienie nie swoich kolegów, swoimi. Mnie jednak to nie wystarcza. Dlatego młodzi ludzie wyjeżdżając postępują bardzo pragmatycznie. Sam mówię swoim dorastającym dzieciom, że szczęścia mają szukać za granicą bo tutaj skończy się tym, że będą musieli szukać jakichś dojść, znajomości i układów, a nie po to je wychowuję i kształcę, żeby w swoim życiu były upokarzane w ten sposób.