vox
/ 2008-11-20 17:40
/
Zaklinacz Deszczu
W listopadzie 2002 w apogeum poprzedniego kryzysu deflacyjnego - wtedy wywołanego pęknięciem "spekulacyjnej bańki" na rynku Nasdaq - Bernanke wygłosił swe słynne przemówienie zatytułowane "Deflacja: co robić by 'to' nie przytrafiło się tutaj" ("Deflation: making sure 'it' doesn't happen here"). Zaprezentował w nim cały arsenał środków, który mogą zostać użyte przez bank centralny do walki z deflacyjnym kryzysem analogicznym do tego z lat 30-tych. Kluczowym w tym przemówieniu był fragment na temat tajnej broni każdego banku centralnego, czyli urządzenia znanego pod nazwą "prasy drukarskiej":
"Tak jak złoto, amerykańskie dolary posiadają wartość o tyle, o ile ich podaż jest ściśle ograniczona. Ale rząd Stanów Zjednoczonych posiada technologię, zwaną prasą drukarską (czy też jej dzisiejszy elektroniczny odpowiednik), która pozwala mu na produkowanie - przy zasadniczo zerowych kosztach - dowolnej ilości dolarów. Zwiększając ilość dolarów w obiegu, czy nawet zaledwie w wiarygodny sposób grożąc zrobieniem tego, rząd USA może w wiarygodny sposób zredukować wartość dolarów w relacji do dóbr i usług, co jest odpowiednikiem zwiększenia cen tych towarów i usług wyrażonych w dolarach. Dochodzimy zatem do wniosku, że w ramach systemu papierowego pieniądza, zdeterminowany rząd może zawsze doprowadzić do wzrostu wydatków, a więc i wzrostu inflacji".
Ktoś mógłby pomyśleć, że to deklaracja jakiegoś terrorysty fantazjującego na temat zniszczenia kapitalizmu symbolizowanego przez amerykańskiego dolara. Ale gdzież tam! To przemówienie otwarło Benowi Bernanke drogę do stanowiska szefa FED, które objął zastępując Alana Greenspana, który uprzejmie ustąpił miejsca następcy tuż przed rozpoczęciem właśnie takiego kryzysu, o jakiego pokonaniu Bernanke marzył całe swoje profesjonalne życie.