Europoseł PJN pan Marek Migalski chciał się wytłumaczyć z wpisania na listę obecności na posiedzeniu sejmowym, po czym od razu wyszedł i zainkasował za to 304 zł. Robił to dość nieudolnie, argumentem miało być spóźnienie się na pociąg do Katowic. Zauważył również że nie widzi sensu w uczestniczeniu w posiedzeniu od początku do końca, bo posłowie mają również mnóstwo innych obowiązków... to niech odda dietę jak mu tak te posiedzenia ciążą! za nie wywiązywanie się z obowiązków jako zwykły pracownik byłby po prostu zwolniony! żenada!