Marek53
/ 83.24.20.* / 2006-06-07 00:24
I w perwszej części wypowiedzi jest rozwiązanie. Komputer, papier, znaczki pocztowe, bilety lotnicze czy autobusowe, udział w zjeździe naukowym ale również szminka klowna, itd. są kosztem uzyskania przychodu.
Jeżeli twórca nie ponosi tych wydatków, bo korzysta i tak ze sprzętu np. uczelni (pomijam kwestię, że to zwykła kradzież)
to nie widzę powodu by korzystał z ulgi podatkowej, jeżeli robi to uczciwie i rzeczywiście ponosi koszty, to ma rachunki i powinien mieć możliwość odliczenia. Jeżeli jest twórcą, to nie przekracza to jego umiejętności, zwłaszcza gdy jest twórcą dzieła o ekonomii.
Wszelkiego typu ryczałty prowadzą do patologii zachwianiu konkurencji na rynku ale również zniechęcają naukowców do pracy w kraju.
Podam przykad. Mój brat pracuje naukowo w USA. Jednocześnie kieruje programem badawczym (unijnym) umiejscowionym w Instytucie w Polsce. Każdorazowy przelot i pobyt, na koszt własny oczywiście , to więcej niż 50 % przychodu, nie wspominając o komputerze, papierze, samochodzie, telekomunikacji itp. I jest tą sytuacją wkurzony, bo jego kolega na miejscu ma identyczne "koszty ryczałtowe".
Obrona ryczałtu, to obrona "świętych krów", zasiedziałej "nomenklatury" instytutowej i uczelnianej, która po raz setny powtarza ten sam wykład utrzymując absurdalne koszty osiągnięcia przychodu. Bronią go głównie ci, którzy koszty i tak już dawno przerzucili na uczelnie i instytuty i ich wcale nie ponoszą. Płacimy je my wszyscy z naszych podatków.
Ryczałt spycha na margines twórców kreatywnych i niezależnych, bo mają rzeczywiste koszty wyższe od np. wykreowanych przez media (za nasze podatki) idoli dziennikarstwa czy piosenki.