racjonalny.
/ 213.62.126.* / 2013-09-04 13:18
w PRL były jakieś plany rozwoju, plany dłuższe niż do najbliższych wyborów. 5-letnie, 10-letnie i dłuższe.
Realizowano je więc, lepiej lub gorzej, ale coś powstawało.
Państwo musiało uwzględniać potrzeby obywateli, bo ci inaczej się buntowali. Przecież wszelkie strajki nie były o "wolność" tylko o ceny kiełbasy.
Od ponad 20 lat mamy kapitalistyczny żywioł, a rządy wyszły z założenia, że rynek wszystko "magiczną ręką" ureguluje.
Przykładowo - w PRL planowano dzielnicę mieszkaniową z całą niezbędną infrastrukturą - sklepami, przedszkolami, szkołami, szpitalem, komunikacją, parkiem i terenami zielonymi, itd. Tylko miejsc parkingowych nie planowano za wiele, bo większość obywateli nie miała aut. Całe osiedle z infrastrukturą powstawało równocześnie, gdy ludzie się wprowadzali - wszystko było.
Dziś po prostu sprzedaje się grunt deweloperom, czy wydaje pozwolenie na budowę i kapitalizm ma sam wszystko uregulować. Deweloper buduje to na czym najwięcej zarobi - jak najwięcej mieszkań na jak najmniejszym kawałku gruntu. Powstają koszmarki typu osiedle wielkich bloków, bez komunikacji, przedszkoli, szkół i całej infrastruktury. Potem ludzie się sprowadzają na taką infrastrukturalną pustynię, tkwią w korkach na nieprzystosowanej sieci dróg, a część infrastruktury powoli tworzy się jako prywatna - prywatne przedszkola, prywatne szkoły, prywatne kliniki...
Oddanie wielu spraw "magicznej ręce rynku" jest de facto pozbyciem się odpowiedzialności. Władza ma równie duże przywileje co kiedyś, tyle że mniejszą odpowiedzialność. I kompletny brak długoterminowego planowania, patrzy się góra do najbliższych wyborów. Z reguły problemy za lat 5 są już problemami konkurencji.
Takie Chiny na przykład mają plany na dziesięciolecia, i faktycznie je realizują. To nie są plany na 5 czy 10 lat, a na 30 i więcej. Oczywiście, modyfikują je, ale starają się je uparcie realizować. I są już potęgą.