weres
/ 80.53.43.* / 2006-02-08 11:48
Gdyby nawet postudiowali (dzisiaj zaleca pan literaturę anglojęzyczną, wczesniej pewnie, z równą ochotą, literaturę radziecką), to pewno umieliby rozróznić parlament od partii. Nie specjalnie interesują mnie rozgrywki wewnętrzne jakiejś kanapowej partyjki, która dzięki modelowi pseudodemokracji przyjetemu w Polsce, dorwała sie do władzy. Interesuje mnie parlament i jego działalność, a nie partyjka. Dlaczego kanapowa? Bo u nas partia woidąca może składać się z przewodniczącego i kilkunastu członków, pełniacych partyjne funkcje. O wielkości partii nie decyduje ilość członków, a szum medialny. Dlatego mamy partie wielkie, a nic nie znaczące (np. Racja), i malutkie (PiS czy PO), które rzadzą tym krajem dzięki mediom. Stąd bierze się niska frekwencja wyborcza. Na kogo mam głosować, skoro i tak nikt nie będzie reprezentował moich interesów.
Podobnie jest w wyborami prezydenckimi. Mandat narodu dla Kaczyńskiego to jakieś niespełna 3 miliony obywateli. Prezydent circa 7% Polaków. Czy jest jakaś dolna granica, przy której nie można wybrać prezydenta? Niedługo dojdzie to tego, że załoga Radia Maryja i TV Twam zadecyduje o losach Polski. Nie można tłumaczyć, że nieobecni nie mają głosu, bo to bzdura. Demokracja powinna oferować takich kandydatów, którzy pociągną głosujących do urn.