Tuskolamacz
/ 89.78.5.* / 2007-12-15 16:55
13 grudnia;
Rzeczywiście, długo będziemy pamiętać tę datę. Grudzień 1981 i grudzień 2007. Niektórzy twierdzą, że nie znajdują w nich żadnych zbieżności, inni - i ci niestety mają rację - że oba grudnie są dla Polski tragiczne.
W ostatnim czasie krajowe media wręcz szaleją z radości. Przecież zbliżają się święta. Gwiazdy śpiewają, tańczą na lodzie, pensje rosną, lekarze tymczasem nie strajkują, Euro 2012 zbliża się wielkimi krokami, a w Gdańsku Tusk ma zamiar pobudować muzeum II wojny światowej.
Czy wojna zasługuje aż na muzeum? Może by raczej stworzyć muzeum martyrologii Narodu Polskiego? Tylko że młodzi Polacy jakoś dziwnie nie lubią słowa "martyrologia"...
A tu wkoło słyszymy: premier to, premier tamto, wielką uwagę dziennikarzy zaprzątają sprawy szalenie doniosłe jak choćby nowe ogniska ptasiej grypy, nadpalone auto nauczycielki jezyka polskiego czy też nerka Przemysława Salety.
Tak zwane tematy zastępcze służą jednak zwykle po to, żeby zakryć to, co naprawdę ważne. A to najważniejsze wydarzylo się właśnie w czwartek, 13 grudnia 2007 r., w Lizbonie.
Prezydent i premier wspólnie wyrazili tam zgodę na przyjęcie traktatu konstytucyjnego Unii Europejskiej, a tym samym na budowę superpaństwa europejskiego ze stolicą w Berlinie.
Co to oznacza dla Polski, nie potrzeba chyba szerzej tłumaczyć. Jeżeli dziś tak bardzo razi nas słowo "martyrologia", to przecież w najbliższy czwartek zgodzimy się na kolejną daninę krwi przyszłych pokoleń Polaków, którzy będą musieli znowu walczyć o niepodległość. I nie jest to wcale chorobliwy pesymizm ani czarnowidztwo, chociaż mniemany profesor Bartoszewski zapewne tak właśnie by to określił. Tylko że akurat w jego przypadku żadnych złudzeń chyba już mieć nie powinniśmy. A jeżeli w ogóle do tej pory hodowaliśmy jeszcze jakiekolwiek złudzenia, czas najwyższy ich się pozbyć. Może nawet jest już na to zbyt późno.