Forum Forum dla firmKsięgowość

Podatki: Wróci trzecia stawka dla najbogatszych?

Podatki: Wróci trzecia stawka dla najbogatszych?

Wyświetlaj:
guru122 / 83.30.245.* / 2012-10-11 13:08
Pogonić w końcu to całe postsolidarnościowe guano spod znaku PO PiS SP SLD PSL. Ci ludzie nie są już w stanie niczego tutaj zmienić, bo mentalnie tkwią w głębokiej komunie! Polacy obudźcie się! Zwolnijcie wkońcu tych ludzi z pracy!
Bernard+ / 83.22.126.* / 2009-07-07 19:06
Może przed dyskusją o sposobach zmniejszania deficytu budżetowego i podatkach, dobrze byłoby przeczytać jeszcze raz ten artykuł z grudnia 2005 roku
Autor tekstu: Teresa Jakubowska; Oryginał: www.racjonalista.pl/kk.php/s,4564

Nie grozi nam — w najbliższej przewidywalnej
przyszłości — podatek liniowy w księżycowej wersji
3x15% Platformy Obywatelskiej. Nawet gdyby PO zwyciężyła w
wyborach, były małe szanse na realizację tej koncepcji w
zderzeniu z twardą rzeczywistością budżetową. Oznaczała ona
stawkę procentową identyczną dla wszystkich podatników bez
względu na wysokość dochodu i identyczną dla trzech podatków:
PIT od dochodów osób fizycznych, CIT od dochodu
przedsiębiorstw i VAT płacony przez ostatecznego konsumenta
towaru. PO zjednywała tym sobie przede wszystkim ludzi o
wysokich dochodach, gdyż dla najwyżej zarabiających obniżenie
stawki z 40 do 15% oznaczało bajeczną obniżkę podatków.
Podatek liniowy wbrew temu, co nam wmawiają, w czystej
postaci istnieje tylko w Rosji (ale przedtem podatków w ogóle
nie płacono) a poza tym nigdzie się nie sprawdził, a stawiana
nam za przykład Słowacja z bezrobociem sięgającym już teraz
17% jest tego najlepszym dowodem. To niski wskaźnik
bezrobocia jest miarą sukcesu ekonomicznego państwa w o wiele
większym stopniu niż wysokie wskaźniki wzrostu, wtedy gdy ich
beneficjentem jest mała grupa najbogatszych. Gdyby Polacy
dali się tak wyzyskiwać jak 800 mln Chińczyków, to Polska też
miałaby oszałamiające wyniki makro.

Prawo i Sprawiedliwość ma koncepcję podatku od dochodów osób
fizycznych prawie liniowego, bo tylko dwóch stawek 18% do
100.000 zł dochodu rocznego i 32% powyżej 100.000 zł oraz
niewiele zróżnicowanego podatku VAT. Ta koncepcja, choć w
zdecydowanie mniejszym stopniu niż koncepcja PO, również dąży
do poprawienia sytuacji przede wszystkim podatników lepiej
zarabiających. Stawka 18%, przy likwidacji ulg, oznacza
podwyżkę realnie płaconych podatków przez niżej zarabiających
(aktualnie średnia wynosi ok. 13%). Wszyscy podatnicy
zarabiający powyżej 37.000 zł rocznie płaciliby mniejsze
podatki. I byłoby wspaniale dla niektórych podatników, gdyby
nie to, że wprowadzenie tych stawek nie jest w ogóle możliwe
bez znacznego zmniejszenia wpływu do budżetu. Trzeba wziąć
pod uwagę, że aktualnie podatnicy w drugim 30% i trzecim 40%
progu podatkowym, którzy stanowią tylko ok.4% wszystkich
podatników, dostarczają połowę dochodów budżetu z tego
tytułu. Z matematyki wynika, że w takiej sytuacji obniżenie
nawet tylko najwyższej stawki podatkowej o 8% musi oznaczać
znaczne zmniejszenie wpływów. Pani minister T. Lubińska
stwierdziła, że uszczerbek wpływów przy realizacji stawek PIT
z programu wyborczego, wyniósłby, bagatela, 6,5 mld złotych.
Jakie to smutne, że takie informacje dochodzą do świadomości
ministrów finansów dopiero po paru tygodniach sprawowania
funkcji. Albo — co jest bardziej prawdopodobne —
w programie wyborczym lansuje się obniżenie podatków dla
pozyskania głosów wyborców. Dlatego nie wydaje się możliwa
realizacja tych projektów, zwłaszcza, że na skutek swojej
socjalnej retoryki Prawo i Sprawiedliwość zwiększa wydatki
budżetu w postaci „becikowego" czy emerytur górniczych.
Już teraz widać szamotanie się rządu choćby w kwestii akcyzy
na paliwa, podatku od oszczędności bankowych czy podatku od
dochodów z giełdy, bo każdy ruch grozi zdestabilizowaniem
budżetu. Buńczuczne zapowiedzi premiera Marcinkiewicza
realizacji podatkowego programu wyborczego - na szczęście dla
nas — nie zostaną pewnie zrealizowane i żadna zmiana na
stanowisku ministra finansów na prof. Zytę Gilowską nic tu
nie pomoże. Dla wszystkich umiejących liczyć na poziomie
szkoły podstawowej sprawa jest oczywista. Chyba że —
obniżając podatki najbogatszym — rząd będzie skubał
obywateli innymi metodami. Ma ich cały arsenał.

Aktualna skala podatku dochodowego od osób fizycznych w
Polsce, wbrew temu co się nam wmawia, jest bardzo spłaszczona
i już teraz bardzo obciąża najbiedniejszych [bardzo niska
kwota wolna od podatku]. Usiłowania wprowadzenia dodatkowej
stawki 50% dla najbogatszych (powyżej 600 tys. zł dochodu
rocznego) zostały storpedowane przez prezydenta
Kwaśniewskiego [_1_]. Można było przeczytać i usłyszeć: chcą
zabrać połowę dochodów bogatym a przecież jak się zostawia
więcej w kieszeniach bogatych to i biednym jest lepiej!

Wyliczyłam, ile zapłaciłby więcej podatku ktoś, kto zarabia
650 tys. rocznie czyli od 50 tys. zapłaciłby nie 40% jak
teraz ale 50%. Otóż dziś płaci ok. 249 tys. podatku a po
wprowadzeniu nowej stawki płaciłby 253 tys. czyli 4.000 zł
więcej rocznie czyli 330 zł miesięcznie. Wzrost podatku
wyniósłby 0,6% dochodu.

Jeszcze niedawno mówiło się, że prezes Kott ma najwyższą
pensję w Polsce, bo 400.000 zł miesięcznie. Okazuje się, że
prezes Wróbel [Orlen] zarobił w roku 2004 grubo ponad 1
milion złotych miesięcznie. Myślę, że w dysproporcji
wynagrodz
Bernard+ / 83.22.126.* / 2009-07-07 19:08
Tymczasem bardziej efektywna ekonomicznie i sprawiedliwa społecznie skala podatkowa PIT powinna mieć przynajmniej 5 stawek co 10%, przy jednoczesnym podniesieniu progów. Kwota zwolniona w ogóle z opodatkowania powinna dotyczyć tylko
pierwszego najniższego przedziału podatkowego. Należałoby jednocześnie wprowadzić opodatkowanie uzależnione od ilości osób bez dochodu w rodzinie, nie tylko dla osób samotnie
wychowujących dzieci. Tej 5-progowej skali podatkowej i tak
byłoby daleko do 8, 10, a nawet 14-progowej skali istniejącej
w niektórych krajach zachodnich, a więc krajach o wysokiej
stopie życiowej, o niewielkich albo nieistniejących strefach
biedy i licznej klasie średniej. Argument, że progresywna
skala podatkowa (w przeciwieństwie do liniowego) wymaga armii
urzędników nie wytrzymuje krytyki w dobie komputerów. Trzeba
tu dodać, że obecna jednakowa stawka podatkowa dla podatnika,
który zarabia miesięcznie niewiele ponad 6.000 zł brutto i
innego z dochodami 100.000 zł brutto jest czystą patologią,
którą PiS chce pogłębić a PO chciała doprowadzić do absurdu.


Trzeba także wziąć pod uwagę nie tyle procentową wysokość
podatku, ile to, jaka kwota pozostaje podatnikowi po jego
zapłaceniu. Jest oczywiste, że nawet 10% podatek dla
człowieka zarabiającego 1000 zł, jest o wiele bardziej
dotkliwy niż 40% dla zarabiającego 100.000 zł [pozostaje mu
60.000 zł] — przy założeniu, że obaj ci podatnicy nie
płacą składek ZUS. Bo wprawdzie teoretycznie to pracodawca
płaci składki ZUS, ale przecież w jego kalkulacji obciążają
one koszt utrzymania pracownika. Mówiąc więc o podatkach od
osób fizycznych nie można pomijać parapodatków [ZUS], które
decydująco wpływają na koszt pracy zwłaszcza pracowników o
niskim uposażeniu. Przy wynagrodzeniu 1000 zł brutto składka
ZUS wynosi ponad 46% tego wynagrodzenia. Widać więc, że z
powodu ZUS już teraz mamy podatek quasi liniowy. To jest
właśnie główny problem kosztu pracy w Polsce. Składki te
mocno obciążają nisko zarabiających, stąd skłonność do
przechodzenia w szarą strefę.

Chciałabym mocno podkreślić, że podatki progresywne nie są
wcale świeżym wynalazkiem, bo już Bismarck doszedł do
wniosku, że taki system jest sprawiedliwszy i efektywniejszy.
Jednak zwłaszcza po II wojnie światowej w społeczeństwach
sytych bogaci uświadomili sobie z całą wyrazistością, że dla
spokoju społecznego — potrzebnego także bogatym —
konieczny jest większy udział bogatych w utrzymaniu państwa.
Jednak najważniejszym ekonomicznym efektem podatków
progresywnych jest fakt, że obywatelom niżej zarabiającym
pozostaje proporcjonalnie więcej pieniędzy w portfelach, co
tworzy natychmiastowy wzrost popytu masowego na dobra
konsumpcyjne a więc powoduje wzrost koniunktury, wzrost
inwestycji, zmniejszenie bezrobocia.

W przypadku obniżenia podatków osobom wysoko zarabiającym ich
popyt jest po pierwsze odsunięty w czasie, a poza tym dotyczy
dóbr luksusowych głównie z importu, inwestowania w
nieruchomości (niekoniecznie w kraju), w obligacje skarbu
państwa, wakacje itd. To, że najwyżej opłacana kadra po
zmniejszeniu podatków, nie stworzy znaczącej liczby nowych
miejsc pracy jest tak oczywiste, że nie warto o tym pisać.

Ani PiS ani PO nie mówiły wiele na temat uzupełnienia luki
wpływów do budżetu, w wyniku obniżenia podatków. Mówiło się o
obniżeniu kosztów poboru podatku, bo zwolni się 30.000
urzędników skarbowych. Jednocześnie jednak przyznaje się, że
dla najbiedniejszych trzeba będzie zwiększyć pomoc społeczną.
Boję się, że ci urzędnicy staną się potrzebni do weryfikacji
wniosków o tę pomoc. Czy w ogóle ma jakiś sens systemowe
zwiększanie ilości ludzi wymagających pomocy społecznej ?

Już lepsza była propozycja Min. Gronickiego, ale tylko w
kwestii uzupełnienia wpływów do budżetu obniżonych w wyniku
podatku liniowego, bo brał pod uwagę wprowadzenie podatku
katastralnego i opodatkowanie rolników. Podatek katastralny
— czyli opodatkowanie nieruchomości podatkiem od ich
wartości — sam w sobie jest logiczny i prawidłowy. Boję
się jednak, że byłoby to znowu sięganie do kieszeni
niezamożnych a oszczędzanie bogatych jak to jest w podatku
liniowym. Tak było przecież w przypadku akcji min. Kołodki,
kiedy pod hasłem podatku od luksusu chciano opodatkować cały
stan posiadania nawet ludzi o skromnych dochodach. Nawiasem
mówiąc podatek od zewnętrznych znamion luksusu funkcjonuje z
powodzeniem w niektórych krajach. Np. we Francji dotyczy dóbr
naprawdę luksusowych i opiera się na deklaracji własnej
podatnika określającej wartość dóbr ruchomych i nieruchomych
bez względu na ich położenie. Nasz podatek katastralny
zupełnie pominie np. posiadłości naszych obywateli za
granicą, a przede wszystkim taki podatek pomija całkowicie
dobra luksusowe ruchome.

Urzędnicy skarbowi nie wykazują też żadnej sprawności, gdy
chodzi o egzekwowanie 75% podatku od dochodów z
niewyjaśnionych źródeł. Przestępcy w białych kołnierzykach
przep
Bernard+ / 83.22.126.* / 2009-07-07 19:10
U nas także mafiosi są
rencistami mieszkającymi w rezydencjach w basenem formalnie
stanowiących własność kogoś z rodziny i i jest to jasny dowód
korupcji urzędników skarbowych. Nawiasem mówiąc egzekwowanie
tego podatku jest o wiele tańsze i może być bardziej
efektywne niż przeprowadzanie wielkich procesów sądowych
weryfikujących np. prawidłowość prywatyzacji czy
udowadniających korupcje.

Muszę jeszcze poruszyć kwestię rozdętych wydatków socjalnych
w budżecie państwa, co niewątpliwie jest prawdą, mimo braku
np. zasiłków dla wielkiej grupy bezrobotnych. Trzeba
stwierdzić, ze kolejne rządy robią bardzo niewiele w tej
kwestii. Występują tu patologie np. zasiłki pogrzebowe w
identycznej wysokości dla kloszarda i dla Kulczyka (poważna
pozycja budżetu), renty inwalidzkie także dla tych, co
mieszkają w przysłowiowych rezydencjach z basenem itd. Teraz
doszło jeszcze „becikowe" dla wszystkich matek bez
względu na dochody. Czyste szaleństwo.
Kolejne rządy, w tym ten , który miał lewicowość w nazwie,
obniżyły i dalej dążą do obniżenia podatków od
przedsiębiorstw CIT bez żadnych warunków. W ciągu paru lat
obniżono stawkę podatku z 40, następnie z 27 do 19% nawet
bankom. Ponieważ są one głównie w rękach wielkich
międzynarodowych korporacji finansowych, zwolnione z podatku
kwoty wypływają za granicę [kilka mld złotych rocznie] i jest
to ewidentna dla nas strata. A przecież przy tak kolosalnej 8
procentowej obniżce podatków powinniśmy mieć obniżone co
najmniej o parę procent kredyty. Mogłoby to stymulować
tworzenie nowych miejsc pracy, zwłaszcza przez małe i średnie
przedsiębiorstwa. Ale po co sobie zawracać głowę kredytami
obciążonymi ryzykiem skoro otrzymuje się kosztem polskiego
społeczeństwa krociowe zyski bez żadnego wysiłku i ryzyka.
Udziela się chętnie tylko kredytów hipotecznych w pełni
zabezpieczonych. Oprocentowanie depozytów też praktycznie się
nie zmieniło. W krajach odnoszących sukcesy ekonomiczne nie
ma tak niskich stawek podatków CIT, natomiast prawie wszędzie
kwoty zainwestowane są całkowicie zwolnione z podatku, przy
czym w koszty można wliczyć nawet elegancki garnitur czy
suknię jeżeli wiąże się to bezpośrednio z wykonywanym
zawodem. W efekcie realnie płacone podatki są niskie. W
Polsce państwo pozbawia się jednego z istotnych instrumentów
wpływania na tworzenie miejsc pracy. Niskie, ale automatyczne
podatki od przedsiębiorstw nie gwarantują sukcesu
ekonomicznego.

Obniżenie stawki CIT nie spowodowało istotnego wzrostu
inwestycji i zmniejszenia bezrobocia. Żeby przedsiębiorcy
inwestowali muszą mieć pewność, że znajdą nabywców na
wyprodukowane przez siebie dobra, tymczasem to nabywcy o
stosunkowo niskich dochodach przede wszystkim tworzą popyt
masowy. Przypomina się powiedzenie Henry Forda, który
wprowadzając w latach 20-tych taśmową produkcję niedrogich
samochodów mówił: „robotnicy muszą dobrze zarabiać, bo
inaczej kto będzie kupował moje samochody?" Niektórzy nasi
pracodawcy, wyzyskując pracowników, zdają się zupełnie nie
rozumieć, że podcinają gałąź, na której siedzą.

Bezpośrednie skutki obniżenia tego podatku widać doskonale na
przykładzie już przywoływanego wyżej Orlenu. Ponieważ wzrosły
zyski bez żadnego wysiłku ze strony firmy, podniesiono do
stawek astronomicznych wynagrodzenia zarządu, zwiększając tym
samym koszty. Koncern poinformował np. o wzroście swojego
zysku za I kwartał 2005 w wysokości 630,6 mln zł w stosunku
do 366 mln rok wcześniej. Doskonale współgra z tymi
informacjami wiadomość podana tydzień później o zamiarze
przeprowadzenia programu restrukturyzacji zatrudnienia i
zwolnienia 320 pracowników. Uważam, że przynajmniej powinno
się wprowadzić limit płac, powyżej którego nie można ich
zaliczyć do kosztów. W przeciwnym razie będziemy świadkami
coraz bardziej astronomicznych wynagrodzeń zarządów i coraz
niższych podatków wpłacanych do budżetu państwa przez takie
koncerny.

Jest też jasne, że pora najwyższa wprowadzić podatki
dochodowe dla towarowych gospodarstw rolnych. Także
finansowanie z pieniędzy innych podatników ubezpieczenia
społecznego milionerów-rolników, właścicieli tysięcy
hektarów, jest po prostu niemoralne. Mamy przecież
latyfundia, o których ludziom na Zachodzie nawet się nie
śniło [połowa dopłat z Unii Europejskiej trafia tylko do 6%
rolników]. Retoryka partii chłopskich, z której wynika, że
rolnik z definicji jest biedny, już dawno powinna być
ośmieszona i nie powinna wpływać na działania rządu i sejmu.


*

Najważniejszym podatkiem z punktu widzenia wpływu do budżetu
jest VAT. Liniowy 15 % VAT na wszystko zamiast dzisiejszych
stawek 3, 7 i 22% to była kolejna idea neoliberałów. Jeden
spot telewizyjny PiS-u ze znikającą z lodówki żywnością był
krótkim szkoleniem wyborców na temat liniowego VAT-u, co przy
pomocy Rydzykowych moherowych beretów ostatecznie zdecydowało
o wynikach wyborów. Jest oczywiste, że ceny żywności —
podstawowy wydatek biedaków —
Bernard+ / 83.22.126.* / 2009-07-07 19:14
Jeżeli sobie uświadomimy, że bogactwo polskich i zachodnich grup działających w Polsce powstało w ogromnej mierze z przejęcia za grosze majątku narodowego, dorobku kilku pokoleń Polaków, to widać jasno, że nie tylko względy efektywności gospodarczej, ale i zwykłej sprawiedliwości przemawiają za podatkami progresywnymi. Tymczasem trudno sobie wyobrazić,
żeby państwo, które ma być solidarne, a więc którego
podstawową rolą jest niwelowanie różnic społecznych, mogło się wywiązywać z tego zadania za pomocą proponowanych przez PiS dwóch stawek podatku od dochodów osobistych. Jest to sprzeczność wewnętrzna.
Patrząc na rozwiązania stosowane w państwach Unii
Europejskiej o wysokiej stopie życiowej widać, że mimo iż są one państwami kapitalistycznymi o gospodarce przecież
liberalnej, to są to państwa opiekuńcze. Np. trudno sobie
wyobrazić bezrobotnego bez zasiłku. W Szwecji partia, która w swoim programie wyborczym proponowałaby obniżenie podatków, nie miałaby żadnych szans. W tym sensie Szwecja jest już od dawna państwem o wiele bardziej socjalistycznym, niż była PRL, a jej wskaźniki makroekonomiczne są lepsze niż całej Unii [wskaźnik zatrudnienia ludności w wieku produkcyjnym dochodzi do 75 %, w tym kobiet 72%! podczas gdy w Polsce niewiele przekracza 50%]. Konkluzja: niskie podatki dla najbogatszych to nie jest środek na sukces ekonomiczny, a w każdym razie nie jest to metoda na obniżenie bezrobocia. Nie mogę tu nie zacytować fragmentu bardzo ciekawego artykułu Anny Delick (Krytyka Polityczna nr 9/10 r. 2005), w którym relacjonuje opinie Szwedów — niemal największych płatników netto w Unii Europejskiej per capita: „to my mamy Polakom finansować infrastrukturę, dopłacać do ich wielkiego rolnictwa, fundować stypendia dla ich młodzieży, zmniejszać ich regionalne różnice i jeszcze przyjmować u siebie do pracy ich bezrobotnych, gdy oni obniżają podatki bezpośrednie, a teraz jeszcze chcą wprowadzić podatek liniowy, czyli własnych milionerów obciążyć połową stawki podatkowej szwedzkiej sprzątaczki? To tak wygląda społeczny solidaryzm w kraju, który stworzył "Solidarność"?" Jest oczywiste, że obniżanie podatków naszym milionerom, będzie kontrargumentem za każdym razem, kiedy Polska będzie się upominała o pieniądze z Unii Europejskiej. Najwybitniejsi ekonomiści świata nie mają wątpliwości, że sukces ekonomiczny jest ściśle związany z solidaryzmem społecznym, którego wyrazem są mocno progresywne podatki a co za tym idzie mocno rozwinięty popyt masowy ludzi średnio i nisko zarabiających. Jeremy Rifkin w swojej książce The European Dream dowodzi, że przyszłość świata, jeżeli chcemy, żeby jak najwięcej ludzi partycypowało w jego dobrach i cieszyło się dobrą jakością życia, należy do państwa opiekuńczego typu europejskiego, także ze względu na jego większą efektywność ekonomiczną. Dowodem na to są wskaźniki makroekonomiczne Unii Europejskiej, lepsze niż gospodarki USA, zwłaszcza, że część danych statystycznych była w USA wytworem „kreatywnej księgowości". Ogłosił więc
odejście w cień „american dream", w którym każdy
człowiek odpowiadał za swój sukces życiowy i nie oczekiwał żadnej pomocy państwa. Jest oczywiste, że w takim systemie zawsze spora część społeczeństwa jest zmarginalizowana i tworzy systemowy „odpad" ze wszystkimi tego konsekwencjami jak przestępczość, konieczność utrzymywania przez podatników rozbudowanego sądownictwa, więziennictwa i licznej drogo wyposażonej policji itd. Dwa miliony więźniów w
amerykańskich więzieniach są tego najlepszym dowodem.
Kto wie, czy nowy polski rząd nie idzie tym samym tropem
zmniejszając wydatki budżetu roku 2006 na informatyzację a zwiększając na więziennictwo? koniec cytatu z 2005 roku.
Az dziw, że po 3,5 roku i zmianie rządów mamy nadal te same problemy tylko jeszcze bardziej dotkliwie odczuwane.
ha,ha,ha.... / 83.8.72.* / 2009-07-07 08:30
A czym w ogóle jest ubezpieczenie zdrowotne????,przecież zakładając,że przez cały okres np.35 lat zatrudnienia nie chorujemy i nie korzystamy z renty ,to przecież nikt tych składek nam nie wróci ....ba,nawet nie dopisze do składki emerytalnej .....to kolejny ukryty podatek pod nazwą "ubezpieczenie zdrowotne".sa to pieniądze na utrzymanie .........
mat3421 / 91.193.211.* / 2009-07-06 17:56
Szczerze nie rozumiem. Niech ktoś mądry mi wyjaśni jaka byłaby różnica między podwyżką podatku dochodowego, a podwyżką np. VAT-u? Chodzi o różnicę dla szarego, zwykłego obywatela.
Jeśli podwyższymy podatek dochodowy, to będziemy mieć niższe dochody i mniej kupimy. Jeśli będzie wyższy VAT, to towary będą droższe i też kupimy ich mniej. Więc moim zdaniem wyjdzie na to samo.
Głównym powodem, dla którego rząd nie chce podnosić podatków bezpośrednich, jest chyba to, że nie są one popularne, a w takim VAT łatwiej przemycić podwyżki...
Elendir / 2009-07-06 22:33 / Łowca czarownic
Budżet potrzebuje dochodów. Dochody są od obywateli i od firm. Nie cały VAT firmy przerzucą na ludzi (mam na myśli tych szarych).

Ale w sumie kasa to kasa, a tej brak.
teraz POland / 212.244.186.* / 2009-07-06 16:25

Rząd szuka rozwiązań najmniej bolesnych dla ludzi. Ale w tej chwili trudno rozstrzygać, czy to będzie VAT, akcyza, czy inne podatki pośrednie

Mamy zatem dwa rodzaje podatków. To ekonomiczna nowość. To samo 100 zł może być wyciągniete z naszej kieszeni raz w sposób bolesny, a innym razem w sposób wywołujący euforię. Rząd oczywiście nie zamierza zadawać nikomu bólu i będzie wybierał tylko ten drugi sposób. Jak wspaniałe perspektywy otwiera taki podział podatków ...
zosia4 / 83.31.34.* / 2009-07-07 12:09
Szkoda tylko że nie możemy odebrać pieniędzy wyprowadzonych z Polski brak to brak, uważam że można powyższyć vat na żywności pod warunkiem dania najmniej zarabiającym ulgę podatkową nie 500 zł ale 3,000,00 - 4000,00 zł wtedy pieniążki zapłacą średnio i najlepiej zarabiający
trazea / 77.113.116.* / 2009-07-08 08:13
ok, ale tylko najlepiej zarabiający posiadają prawa wyborcze. coś za coś, albo Palacio de la Moneda

Najnowsze wpisy