Od smoleńskiej tragedii minął już cały rok. Czy dzisiaj mamy poczucie, że zrobiliśmy wszystko, co należało, by dojrzale przeżyć żałobę i wyjaśnić możliwie wszystkie okoliczności tej tragedii? Obawiam się, że odpowiedź brzmi "NIE". W najważniejszych sprawach mamy swoistą "pewność", że nadal niewiele wiemy. Wiemy, że polski rząd nie zapewnił polskim śledczym dostępu do podstawowych materiałów i informacji niezbędnych do prowadzonego postępowania. Mamy prawo przypuszczać, że wyjaśnienie okoliczności katastrofy nie jest dla polskich władz celem tak ważnym, jak polityczne pojednanie z prezydentem i premierem Rosji. Czujemy, że jesteśmy manipulowani medialnym "wrzutkami". Mamy też powody sądzić, że pamięć o ofiarach tragedii smoleńskiej nie jest przedmiotem szczególnej troski rządzących, a polityka pamiętania i zapominania podporządkowana jest selektywnym kryteriom użyteczności dla interesów ich partii politycznych.
Czego nadal nie wiemy - kilka pytań z b. długiej listy
- Nie wiemy, dlaczego były wątpliwości co do godziny katastrofy.
- Dlaczego po przedstawieniu opinii publicznej końcowego raportu MAK nadal nie możemy przetransportować do Polski wraku naszego samolotu oraz naszych czarnych skrzynek.
- Nie wiemy, dlaczego minister Kopacz wprowadziła nas w błąd, opowiadając o szczegółowym przesianiu przez rosyjskich śledczych ziemi w miejscu katastrofy.
- Nie wiemy, dlaczego wyniki pobytu polskich archeologów na smoleńskim lotnisku są objęte klauzulą ścisłej tajemnicy.
- Nie wiemy, gdzie podziało się 40% szczątków wraku samolotu
- Nie wiemy, dlaczego nastąpiło tak wielkie rozdrobnienie i rozkład szczątków samolotu w miejscu katastrofy, niespotykane w innych katastrofach lotniczych, gdzie wykluczono ingerencję osób trzecich
- Nie wiemy, dlaczego ostatnia faza lotu prezydenckiego samolotu przebiegła tak gwałtownie, stając się już spadaniem, a nie lotem
Najnowsza, podana przez prokuratora generalnego informacja, że "zamachu na pokładzie nie było", a polscy prokuratorzy wojskowi zakończyli badanie tego wątku, zaskakuje. Z doświadczeń śledczych badających katastrofę Pan Am 103 w Lockerbie wynika, że bez badania wraku wszelkie ustalenia w tej kwestii mogą mieć co najwyżej charakter wstępny. Ani wraku samolotu, ani czarnych skrzynek, ani wyników sekcji zwłok polska strona nie posiada. Pytam nie tylko o to, dlaczego ich nie ma, ale także o to, jak możliwa jest w tych okolicznościach "pewność" w kwestii zamachu.
Na "wrzutki" o wyraźnie propagandowym charakterze składają się m.in. opowieści o czterokrotnym podchodzeniu pilotów do lądowania, o nieznajomości języka rosyjskiego przez kpt. Protasiuka, o siedzącym przy sterach samolotu gen. Błasiku (przypominam informacje szkalujące generała ujawnione w raporcie MAK), o naciskającym prezydencie (wzmocniono te "wrzutki" napisaną po dwóch latach notatką pilota z pamiętnego rejsu do Gruzji), o kłótni gen. Błasika z kpt. Protasiukiem na płycie warszawskiego lotniska. Cytowano zdania, które w rzeczywistości nigdy nie padły z ust pilotów ("jak nie wyląduję to...", czy też "patrzcie, jak lądują debeściaki..."). Wszystkie te "wrzutki" okazały się nieprawdziwe!
Polskim widzom publicznej i komercyjnej telewizji pokazano jeden dokumentalny rosyjski film o okolicznościach katastrofy, chociaż powstało już kilka świetnych polskich filmów autorstwa - dziwnym zrządzeniem losu - dziennikarzy wyrzuconych z publicznej telewizji. Wśród coraz liczniejszych, mniej i bardziej wiarygodnych książek poświęconych katastrofie pojawiła się także ta szczególna, przedstawiona czytelnikom "Naszego Dziennika" przez Zuzannę Kurtykową, która spełnia wszystkie kryteria publikacji inspirowanej przez służby specjalne. Autor tej książki ukrył się pod pseudonimem, a okładka zawiera liczne elementy sugerujące, że jej wiarygodność potwierdzają Ojcowie Paulini z Jasnej Góry. Trochę tego sporo, jak na wolny i demokratyczny kraj.
Wiemy też niestety, że polski rząd nie wywiązał się z obowiązku zapewnienia polskiej stronie możliwości pełnego i równoprawnego udziału w śledztwie. Nie wykorzystał pierwszej rosyjskiej propozycji i zgodził się na niekorzystną dla Polski konwencję. Nawet po opublikowaniu raportu MAK okazał się niezdolny do reakcji oraz skłonienia rosyjskiej strony do przekazania polskim śledczym wraku samolotu i czarnych skrzynek. Nie znalazł też dość politycznej siły i determinacji, by zapewnić polskim archeologom możliwość wyjazdu tuż po katastrofie i zezwolić im na relację z prac po powrocie. W Polsce najwyraźniej obowiązuje rosyjska tajemnica śledztwa. Nie wiemy także, na ile konsekwentnie polski rząd i polska komisja badająca okoliczności katastrofy domagały się wyjaśnienia przyczyn niszczenia wraku samolotu, co dzięki wyrzuconym z telewizji publicznej dziennikarzom mogliśmy zobaczyć w programie, którego też już dzisiaj w telewizji publicznej nie ma.
Nawet jeśli tragedia smoleńska nie była z