Bernard+
/ 83.22.87.* / 2009-04-10 16:13
Największą bolączką pracy w instytucjach finansowych jest to, że pracę polegającą na sprzedaży ubezpieczeń i innych tak zwanych "produktów" finansowych od kilku już lat, każdy uczciwy człowiek musi wykonywać pozostając w ciągłym konflikcie ze swoim sumieniem. Konflikt polega na tym, że sprzedający wie, jaki kit wciska klientowi a musi udawać, że robi mu przysługę i doradza niby to, co będzie najlepsze dla klienta, podczas gdy przełożeni wymagają a od tego jak te wymagania sprzedawca spełni zależy jego wynagrodzenie prowizyjne, aby oferował i przekonywał potencjalnych klientów do kupienia tego, co jest najlepsze dla firmy ubezpieczeniowej czy dla firmy zarządzającej funduszem emerytalnym lub inwestycyjnym. Tymczasem, jeżeli coś jest korzystne dla tej strony transakcji, która bierze pieniądze to nie może to samo być korzystne dla drugiej strony, która ma dać pieniądze będąc wprowadzona w błąd, co do istoty tego, co w zamian rzeczywiście dostaje. Bo przykładowo, gdy zajdzie zdarzenie objęte ubezpieczeniem u 95 % klientów następuje duże rozczarowanie, gdy porówna to, co otrzymał z tym, co obiecał sprzedający umowę.
Również, gdy jako klienci funduszu inwestycyjnego porównamy po kilku latach nie kryzysowych ile wzrosły nasze aktywa z tym, jaką prowizję pobrał zarządzający i ile mielibyśmy na koncie gdybyśmy systematycznie zakładali lokaty terminowe lub kupowali obligacje skarbowe to widzimy, jakimi byliśmy frajerami wierząc w zapewnienia sprzedawcy umów o zarządzanie oszczędnościami, które okazały się umowami o okradanie klientów za ich zgodą. Podobnie z książeczkami mieszkaniowymi, polisami posagowymi, indywidualnymi kontami emerytalnymi czy ubezpieczeniem grupowym na życie. Obecny kryzys uzmysłowił tym, którzy jeszcze sami nie odkryli tego wcześniej, że marketing i reklama to sztuka naukowego oszukiwania klientów a łatwo jest w mówić społeczeństwu wychowanemu w warunkach realnego socjalizmu, że kapitalizm to będzie taki jak na reklamach z udziałem gwiazd filmu i telewizji. Ale minęło 20 lat i już coraz mniej jest naiwnych do oszukania, dlatego tak trudno będąc uczciwym wykonywać pracę polegającą na zawodowym wprowadzaniu klientów w błąd. Bo szefowie wiedza, że aby zarobić milion dolarów dziennie trzeba codziennie oszukać milion klientów na jednego dolara sprzedając im marzenia i wyobrażenia z filmów fabularnych produkcji Hollywood zamiast uczciwą umowę o świadczenie usług finansowych, ubezpieczeniowych lub brokerskich. Sam fakt nazywania agentów ubezpieczeniowych lub pośredników kredytowych doradcami klienta to już pierwsze wielkie oszustwo. Godząc się na pracę na stanowisku, którego sama nazwa jest już kłamliwa, co do rzeczywistej roli tego stanowiska musimy być ludźmi, którzy godzą się na to, aby zawodowo oszukiwać i stale doskonalić tą umiejętność oszukiwania, którą dla odwrócenia uwagi oszukiwanych nazywa się marketingiem, reklamą, PR i temu podobnie. Dla mnie to właśnie było powodem rezygnacji z pracy w tej branży, która ciągle wymagała abym okłamywał klientów, bo mówiąc prawdę nie można sprzedać klientom tych najbardziej dochodowych "produktów finansowych”, na których jest największy zarobek sprzedawcy. A właśnie sama nazwa umowy o kredyt np. wiosenny, świąteczny, lub umowa super lokaty i nazywanie tych umów produktami jest stałym i bezczelnym kłamstwem. Bo tak naprawdę kredyt czy pożyczka wiosenna, wakacyjna czy świąteczna niczym się nie różnią poza hasłami reklamowymi, sloganami i kolorystyką reklam. Takie działanie jest tak samo wkurzające osoby rozumne, co nieustająca trwająca cały rok reklama coca coli nazywana uparcie i kłamliwie promocją.
Ale naiwnych ciągle nie brakuje, bo przecież stale rodzą się nowi.