Dowód mam na to taki, że w sztabie wyborczym Jarosława Kaczyńskiego, w którym pracowałem, taka debata się odbywała. W ramach tej debaty były podejmowane decyzje i były one też wykonywane zarówno przez partię jak i kandydata" - powiedział.
Dowód kiepski, bo dotyczy sytuacji egzotycznej, niemal wojennej, stanu wyjątkowego. Od którego zresztą prezes już się odcina i wraca do "normy".