Bernard
/ 83.30.64.* / 2006-03-07 11:14
Sądzę, że problem jest sztucznie rozdmuchiwany. Kobiety rodzą dzieci i w zdrowych rodzinach po urodzeniu dziecka małżonkowie decydują wspólnie, co dalej czy dziecko do żłobka lub babci czy w domu zostaje żona czy mąż, bo mniej zarabia. Jeżeli większość zadecydowała, że dzieckiem opiekuje się żona to więcej kobiet ma przerwę w wykonywaniu zawodu a to skutkuje mniejszymi zarobkami. Co nie oznacza krzywdy dla kobiety, bo i tak dobrze funkcjonująca rodzina zaspokaja swoje potrzeby ze wspólnych dochodów. Z kolei kobiety, które nie mogą liczyć na ojców w ponoszeniu kosztów utrzymania swoich dzieci skazane są na dorabianie na drugim etacie. Ale przecież wielu ojców większej ilości dzieci również to robi. W wielu krajach statystycy doliczają kobietom do czasu pracy czas na prowadzenie gospodarstwa domowego a mężczyznom nie doliczają, bo podobno my nic w domu nie robimy. Za dużo tu jest dążenia do narzucania wszystkim jednego modelu rodziny, w którym wszystkie zadania wykonywane są idealnie po równo przez mężczyzn i kobiety. A co ma zrobić mój kolega, który ma hobby polegające na pieczeniu ciast i nie pozwala nikomu ani matce ani żonie, aby robiły to za niego? A z kolei znam panią, która za nic w świecie nie pozwoli grzebać mężowi pod maską samochodu, bo skończyła studia w zakresie budowy i eksploatacji silników spalinowych i to jest jej hobby. A w pracy nie może tego robić, bo siedzi w biurze urzędnika od ochrony środowiska. Nie dajmy się zwariować Bóg nie stworzył kobiety i mężczyzny idealnie jednakowymi tylko uzupełniającymi się, więc równość wobec prawa nie oznacza konieczności pełnienia zawsze tych samych ról w rodzinie i w społeczeństwie. Dziecko potrzebuje ojca i matki brata i siostry a nie dwojga mamotatów i siostrobrata