idk
/ 88.156.87.* / 2007-08-13 13:13
Winiecki (nie ośmielę się tego człowieczka nobilitować zwracając się per "pan") ma rację, jeśli chodzi o niezbędność prywatyzacji szkolnictwa. Ma rację, gdy mówi, że pluralizacja rynku edukacji jest konieczna ze względu na korzystność systemu, w którym ma szansę wygrać lepszy model kształcenia, a gorszy upada.
Dotychczasowa sytuacja oznacza pauperyzację nauczycieli, skazanie dzieci na schematyczne umodelowanie mózgownic. Wszystko prawda, ale...
Po pierwsze, pomysł bonów edukacyjnych to żałosny wykręt quasi-rynkowców, takich jak Winiecki - próba upchnięcia w budżet państwa czegoś, co ma pozory majątku prywatnego. Bony, OCZYWIŚCIE, są państwowe - rozdawane przez państwo i refinansowane przez państwo. Dają rodzicom wybór żebraka: bierz, niech ci się wydaje, że masz kontrolę. Poślij dziecko do naszej szkoły, zatwierdzonej przez państwo, z państwowym programem. Bony są za darmo i za darmo jest edukacja. Jak w socjalizmie, ale z ludzka twarzą. I takie coś oferuje Winiecki.
Druga sprawa, to nie kwestia merytorycznej cienizny autora, ale jego stosunku do ludzi. Pogarda, pogarda i jeszcze raz pogarda. Wszystkich "zwykłych sympatyków" PiS jednoznacznie zaszufladkował: "początek rozsądny, lecz koniec żałosny"; "za nic w świecie nic nie wchodzą im do głowy zasady ekonomii". Podobnie traktuje czytelników, np. wtedy, gdy musi wyjaśnić żałosnemu idiocie, który czyta jego teksty, kim jest "człowiek PiS-ujący".
Winiecki w swoich tekstach uwielbia pluć na wredny i głupi PiS oraz wszystkich PiSiaków, godnych pogardy, zepsutych i głupich. Ale jego własne propozycje sa przynajmniej słabe, jeśli nie fałszywe po prostu.