realista
/ 79.190.209.* / 2015-09-09 10:21
Kilka lat temu Dolnośląska Izba Lekarska przeprowadziła badanie długości życia lekarzy. Średnia wieku zmarłych lekarzy i lekarzy dentystów obliczona z lat 2001-2009 wyniosła 68,5 lat (średnia długość życia dla mężczyzny na Dolnym Śląsku – 70,4 lat), a kobiet lekarzy – 68,7 lat (średnia długość to 79 lat). Okazało
się więc, że lekarze z tego regionu żyją prawie 2 lata krócej niż ich pacjenci, a lekarki o ponad 10 lat krócej od swoich pacjentek! W USA średnia długość życia lekarzy, jaką przed około 10 laty podało naukowe czasopismo American Journal of Preventive Medicine, była dłuższa niż średnia życia przeciętnego obywatela. Statystyczny lekarz w USA żył 73 lata, czyli prawie 3 lata dłużej od statystycznego Amerykanina. Również wyniki badań przeprowadzonych w Wielkiej Brytanii pokazały, że lekarze żyją statystycznie aż o 8 lat dłużej od pracowników wykonujących prace fizyczne, takich jak pracownicy budowlani i sprzątacze. Jak tłumaczyli badacze – dłuższy czas życia wynikał z większej świadomości zdrowotnej lekarzy i wcześniejszego reagowania na niepokojące sygnały dotyczące ich zdrowia.
Dlaczego więc lekarze w Polsce żyją krócej? Na pewno nie wynika to z mniejszej świadomości zdrowotnej, bo wiedza, jaką posiadamy, nie odbiega od wiedzy naszych kolegów z innych państw. A może zbyt dużo pracujemy i częściej ignorujemy sygnały, które daje nam nasze ciało, bo nie mamy czasu na zajęcie się sobą, goniąc z dyżuru na dyżur albo ze szpitala do poradni czy gabinetu? A potem jest już za późno, by pewne rzeczy naprawić.
Wydaje się, że odpowiedź na postawione wcześniej pytanie można właśnie znaleźć w raporcie Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD) z 2012 roku, dotyczącym ochrony zdrowia. Pod względem liczby lekarzy w przeliczeniu na 1000 obywateli wśród 34 krajów należących do OECD jesteśmy na szarym końcu. Za nami znajdują się jedynie Chile, Meksyk, Korea i Turcja. W Polsce na 1000 mieszkańców przypada 2,2 lekarza. U naszych sąsiadów Niemców – 3,7, a w Grecji – aż 6,1! Kiedy na statystycznego polskiego lekarza przypada 454 potencjalnych pacjentów, to na lekarza z Berlina już tylko 270, a na kolegę Greka niespełna 164! Nic dziwnego, że jesteśmy przepracowani i wcześniej umieramy, żyjemy w wielkim pośpiechu i w coraz większym stresie. Jesteśmy też dużo bardziej obciążani obowiązkami administracyjnymi i straszeni coraz to nowymi karami nieadekwatnymi do często nieumyślnych przewinień (np. błędne określenia stopnia refundacji leku) niż nasi greccy czy niemieccy koledzy.