warren buffet
/ 2008-06-20 11:33
/
10-sięciotysiącznik na forum - LIDER rankingu
Krach nieruchomościowy. Czy trzeba się bać?
Paweł Skawiński
2008-06-18, ostatnia aktualizacja 2008-06-19 15:16
Czy trzeba się bać krachu?
Fot. AG
Czy trzeba się bać krachu?
Fot. AG
Spadają ceny mieszkań i domów. Raty kredytów duszą właścicieli nowych, nagle tracących na wartości mieszkań. Spadają zyski firm budowlanych, indeksy giełdowe, za tym idzie recesja i wzrost bezrobocia. Taki dramat spotkał niedawno USA i Hiszpanię - dwa kraje, które uwierzyły, że dobra koniunktura na mieszkania może trwać wiecznie. Właśnie okazało się, że po raz pierwszy od lat w Polsce rośnie liczba bankructw firm budowlanych. Czy to początek domina i powtórka czarnego scenariusza w Polsce?
Budownictwo, nieruchomości
- Wczoraj dostałam pismo z banku. Piszą po prostu, że mój dom idzie na licytację - raty urosły tak mocno, że nie mam wyboru - takie opowieści jak ta, której Pamela Dorsey, mieszkanka miasteczka Inglewood w Kalifornii przedstawiła radiu BBC, nie są w USA rzadkim przypadkiem. "Największy kryzys jaki pamiętają żyjący" - czyli amerykańskie problemy z "subprime mortgage" i spadkiem wartości nieruchomości, dotknęły już miliony ludzi. Czy Polacy mogą doświadczyć podobnej traumy?
W XXI wiek Amerykanie wchodzili z optymizmem. Alan Greenspan, ówczesny szef banku centralnego FED, obniżał stopy procentowe, taniały więc pożyczki, a wraz z nimi, w zadziwiającym tempie, rosła zdolność kredytowa amerykańskich rodzin. Niezależnie od dochodów zawsze znajdował się jakiś pożyczkodawca, skłonny podać pomocną dłoń. Już prawie każdego było stać na własny, wymarzony biały domek na przedmieściach.
Zdawałoby się, że statecznej Europie nie grozi szaleństwo na podobną skalę. Ale spójrzmy na Hiszpanię. Przez 14 lat należała do najszybciej rozwijających się gospodarek w Europie. Budowano tam co roku więcej mieszkań niż w Niemczech i Włoszech razem wziętych. Ten wzrost Hiszpanie zawdzięczali m.in. Niemcom i Brytyjczykom, których porwała wizja własnego domku pod gorącym hiszpańskim słońcem.
Hiszpanie pławili się w efektach gospodarczej prosperity aż do ubiegłego roku, kiedy po 14 latach wzrostu cen nieruchomości bańka w końcu pękła. Od razu w górę ruszyła inflacja, a bezrobocie wzrosło o 2,3 procenta w ciągu zaledwie jednego miesiąca, kiedy pracę straciły dziesiątki tysięcy pracowników firm budowlanych i współpracujących z nimi producentów i usługodawców.
Spadek cen nieruchomości dotkliwie uderzył po kieszeni ludzi, którzy wierzyli, że wzrost gospodarczy będzie trwał wiecznie. Teraz nie mogą ani sprzedać, ani spłacić przewartościowanych nieruchomości, bo rynkowa cena kupionej na kredyt nieruchomości spadła poniżej wartości zaciągniętej pożyczki. Kredytobiorca nie może uwolnić się od długu nawet sprzedając posiadane mieszkanie lub dom.
Akcje hiszpańskiego dewelopera Astroc poleciały w dół aż o 60 proc. Właściciel firmy Enrique Banuelos, który miał stać się hiszpańskim Abramowiczem, z dnia na dzień wyleciał z listy multimiliarderów miesięcznika Forbes. "Kraj ma za dużo nieruchomości, domy są ponad miarę zadłużone, a deweloperzy wciąż budują" - tak analitycy z Lombard Street Research opisali hiszpańską bańkę.
Czy tak może być w Polsce?
W przebiegu kryzysu nieruchomościowego można wymienić kilka typowych elementów. Najpierw stagnacja i obniżki cen mieszkań i domów. Później można się spodziewać reakcji giełdy. Firmy budowlane są raczej obowiązkowym walorem w portfelach inwestorów giełdowych, więc prawie wszyscy tracą. Kłopoty firm budowlanych oznaczają zwolnienia. Osoby, które kupiły mieszkania w szczycie "szału zakupów" tracą nawet połowę zainwestowanych pieniędzy i mają problemy ze spłatą rat kredytowych. Ludzie ograniczają konsumpcję i spada produkcja w innych branżach. W stanie gospodarczej stagnacji, lub nawet recesji w końcu zaczyna rosnąć bezrobocie.
Czy taki czarny scenariusz może się spełnić u nas?. Właśnie firma ubezpieczeniowa Euler Hermes opublikowała raport o polskim rynku nieruchomości. Twierdzi, że bańka nieruchomościowa powoduje już bankructwa mniejszych firm budowlanych.
- Zahamowanie wzrostu cen mieszkań oraz nieuwzględnienie - zwłaszcza przez nowych inwestorów - wyższych niż prognozowane wzrostów cen materiałów, energii i robocizny spowodowało kłopoty z płynnością finansową. Uderza to przede wszystkim w mniejsze firmy wykonawcze - tłumaczy Tomasz Starus z Euler Hermes.
Raport wskazuje, że w pierwszym kwartale 2008 roku liczba sądowo zakończonych upadłości firm budowlanych wzrosła o 80 proc. w stosunku do roku ubiegłego! Przez lata upadłości co roku było mniej.