MSMAXXIS
/ 84.148.238.* / 2006-03-28 18:28
Dlaczego w Polsce zawsze zmiany wprowadza sie przez zakazy i nakazy? Czy nie mozna pojsc sladem rozwinietych demokracji zachodnich i wprowadzac zmiany poprzez uswiadamianie klientow, a nie poprzez ograniczanie wolnego rynku i zakazywanie korzystania klientom z tych uslug, ktore preferuja? Konkurencyjnosc wolnego rynku doskonale wplywa na cene i jakosc uslug bankowych i ktos (GINB?) to chce teraz zmienic (tak aby "ktos inny" mogl wiecej zarobic kosztem klientow).
Przyklad wlasny: 2,5 roku temu bralem kredyt mieszkaniowy w walucie i marza wynosila 3% (po negocjacjach). Teraz ponownie sie staram i w promocji dostaje 1%, a o marzy ponad 2% rzadko kto mowi (powyzej 2,5% praktycznie nikt), bo nie mialby szans na sprzedanie swoich kredytow.
Co z osobami, ktore pracuja za granica i zarabiaja w obcej walucie (a coraz wiecej Polakow jest w takiej sytuacji)? Dla nich ryzykiem jest branie kredytow w zlotych, wiec w takich wypadkach zastosowanie obwarowan nie ma sensu, czyz nie?
Kolejna kwestia - skoro Polska jest w UE od jakiegos czasu, czemu polskie banki udzielajac kredyt np. w CHF nie mialyby pozyczyc tych samych kwot w tej samej walucie od bankow europejskich (wg dobrze znanego LIBORu)? Wtedy banki nie ponosza ryzyka z powodou wahan kursow, wiec nie ma mowy o ryzyku destabilizacji systemu bankowego z tego powodu. Oczywiscie, ryzyko ponosi klient zarabiajacy (w innej walucie niz waluta kredytu), ale czyz nie jest jego wyborem i prawem podjecie decyzji o tym? Dlaczego ktos (GINB) ma decydowac za mnie (klienta) co jest dla mnie dobre a co nie? Moze od razu posunmy sie do zakazu handlu opcjami, a nawet akcjami, poniewaz klient nie powinien byc narazony na straty... Albo pozwolmy mu handlowac tylko akcjami, ktore wahaja sie max o 1%? Taki pomysl wydalby sie dla wiekszosci ekonomistow bynajmniej irracjonalny. A co z cala rzesza ludzi, ktorzy potrafia liczyc swoje dochody, oszczednosci i dbac o inwestycje, ale musza placic wiecej za uslugi, poniewaz "tak stanowi prawo"?
Przykro mi, ze wracamy ponownie do czasow "centralizacji" i "decyzyjnosci odgornej" jak za czasow PRL, gdzie zasady wolnego rynku nie mialy znaczenia, a potrzeby klientow rozpatrywane byly na szarym koncu. Czy do tego dazy GINB?