Anzai
/ 83.26.219.* / 2007-06-13 16:38
To czy p. Wałęsa był, czy też nie był "agentem" interesuje mnie tylko w odniesieniu do krótkiego przedziału czasowego, t.j. na kilka dni przed rozpoczęciem strajku w stoczni ("Sierpień 1980). Wówczas to mało znany elektryk, w wywiadach dla zachodnich stacji tv, przepraszająco wyjaśniał, że chodziło tylko o protest przeciwko wyrzuceniu z pracy p. Walentynowicz, i o podwyżki płac (wcześniej podniesiono ceny kiełbasy i alkoholu, a zapomniano o podwyżkach). W kolejnych wywiadach ten sam elektryk dziwił się, że do strajku przyłączyli się koledzy z innych wydziałów, a protesty w krótkim czasie objęły cały kraj. Gdy po kilku tygodniach ten sam, ale już słynny elektryk, zaczął przedstawiać się jako opatrznościowy mąż stanu, który wszystko przewidział i zorganizował, zrozumiałem, że mógł być on agentem: KGB, SB, Mossadu, Stasi, CIA, i innych pomniejszych organizacji, nie licząc prowadzących go: Michnika, Kuronia, Moczulskiego, a nawet zwykłego obywatela PRL. Takie bowiem były to czasy, że gdyby nie było "elektryka", to trzeba by było go wymyślić. A więc go wymyślono, i od tej chwili jest wesoło...