Warto zpaytać kiedy Polska uważająca się za kraj ludzi światłych i zawsze mądrych przestanie być jednym z nielicznych na Świecie gdzie przy organizacji oświaty konstytucyjnie "bezpłatnej" określa się
minimalną a nie MAKSYMALNĄ liczbę dzieci jaka może być nauczana w jednej klasie?
Mało kto wie, że niektóre samorzady w pogoni za oszcednościami wprowadzają (tolerują oszczedności dyrektorów szkół którym nie zapewniaja odpowiedniej ilości środków finansowych) tzw. "nauczanie łączone" czyli w skrócie - jeden nauczyciel, jedna duża sala, kilka klas, a nawet dwa przedmioty !!!

Nic dziwnego jak prezerwatywy się rozdaje za darmo a za chleb trzeba słono płacić.

w 1990 roku do szkół uczęszczało 7,5 miliona uczniów. Dziś jest ich o 25 procent mniej. Dla gmin oznacza to niższą subwencję oświatową

i mniejsze wydatki budżetu. Bo przecież wysokości subwencji per capita nie wolno zwiększyć , gdyż to mogłoby polepszyć warunki nauczania. W latach 70-tych XXw. szkoły "pracowały" na trzy zmiany a odpowiedzialni za oświatę utyskiwali że młodzież musi się uczyć w przepełnionych klasach. Teraz gdy niż demograficzny umozliwiłby tworzenie godziwych warunków nauczania redukuje się liczbę oddziałów szkolnych tak by znowu dzieci mogly gnieść się po trzydzieści parę w jednej klasie.
Kiedy Bóg chce kogoś zniszczyć na początek odbiera mu rozum. Chyba Pan Bóg pogniewał się na Polaków.