Sprawa z Gowinem i jego wystąpieniem przed głosowaniem projektu PO, oraz zachowanie i sposób głosowania "frakcji konserwatywnej" PO pachnie raczej jakąś ustawką. Zyskał na tym Tusk - mógł wygłosić bezkosztowo "hisotryczne" przemówienie popierające nie tyle związki partnerskie, ile skierowanie ustawy do prac w komisji, widząc jednocześnie, że małe są na to szanse, zatem - nic na tym nie tracił, wizerunkowo po lewej stronie zyskując bardzo.
Z drugiej strony PO zachowało swój centrowy i prawicowy elektorat, bo nic się przecież nie zmieniło, obrona nastąpiła, Gowin wystąpił, i tak to będą widzieć wyborcy - że swoich reprezentantów tam mają (frakcja konserwatywna). W ten sposób panowie dwoma gadkami z mównicy sejmowej zapewnili sobie przychylność jednej i drugiej strony, nie zmieniając nic a nic w stanie rzeczy, za to jeden i drugi zyskali osobiście. Mogą zatem przejść do dlaszych prac.
Zdziwiłbym się, gdyby to nie było w jakiś sposób ustalone. Daje w dodatku kolejne możliwości rozgrywania zarówno lewej jak i prawej strony ("samodzielność" Gowina, który mógłby przejąć całą prawicę, podmywanie RP i SLD, które nie mają tak poważnych liderów jakim jest Tusk).
W zasadzie - powiedziałbym - dobrą robotę panowie zrobili. Sobie.