Bez Tuska i Nawrockiego w Białym Domu. Tak to tłumaczy Pałac i rząd
W poniedziałek o 19:00 polskiego czasu Wołodymyr Zełenski spotka się z Donaldem Trumpem "w obstawie" europejskich liderów, ale bez udziału polskiego przedstawiciela. Dlaczego do USA nie wybiera się ani prezydent Nawrocki, ani premier Tusk? Pałac Prezydencki i Kancelaria Premiera znów przerzucają się odpowiedzialnością.
Na spotkanie z amerykańskim prezydentem, w celu przedyskutowania ewentualnego planu zakończenia wojny rosyjsko-ukraińskiej, wraz z prezydentem Zełenskim wybierają się:
- szefowa KE Ursula von der Leyen,
- kanclerz Niemiec Friedrich Merz,
- prezydent Francji Emmanuel Macron,
- prezydent Finlandii Alexander Stubb,
- sekretarz generalny NATO Mark Rutte,
- premierka Włoch Giorgia Meloni,
- premier Wielkiej Brytanii Keir Starmer.
Brak jakiegokolwiek polskiego przedstawiciela w tym gronie może dziwić.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Izolacja Putina. "Teraz już nie działała"
Pałac: to format z udziałem premiera
Jeszcze przed objęciem prezydentury przez Karola Nawrockiego od jego otoczenia płynęły jasne sygnały, że w praktyce to on, a nie rząd, będzie odpowiadać za kontakty z administracją amerykańską. Nie tylko dlatego, że jej przedstawiciele, z Donaldem Trumpem na czele, wsparli Nawrockiego w kampanii. Także z uwagi na to, jak krytycznie o Trumpie wypowiadał się Donald Tusk, sugerując, że ten mógł być zwerbowany przez rosyjskie służby 30 lat temu.
Sam Trump w zeszłym tygodniu, przed spotkaniem z Putinem na Alasce, wskazał, że na wideokonferencji z udziałem europejskich liderów preferuje obecność Nawrockiego niż Tuska. Polski premier postanowił to uszanować, a Nawrocki skorzystał z okazji.
Polski prezydent jednak nie pojawi się dziś w Białym Domu, mimo że być może zapadać będą tam decyzje dotyczące naszej części Europy.
- Tam jadą przedstawiciele tzw. koalicji chętnych, a to format z udziałem Donalda Tuska - tłumaczy nam współpracownik Karola Nawrockiego.
Jak przypomina, w sobotę rano odbyło się łączenie z Trumpem, a po nim narada w gronie liderów państw koalicji chętnych. I to na tym drugim spotkaniu Zełenski miał zapytać, kto wybierze się z nim w poniedziałek do Waszyngtonu.
W niedzielę zaś zgłosili się ci polityczni liderzy, którzy ostatecznie będą mu towarzyszyć. - My jesteśmy poza tym formatem koalicji chętnych, to format premierowski. Jeśli więc ktokolwiek miałby jechać do USA, to premier Tusk. Tym bardziej że prezydent Nawrocki za dwa tygodnie ma swoją wizytę w Białym Domu, do której już się przygotowujemy - przekonuje rozmówca z Pałacu.
Jak dodaje, Tusk mógł mieć obawy, jak na jego przyjazd zareagowałby Donald Trump.
Pewnie bał się, że jak tam pojedzie, to nawet nie wejdzie do Białego Domu
Rząd: "wiodąca jest rola prezydenta w kontaktach z Waszyngtonem"
Rzecznik rządu Adam Szłapka w rozmowie z nami odbija piłeczkę. - To analogiczny format jak wcześniejsze łączenia, tradycyjnie wiodąca jest rola prezydenta w kontaktach z Waszyngtonem, tak jak to było widać w zeszłym tygodniu - mówi.
Od jednego z rządowych rozmówców słyszymy, że - wbrew twierdzeniom Pałacu - sytuacja nie ma nic wspólnego z koalicją chętnych.
- To jest znacznie szerszy format. W niedzielę było spotkanie koalicji, w którym uczestniczył w imieniu premiera wicepremier Radosław Sikorski - zwraca uwagę rozmówca money.pl.
Jak dodaje, na jednej z wcześniejszych narad europejskich liderów obecny był m.in. szef Rady Europejskiej Antonio Costa, który "z jakiegoś powodu też nie leci do Waszyngtonu".
- Tak więc ten skład, który tam się wybiera, to skład typowo "trumpowy" - argumentuje rozmówca z rządu.
Podejrzewa też, że samemu Zełenskiemu mogło niespecjalnie zależeć na obecności Nawrockiego w jego wyprawie do Stanów Zjednoczonych, gdyż wie, że obecny prezydent ma bardziej krytyczny stosunek do Ukrainy niż Andrzej Duda.
Na miejscu nas nie będzie. Łączenia online nie przewidziano
W Kancelarii Premiera słyszymy, że Donald Tusk do Waszyngtonu się nie wybiera i raczej nie ma też perspektyw na to, by doszło choćby do jakiegoś łączenia online w trakcie negocjacji w Białym Domu.
- Jeśli Nawrockiego nie będzie, to nie będzie w Waszyngtonie nikogo ze strony polskiej. Wszystko jest organizowane trochę chaotycznie, nie wiemy, jak sytuacja się rozwinie - zastrzega rozmówca z KPRM.
Jak dodaje, rząd w tej sprawie postanowił ustąpić pola ekipie Nawrockiego, by nie dać się rozgrywać Amerykanom. - Robimy krok wstecz i wspieramy, żeby nie było dwugłosu czy walki o krzesło - podkreśla rozmówca.
Zwraca uwagę, że istotnym wydarzeniem w kontekście nadchodzących rozmów w Waszyngtonie jest wspólne, wydane w weekend, oświadczenie prezydenta Emmanuela Macrona, premier Georgii Meloni, kanclerza Friedricha Merza, premiera Keira Starmera, prezydenta Alexandra Stubba, premiera Donalda Tuska, przewodniczącego Antonio Costy oraz szefowej KE Ursuli von der Leyen, w którym liderzy stwierdzili m.in., że "Rosja nie może dysponować prawem weta w kwestii możliwości przystąpienia przez Ukrainę do UE i NATO".
Będzie przełom?
To, co na ten moment łączy stronę prezydencką i rządową, to - delikatnie mówiąc - umiarkowana wiara w to, że dzisiejsze spotkanie z Białym Domu przyniesie jakiś przełom w kontekście zakończenia rosyjskiej agresji na Ukrainę.
- Wygląda na to, że najpierw będzie spotkanie Trumpa z samym Zełenskim, które może być trudne - ocenia rozmówca z rządu.
Część rozmówców wskazuje na - skądinąd dobrze już znane - warunki, jakie na wstępie do dzisiejszych rozmów zarysowuje sam Donald Trump, a które mogą okazać się nie do zaakceptowania przez stronę ukraińską. Chodzi m.in. o uznanie, że Krym zaanektowany przez Rosję w 2014 roku, nie wróci już do Ukrainy, oraz że kraj ten zrezygnuje ze swoich aspiracji dotyczących wejścia do NATO.
Tomasz Żółciak, dziennikarz money.pl