Czego dowiedzieliśmy się z pierwszych sondaży? Ekspert mówi, co wydarzy się po 21
Im mniejszy będzie odstęp między kandydatami w niedzielnych prognozach, tym bardziej uznawałbym ten wynik za niepewny i czekałbym na podliczenie wszystkich głosów - mówi w rozmowie z money.pl prof. Adam Gendźwiłł, socjolog i politolog z Uniwersytetu Warszawskiego, pytany o sondażowe wyniki II tury wyborów prezydenckich.
Rafał Trzaskowski zdobył 50,3 a Karol Nawrocki 49,7 proc. głosów w drugiej turze wyborów prezydenckich według sondażu exit poll wykonanego przez Ipsos dla TVP, TVN24 i Polsatu za tvn24.pl. Frekwencja wyniosła 72,8 proc.
Grzegorz Osiecki, Tomasz Żółciak, money.pl: Czy możliwy jest scenariusz, że w niedzielę wieczorem po publikacji exit poll zobaczymy innego zwycięzcę wyborów niż w poniedziałek rano po kompletnych wynikach PKW?
Prof. Adam Gendźwiłł, socjolog i politolog UW: Tak, myślę, że jest realny. Sondaże pokazują, że naprawdę niewielkie liczby głosów mogą decydować. To duże wyzwanie dla firm realizujących exit poll - kluczowe jest przewidzenie, kto zwycięża, a kto przegrywa. Odwrócenie tej kolejności, nawet przy niewielkim błędzie liczbowym, będzie traktowane jako fundamentalna pomyłka. Im mniejszy będzie odstęp między kandydatami w niedzielnych prognozach, tym bardziej uznawałbym ten wynik za niepewny i czekałbym na podliczenie wszystkich głosów.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Biznes bez produktu. Absurd? Raczej genialny plan - Wiktor Schmidt w Biznes Klasie
Jak czytać sondaże przedwyborcze?
Główne źródło błędu sondażowego pochodzi z faktu, że reprezentatywną grupę stanowi tylko około tysiąc obywateli spośród prawie 30 milionów uprawnionych do głosowania. Ale na błędy statystyczne nakładają się inne - sondaże realizowane są głównie telefonicznie, mnóstwo ludzi odmawia rozmowy, niektóre grupy są łatwiej osiągalne niż inne. Firmy próbują potem dokonać przeliczenia, biorąc poprawki na takie zjawiska, czyli przeważać wyniki, ale to narzędzia, które próbują poprawić jakość czegoś już niedoskonałego. Mamy też problem z wyborcami, którzy nie do końca szczerze raportują swoje preferencje.
Czy lepiej uwzględniać niezdecydowanych w analizie sondaży, czy nie?
Bardzo ważne do oceny sondażu jest nie tylko rozkład preferencji, ale też szacunek poziomu frekwencji - to pomaga zrozumieć, wśród jakich wyborców liczymy rozkład preferencji. Byłbym zadowolony, gdyby przy publikacji sondaży padały szczegóły ich realizacji: ile osób odmówiło udziału, jakie wagi wykorzystano do przeważenia próby. Takich szczegółów nie ma, bo firmy chronią swój warsztat. Pewnie też nie chcą, żeby jasne stało się, jak trudna jest realizacja badań sondażowych, jak wysokie są odsetki odmów.
Jak firmy radzą sobie z przewidywaniem frekwencji?
Firmy mają różne sposoby oceny szans, że respondent rzeczywiście zagłosuje. Pytają czasem o dodatkowe wskaźniki: na ile jest pewien udziału w wyborach, czy wcześniej głosował, czy interesuje się polityką. Próbują postawić punkt odcięcia - osoby mówiące "zdecydowanie nie zagłosuję" to na pewno nie pójdą, ale jak ktoś mówi "raczej tak" to już włączamy go do prawdopodobnych wyborców. Może być tak, że arbitralna decyzja firmy o tym, kogo włączyć do wyborców, a kogo nie - czyli kto będzie podstawą procentowania - ma wpływ na rozkład preferencji dla kandydatów.
Kiedy poznamy ostateczny wynik?
Spodziewam się, że już w poniedziałek będzie jasne, kto wygrał - w drugiej turze głosy liczy się szybko. Nie spodziewam się, żeby tysiące głosów decydowały o zwycięstwie - raczej dziesiątki, może setki tysięcy. Z tym się wiąże jeszcze jedna kwestia, która nie dotyczy już sondaży.
Im mniejsza będzie różnica między kandydatami, tym większy potencjał do kwestionowania wyniku i rzetelności procesu wyborczego. Tym bardziej możemy się spodziewać protestów wyborczych i walki o uznanie ostatecznego wyniku.
Rozmawiali: Grzegorz Osiecki i Tomasz Żółciak, dziennikarze money.pl